Info

Pracuję nad 6 rozdziałem oraz nad one-shotami. (Dramione dla ~hope~ oraz ponowne Draco x Ellie)

Jeśli ktoś z czytelników miałby specjalne zamówienie na "one shota"- jestem otwarta na sugestie.

O mnie

Moje zdjęcie
Studentka próbująca odnaleźć się w świecie dorosłych jako powszechnie uznawanym, a i tak posiadająca swój własny świat. Uciekam od problemów do muzyki, pisania, rysowania i ukochanego. Chętnie nawiążę znajomość- nie gryzę. :)

środa, 28 sierpnia 2013

2. "Jedno przeżyło, drugiego nie tknęli. Kto miał większe szczęście?"

- Zaraz... Co?!- Harry spojrzał na Rona, a na jego twarzy malowało się ogromne zdziwienie. Jak to jej ojciec... Nie, JEGO ojciec, a JEJ matka. Skąd oni wszyscy o tym wiedzą, co tu jest grane? Umysł Harrego bombardowały tysiące myśli.
Malfoy już otwierał swoje usta żeby się odezwać, a Ron swoje, aby odpowiedzieć Potterowi, ale w tym momencie wróciła profesor McGonagall. Dała Draconowi znak do powrotu w szereg. Blondyn tylko zlustrował okularnika i rudzielca wzrokiem po czym z cichym prychnięciem zajął miejsce obok dwójki goryli- Crabba i Goyle'a.
- Pora zaczynać! Za mną!- rozkazała władczo czarownica.
Elouise, mimo trzęsących się nóg, ruszyła posłusznie razem z tłumem. Nie mogła dojść do tego czy te drgawki są wynikiem furii czy strachu, szoku czy pewności. Na szczęście wszystkie negatywne emocje opadły gdy jej oczom ukazała się Wielka Sala. Zgodnie z nazwą- była wielka. Cztery długie stoły prezentowały się wzdłuż, a na samym końcu, wszerz, ciągnął się stół dla nauczycieli. Wszyscy obecni na Sali przeczesywali wzrokiem pierwszorocznych, jedni z pogardą, inni z ciekawością, a jeszcze inni z dozą sympatii. Wzrok Ellie powędrował po ścianach. Wisiały na nich flagi prezentujące barwy i stworzenia poszczególnych domów- złoty lew na czerwonym tle Gryfonów, czarny borsuk na żółtym tle Puchonów, biały kruk na granatowym tle Krukonów oraz srebrny wąż na szmaragdowym tle Ślizgonów. Nad stołem nauczycieli wyróżniała się flaga Hogwartu. Dzieciom nie mógł umknąć przepiękny sufit. Ellie podsłuchała jak Hermiona tłumaczy dla Susan Bones, że jest zaczarowany po to żeby wyglądał jak niebo w nocy. Zaparło jej dech w piersiach. Miała tu spędzić kolejne 10 miesięcy. To była cudowna wizja.
- Ustawcie się tu, proszę- powiedziała McGonagall gdy zatrzymali się przed podestem, który oddzielał strefę uczniowską od nauczycielskiej.- Nim zaczniemy, profesor Dumbledore chciałby coś ogłosić.
- Jak co roku- sędziwy staruszek podniósł się z miejsca. Jego siwa broda sięgała głęboko pod stół, a bordowa tiara przekrzywiła się na głowie, zupełnie jak okulary na jego orlim nosie- obowiązują nas jakieś zasady! Pierwszoroczni niech wiedzą, że wstęp do lasu jest absolutnie niedozwolony! Dodatkowo, nasz dozorca, pan Filch, prosił o przypomnienie, że wejście na korytarz na trzecim piętrze, jest zabronione! Dziękuję!
- Gdy kogoś wyczytam niech podejdzie tu i zajmie miejsce na stołeczku. Wtedy włożę mu na głowę Tiarę Przydziału, która wskaże mu jego dom...- profesorka uśmiechnęła się ciepło do małego tłumu kotów, gdy Dumbledore zakończył swoje przemówienie i usiadł z głośnym westchnięciem na krześle z szerokim oparciem.- Hermiona Granger!
Elouise spojrzała na wywołaną dziewczynę i przygryzła wargę. Gdy szli z pociągu do łodzi, Hermiona opowiadała jej jak się boi, że zostanie przydzielona ze względu na swoje wady i nie będzie miała możliwości pokazania się z jak najlepszej strony. Bądźmy szczerzy- nikt nie wiedział jak głęboko w umysł potrafi zajrzeć Tiara... A co, jeśli Granger miała rację? Co wtedy będzie z nią? Podczas przydziału nie ukryje swojej mściwej natury, z którą tak starała się walczyć i prawie z nią wygrała... Jej starcie podgotowała obecność Dracona w Hogwarcie...
- GRYFFINDOR!!!- szatynka podskoczyła. Zupełnie zapomniała o Hermionie i z głębokiego namysłu wyrwał ją krzyk Tiary ogłaszający przyjęcie Granger do domu lwa. To była cudowna wiadomość. Po mugolaczce też było widać, że jest szczęśliwa. Gryfoni cieszyli się dużym respektem.
- Draco Malfoy!
Ellie zamarła na chwilę. W tym momencie jej umysł był zupełnie pusty. Nie myślała o niczym. Chciała tylko wiedzieć, że ten człowiek znajdzie się tam, gdzie jego miejsce. A idealną dla niego pozycją był...
- SLTYHERIN!!!
- Elouise Dragon!
Wielką Salę ogarnęła niema cisza. Złotej zadrżały wargi. Już wiedzieli. Do uszu dziewczyny dotarły szepty, które wychodziły z ust uczniów Hogwartu. Czuła na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych. Zimny dreszcz przeszedł po jej szyi, a z nerwów poprawiła szaliczek. Nie wiedziała tak naprawdę po co. Teraz to i tak nie miało znaczenia...
Zrobiła sztywny krok w stronę profesor McGonagall. Powoli podniosła wzrok na twarz nauczycielki i dojrzała jej zatroskaną twarz wykrzywioną w ciepłym uśmiechu. Ellie przełknęła głośno ślinę i usiadła powoli na stołku, zamykając oczy. Nie chciała widzieć tych wszystkich ludzi, którzy bez wątpienia gapili się na nią, w końcu była w centrum uwagi. To była jej chwila, czuła, jak krew pulsuje w jej żyłach, jak skronie zmierzają do eksplozji, jak pot płynął po jej plecach, jak Tiara ląduje na jej głowie...
- Oooch...- zamruczał jej do ucha głos Przydziału.- Niesamowite... Naprawdę, niesamowite... Ile się dzieje w tej głowie... Nie sądziłam, że przyjdzie mi zająć miejsce na złotej czaszce... Och, ile myśli, ile postanowień, ile planów, ile... lęków? Panno Dragon, nie sądziłam, że dojrzę to w tym umyśle... Chociaż nie wiem co ja bym czuła gdybym była ostatnia... Naprawdę... Och...- Tiara zapętlała się w swoich słowach. Elouise usłyszała "och" i "naprawdę" jeszcze niezliczoną ilość razy, gdy nagle poczuła lekkie szarpnięcie w okolicy potylicy.- Już mam. Dokopałam się do tego, co postawiło sprawę jasno. Tak więc... GRYFFINDOR!!!
Szatynka podniosła powoli powieki, a Wielką Salę ogarnął wrzask i wiwaty od stołu Gryfonów. Dziewczyna powoli zsunęła się ze stołka, z obawą, że gdy stopami muśnie grunt, jej nogi odmówią posłuszeństwa. Tak się jednak nie stało, a Dragon odważyła się w końcu na szeroki uśmiech. Podbiegła do Hermiony, uściskała ją serdecznie i zajęła miejsce obok niej, a ludzie w czerwono- żółtych krawatach klepali ją zewsząd po plecach i składali gratulacje. Od paru osób usłyszała pytania "Czy to prawda?", "Czy mogłabyś zdjąć szalik?", ale zgrabnie udawało jej się zmieniać temat.
Po zakończonej ceremonii przydziału, podczas której Ron i Harry (którego obecność wywołała nie mniejsze zamieszanie niż obecność Elouise) również trafili do Gryffindoru, oczom uczniów ukazała się ogromna uczta. Stoły uginały się pod ciężarem przysmaków i wykwintnych dań. Wieczór zleciał szybko. Atrakcją były także duchy, które zleciały się na Wielką Salę, aby przywitać nowych, a gdy wszyscy napełnili swoje brzuchy prefekci pokazali drogi do dormitoriów.

***

Pierwsze dwa dni minęły jak wystrzelone z procy. Potterowi i Weasleyowi udało się spóźnić na lekcję transmutacji, a potem okularnik podpadł dla profesora Snape'a na pierwszych eliksirach. Na szczęście wszyscy byli tak pochłonięci nowymi doświadczeniami, że zupełnie zapomnieli o Elouise i Harrym. Słynne nastolatki miały moment dla siebie, chwilę na złapanie oddechu i okazję do poczucia się... normalnie. Jak każdy inny dzieciak.
Trzeciego dnia, przy śniadaniu, zleciały się sowy z pocztą. Tak wielka grupka przylatywała dwa razy na tydzień. Fuksja przyniosła dla Ellie paczkę ze słodyczami i małą figurkę lwa, który potrząsał co jakiś czas grzywą, od państwa Bertone. Lew był gratulacjami z okazji przyjęcia do domu Godryka. Ron odłożył dostarczoną gazetę na bok i zajął się paczuszką. Pismem zainteresował się Harry, który momentalnie podłapał główny temat.
- Byłem w tej krypcie z Hagridem!- skomentował artykuł mówiący o rzekomej kradzieży w banku Gringotta, której wypierał się jego personel. Ron zakrztusił się swoją jajecznicą, Hermiona wstrzymała oddech, a Elouise zastanawiała się czemu wokół, teoretycznie, jasnych spraw zawsze jest największa sensacja.

***

- O rany!- Ron podskakiwał radośnie gdy zmierzali na pierwszą lekcję latania na miotle.- Tak na to czekałem! To chyba będą najlepsze zajęcia w tej szkole!
- Z czego ty się tak cieszysz? To tylko latanie...- mruknęła Elouise, a Hermiona, po której było widać oznaki przerażenia na myśl oderwania stóp od ziemi, pokiwała energicznie głową, potwierdzając w ten sposób słowa szatynki.
- Łatwo ci mówić, bo masz to kiedy sobie zechcesz, dla ciebie to normalka!- fuknął rudzielec. Ellie już otworzyła usta żeby mu odwarknąć, ale z tyłu dało się słyszeć nienawistny syk.
- Nie raduj się tak, Weasley, bo pewnie i tak zlecisz z tej miotły- na słowa Malfoya śmiechem zareagowali towarzyszący mu goryle.
- Zamknij się, Malfoy!- Harry zacisnął dłonie w pięści i stanął tuż przed blondynem. W oczach Dracona dało się zauważyć błysk satysfakcji. Zanim zdążył coś powiedzieć, Złota pociągnęła Pottera za ramię.
- Daj spokój, Harry- burknęła cicho.- On już zdążył z tej miotły spaść, nie widzisz tego po jego mordzie?
Nie tylko czwórka kompanów, ale też ludzie dookoła, którzy usłyszeli tę wymianę zdań, wybuchnęli śmiechem. Ślizgon zacisnął zęby i wyminął przyjaciół tak, aby jak najmocniej zahaczyć o któreś barkiem. Dało się słyszeć ciche warczenie, które przypominało odgłosy niezadowolonego lwa.
- Rany, co to?- Harry odwrócił się nerwowo kilka razy, rozglądając się dookoła.
- Niby co? Ja nic nie słyszę- odparła mu spokojnie Hermiona, po czym uniosła brew w górę.- Tak się zestresowałeś Malfoyem?
- N- nie... Nieważne. Chodźmy, bo Ron zaraz wyskoczy z siebie jak nie wsiądzie szybko na tę miotłę- uśmiechnął się Potter.

***

- Dzień dobry uczniowie!- chuda, młoda czarownica w sportowej szacie przechodziła pomiędzy uczniami, poprawiając rękawice. Jej piwne oczy były tak jasne, że wyglądały jak kocie, a białe, krótkie włosy sterczały we wszystkich możliwych kierunkach.
- Dzień dobry pani Hooch!- odpowiedzieli jej chórem wychowankowie.
- Witam na pierwszej lekcji latania!- Rolanda stanęła tak, aby wszystkich widzieć i żeby każdy mógł widzieć ją.- Na co czekacie? Ustawicie się obok miotły, wyciągnijcie rękę przed siebie i krzyknijcie "Do mnie!"!
Głos uczniów rozległ się niczym bzyczenie wściekłego roju pszczół. Każdy wrzeszczał nakazane przez nauczycielkę słowa. Do Harrego i Dracona miotły przyleciały niemal natychmiast. Ron zdążył oberwać w nos trzonem, a miotła Hermiony turlała się niezdecydowana na boki. Elouise stała i obserwowała każdego po kolei. Bała się spróbować, ale jak już przełamała barierę lęku to nie miała czego żałować- udało się jej to równie dobrze co Potterowi. Złota uśmiechnęła się szeroko do okularnika gdy tylko poczuła jego wzrok na sobie.
- Jak już chwycicie miotłę, macie na nią wsiąść!- zakomendowała pani Hooch zauważając, że każdemu już to wyszło.- Gdy dam sygnał gwizdkiem odepchniecie się mocno nogami od ziemi, zrobicie małe kółko, pochylicie się pewnie do przodu i wylądujecie. Pamiętajcie o mocnym trzymaniu trzonka! Zrozumiane? No. Na mój gwizdek! Uwaga! 3... 2...
Zanim nauczycielka dała sygnał do startu, miotła jednego z uczniów zaczęła go unosić. Neville. Chłopiec trząsł się ze strachu i wręcz wtulał w latający przedmiot.
- P... Panie Longbottom!- wykrzyknęła Rolanda. Dzieciaki dookoła ganiły Nevilla za jego zachowanie, nie rozumiejąc, że stracił on całkowicie kontrolę nad miotłą.
- RATUNKUUUUUU!!!- przed oczami Elouise mignęła tylko czarna szata kolegi z domu.
- WRACAJ TU W TEJ CHWILI!- pani Hooch okazywała stres tak samo jak złość- krzyczała groźnym tonem.
Miotła Nevilla postanowiła chyba uciszyć te wrzaski, bo ruszyła w stronę grupy uczniów. Wszyscy rozbiegli się na boki, a Longbottom darł się wniebogłosy. Elouise przygryzła wargę, Hermiona zakrywała usta dłońmi, a Ron z Harrym stali jak sparaliżowani. W pewnym momencie widzieli chłopca już tylko jako niewielką kropkę na niebie. Kropkę, od której... Odjeżdża kreska?
- BOŻE, ON SPADŁ Z MIOTŁY!!!- wiszczała Hermiona. Neville zahaczył szatą o rzeźbę znajdującą się na jednej z wież zamkowych, jednak ta, rwąc się, nie utrzymała go zbyt długo. Leciał prosto na spotkanie z twardym gruntem. Głos uwiązł pani Hooch w gardle. Dziewczyny piszczały przerażone, a Elouise biła się sama ze sobą w myślach. Jednak, gdy chłopak zbliżał się coraz bardziej do ziemi, klamka w końcu zapadła. Złota ruszyła biegiem w jego stronę.

sobota, 24 sierpnia 2013

1. "Rany, no przecież wszyscy o tym wiedzą..."

Dzwonek przy drzwiach do Dziurawego Kotła oznajmił, że ktoś zaszczycił lokal swoją obecnością. Do środka weszła mała dziewczynka, trzymająca kurczowo za rękę wysokiego, wytatuowanego czarnoskórego mężczyznę. Na pewno nie był to ojciec z córką, bo wyglądali jak dwa przeciwieństwa. Ona- drobna, o bladej skórze, z popielatymi włosami do ramion, które w słońcu mieniły się jak złoto, jedenastolatka. On- wysoki, umięśniony, sprawiał wrażenie jakby dopiero co opuścił mury więzienne. Przechodząc przez lokal kiwał głową na powitanie poszczególnym wiedźmom i czarodziejom. Gdy stanął wraz ze swoją towarzyszką przy murze na tyłach Kotła spojrzał na dziewczynkę zachęcająco.
- Dalej, Ellie- uśmiechnął się.- Jako jedyna nie musisz znać kombinacji, wystarczy, że przyłożysz rękę. Moim zdaniem to bardzo wygodne.
- Rany, Frank... Nie masz pojęcia jak się stresuję...- Elouise pociągnęła lekko noskiem.
- Przecież bardzo długo czekałaś na tę chwilę, Złota. No dalej!
- Może to właśnie dlatego...
Jedenastolatka, zachęcona przez Franka, drżącą ręką musnęła zimny mur. Odskoczyła z wrażenia kiedy, pod wpływem jej dotyku, cegły zmieniły swoje położenie i otworzyły przed nimi wejście na ulicę Pokątną. Mężczyzna zaśmiał się niskim głosem.
- Przeżywasz jakby miało to zadecydować o twoim życiu- stwierdził, przecierając łzę, którą uronił podczas donośnego śmiechu.
- Śmiej się, śmiej, to podpalę ci buty!- Elouise dostała pstryczka w nos.
- Nie podskakuj, bo nie kupię ci tej sowy.- Frank próbował brzmieć groźnie, ale jego miłość do Ellie nie pozwalała mu na to. Mimo, że nie byli prawdziwą rodziną to traktował ją jak swoje dziecko.- A właśnie, nie obawiasz się, że to ptaszysko rozszarpie chłopaków?
- Właśnie dlatego kupiłam dla nich klatkę z węższymi odległościami między prętami... Dobrze, że o tym wspomniałeś. Ponoć otworzyli nowy sklep dla zwierząt, tu na Pokątnej. Przyda się kupić karmę dla szczurów, prawie się im skończyła.
Nietypowa para ruszyła wzdłuż ulicy. Ellie rozglądała się z otwartą buzią. Mimo, że świat magii nie był dla niej obcy to pierwszy raz miała z nim do czynienia tak namacalnie. Frank zatrzymał się nagle przed nią, wyciągając z kieszeni zapisaną kartkę papieru.
- Tu masz nazwy sklepów, w których znajdziesz poszczególne rzeczy potrzebne do szkoły. Mam nadzieję, że wzięłaś listę z wyprawką?- przeszył ją swoimi brązowymi oczami. Dziewczynka z tryumfalną miną pokazała mu elegancko złożony pergamin, który wyciągnęła z wewnętrznej kieszonki swojej jeansowej kamizelki.
- Cudownie- Frank położył dłoń na jej głowie.- Ja muszę pozałatwiać kilka spraw, między innymi twoją nieszczęsną sowę. Uważaj na siebie i nie potknij się o tę spódnicę. Tutaj już nie musisz tak strasznie się ukrywać.
- Nie mam też czym się chwalić. Na razie, tato.- Ellie ruszyła w przeciwnym kierunku co mężczyzna wczytując się w listę zakupów i spis lokali, w których może dostać poszczególne rzeczy.
- Zacznę od pergaminu i piór... Różdżkę zostawię na koniec, bo może mi to zająć najdłużej...- mruknęła pod nosem i weszła do lokalu, który cieszył oko przechodnia piórami przeróżnych kolorów i kształtów.

***

- A tak, tak... Pamiętam zamówienie pana Bertone i zawartość jego paczuszki, którą mi przekazał...- pan Olivander sprawiał wrażenie, jakby próbował wmówić to samemu sobie, a nie powiadamiał o tym Elouise.- Mam to gdzieś na zapleczu, panienka pozwoli na chwilę.
Gdy starzec zniknął za jedną z półek, dziewczyna wyjrzała za okno sklepowe. Na Pokątnej panował ogromny ruch, widziała bardzo dużo swoich rówieśników z rodzicami. Zaśmiała się cicho na myśl, że jej prawdziwa mama nie zmieściłaby się na tych uliczkach. Zakupiła już pergaminy i pióra, kociołek, podręczniki, dała się wymierzyć pod szatę szkolną. Jak kupi różdżkę i odbierze swoje ubranie poczeka na Franka w umówionym miejscu. Poprawiła nerwowo szaliczek na szyi upewniając się, że leży tak jak powinien. Doskonale spełniał swoje zadanie, zasłaniając wszystkie niezgrabne detale. Ellie podskoczyła wystraszona, słysząc za sobą nagle głos starego Olivandera.
- Oooo proszę... Tak, ta różdżka idealnie do panienki pasuje. Miałem cichą nadzieję, że ten rdzeń starczy mi na jeszcze parę sztuk, ale pan Bertone idealnie wiedział jaka ilość jest potrzebna na pani egzemplarz... To wyjątkowa różdżka, jestem absolutnie pewny, że panienki nie zawiedzie.- różdżkarz wychwalał swój twór jak gdyby był żywy i miał uczucia. Elouise wzięła magiczny patyk w dłoń. Wpasował się nią idealnie. Dziewczynka miała wrażenie, że dosłownie wrósł jej w rękę.
- 12 cali, cyprys, niezbyt giętka, ale też nie za sztywna... Wydaje mi się, że obie się doskonale dogadacie- Olivander uśmiechnął się tajemniczo. Dziewczyna podziękowała mu gorąco, chcąc oszczędzić sobie dłuższych wywodów. Zapłaciła winną sumę i chowając różdżkę w kieszonkę kamizelki opuściła lokal. Stanęła na schodku i już miała skręcać w stronę sklepu z szatami gdy w przeciwnym kierunku ujrzała włochatą głowę.
- HAGRID!- krzyknęła głosem pełnym radości i podbiegła w stronę mężczyzny.
- Cholibka! Kogo me oczy widzą! Toż to nikt inny jak Elouise!- objął dziewczynkę na powitanie. Obok Hagrida stał, niewiele wyższy od Ellie, czarnowłosy chłopak w okularach.- Cooo, zakupy przed szkołą? No no. My z Harrym też tak sobie chodzimy i kupujemy. Właśnie się wybieramy po różdżkę, co nie Harry?
Chłopak uśmiechnął się lekko, kiwając głową. Wyciągnął do blondynki rękę.
- Miło mi cię poznać. Ja zaczynam dopiero naukę w Hogwarcie. Jestem Harry Potter.
Elouise zamarła na chwilę. Jej zielone oczy otworzyły się szeroko, jakby miały za chwilę wyskoczyć z orbit. Niemniej jednak serdecznie uścisnęła dłoń Pottera.
- Niesamowite, więc to prawda!- zaśmiała się szczerze radośnie.- Jestem Elouise i także dopiero zaczynam naukę! Może trafimy do tego samego domu! Byłoby wspaniale!
- Jeszcze nie wiem zbyt o czym mówisz... Nie miałem za wiele kontaktu z waszym światem, ale...
- NASZYM światem, Harry Potterze! Nie przejmuj się, wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.- za sylwetką chłopca mignęła dziewczynie sylwetka Franka.- Ja już muszę lecieć, ale cudownie było cię poznać, Harry, a ciebie Hagridzie spotkać ponownie.
- I ciebie, droga Elouise!- krzyknął za odbiegającą dziewczyną brodacz.
Frank uśmiechał się szeroko do nadbiegającej córki, ukazując rząd białych zębów. W ręku trzymał klatkę, w której siedziała niewielka sówka. Włochatka pohukiwała cicho, widocznie niezbyt zadowolona ograniczeniem wolności.
- To ona?- spytała Elouise biorąc klatkę w ręce.
- Tak. Mówiłaś, że chcesz nazwać ją Fuksja?
- Mówiłam i jak najbardziej trzymam się dalej tego pomysłu!- szczęśliwa dziewczynka odstawiła klatkę na bok, dając swojemu ciału możliwość na przytulenie mężczyzny.- Dziękuję ci z całego serca!
- Nie ma o czym mówić. Dużo zakupów ci zostało, Złota?- Frank wziął Ellie na ręce, przytulając ją jak na ojca przystało.
- Muszę odebrać już tylko szaty. Chodźmy szybciej, bo jestem już głodna. Margaret obiecała, że zrobi kurczaka w miodzie.- szatynka oblizała się na samą myśl o potrawie, schylając się po klatkę z Fuksją, która też wyglądała na głodną.
***

Elouise siedziała sama w przedziale, patrzyła przez okno i oglądała zmieniające się krajobrazy, opierając głowę na łokciu. Westchnęła cicho. Tak długo na to czekała, a teraz bardzo się stresowała. W końcu była czymś innym od reszty uczniów jadących ekspresem. Obawiała się, że z akceptacją będzie u innych ciężko i na samą myśl poprawiła długą spódnicę i szalik na szyi. Od początku podróży była ubrana w szkolne szaty. Myśl o tym, że brzegi jej ubrań zmienią kolor na barwy domu, do którego zostanie przydzielona, napawała ją ekscytacją i zniecierpliwieniem. Po raz enty sprawdziła czy nie zapomniała różdżki. Nagle drzwi do przedziału otworzyły się z hukiem, a w nich pojawił się pulchny chłopiec z krzywym zgryzem.
- Wy... Wyb...- dukał zdyszany. Elouise spojrzała na niego czekając aż w końcu powie coś zrozumiałego. Zamiast tego usłyszała dziewczęcy głos z korytarza.
- Och, Neville... Spokojnie, nie pędź tak, widzisz, że teraz nie umiesz się porozumieć!- chłopiec odsunął się od przejścia i oparł o ścianę korytarza, a na jego miejscu stanęła urocza istotka z szatynową burzą loków i sporymi jedynkami.- Wybacz mu, bardzo się niepokoi. Zgubił swoją ropuchę, Teodorę. Nazywa się Neville Longbottom, a ja jestem Hermiona Granger.
Ellie wstała i uścisnęła wyciągniętą dłoń gościa. Przedstawiła się samym imieniem i zaproponowała pomoc w poszukiwaniach. Gdy chłopak był już w stanie odpowiednim do obcowania z innymi, również przywitał się z Elouise. Cała trójka podzieliła się zadaniem. Każdy zaglądał do innego przedziału. Po jakimś czasie Neville gdzieś zaginął, a opuszczając jeden z przedziałów beznazwiskowa dziewczyna usłyszała jak Hermiona zagadała się z kimś obok. Postanowiła tam zajrzeć i sprawnym ruchem odsunęła drzwi.
- Jestem Ron Weasley!- rudy chłopiec opychał się słodyczami. Granger spoglądała na niego z nosem zmarszczonym jak króliczek, a naprzeciwko niej siedział nie kto inny jak znajomy z ulicy Pokątnej.
- Harry!- Elouise uśmiechnęła się szeroko, zajmując miejsce obok Hermiony.- Jak dobrze znów cię widzieć!
- Ciebie też fajnie widzieć, Elouise. Znacie się już z Hermioną?
- Tak. Słyszałam ja się przedstawiałeś, Ronie.- szatynka zwróciła się do rudzielca.- Ja jestem Elouise.
- Fajnie- Weasley przełknął sporą porcję fasolek wszystkich smaków, którą nabrał do ust.
- Ubierzcie lepiej czarne szaty, zaraz będziemy wysiadać- Granger kiwnęła na Ellie głową i obie wstały, opuszczając przedział chłopców. Hermiona rzuciła jeszcze Ronowi jakąś uwagę co do jego nosa i obie poszły wzdłuż korytarza.
- Spotkamy się już na peronie, Hermiono- rzuciła Elouise, zatrzymując się przy wejściu do swojego przedziału.

***

Na zewnątrz było już ciemno. Hagrid trzymał w ręku dużą lampę, którą oświetlał drogę i prowadził pierwszaków w stronę jeziora. Przepływali wodę, podziwiając ogromny zamek, który był ich celem. Hogwart. Ich nowy dom. Z łódek dało się słyszeć odgłosy zachwytu. Elouise także była pod ogromnym wrażeniem, jednak nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Monumentalność budowli przytłaczała ją. Czuła się przy niej taka malutka... Z drugiej strony było to dobre uczucie, bo miała pewność, że się tam zmieści. Na pewno nieprędko będzie chciała to testować, ale nigdy nie wiadomo na jakie okoliczności się trafi. W takim zamyśleniu umknęło jej uwadze to, że dopłynęli już na drugi brzeg. Prostą drogą wiodącą pod górę doszli pod mury zamku. Przy żelaznej bramie stała smukła czarownica w podeszłym wieku.
- Pirszoroczni, oto profesor McGonagall!
- Dziękuję Hagridzie. Przejmuję nad nimi opiekę, możesz iść i zająć już swoje miejsce.- brodacz na te słowa skłonił się lekko i zniknął za cegłami.- Za mną, moi drodzy!
Podążając za kobietą, koty mijały ogarnięte ciemnością drzewa, które zdawały się poruszać. Co chwilę nieznany odgłos przyprawiał o dreszcze, a zimny powiew wiatru znad wody tylko potęgował te uczucie. Gdy przeszli przez ogromne drzwi ich oczom ukazały się ruszające obrazy. Ich bohaterowie witali uczniów ciepłymi uśmiechami i zachęcającymi gestami. U szczytu schodów profesor McGonagall zatrzymała się i odwróciła przodem do dzieci.
- Za chwilę, gdy przejdziecie przez te drzwi, spotkacie się z uczniami i nauczycielami naszej szkoły. Zostaniecie też przydzieleni do domów. Są cztery domy- Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Waszym głównym zadaniem, poprzez pilną naukę i dobre zachowanie, jest zdobywanie punktów dla waszego domu. Za odpowiednie czyny punkty dodajemy, za niepoprawne odejmujemy je. Dom, który uzyska najwięcej punktów na koniec roku szkolnego dostanie puchar domów i...
- TEODORA!- wrzask Nevilla zagłuszył McGonagall, która zszokowana przerwała swój wywód. Chłopiec przecisnął się na szczyt schodów i ujął w dłonie sporą ropuchę. A więc to tego stworzenia szukał po całym pociągu... Elouise zachichotała pod nosem. Longbottom spojrzał na zniesmaczoną nauczycielkę.
- Prze... Przepraszam...- wycofał się z powrotem w tłum. Kobieta westchnęła głośno, kręcąc głową.
- Tak więc zaczekajcie tu!- po tych słowach zniknęła za drzwiami.
Nastał ogólny gwar. Wszyscy szeptali podekscytowani. Nagle dało się słyszeć pewny, chłopięcy głos.
- A więc to prawda, co mówili w pociągu... Harry Potter zaszczycił Hogwart...- blondyn oparty o poręcz schodów uśmiechał się cwanie. Elouise dostrzegła go i przeszedł ją dreszcz. Stała jak wbita w podłogę. Chłopak był identyczny jak tamten mężczyzna. Był to bez wątpienia jego syn. Dlaczego musiał rozpocząć naukę w tym samym roku co ona? Usłyszała jak się przedstawia jako Draco Malfoy, co Ron Weasley skwitował cichym parsknięciem.
- Śmieszy cię moje imię? Ty nie musisz się przedstawiać. Rudzielec, szata po starszym bracie... To na pewno Weasley...- Draco spojrzał na Harrego pewnym okiem.- Niektóre rodziny czarodziejów są o niebo lepsze od innych. Z niektórymi nawet nie warto się zadawać. Ja...
- Ty chyba nie mówisz o sobie!- Elouise usłyszała swój własny głos, przedzierający się przez obelgi Malfoya. Blondyn odwrócił się od Pottera i zlustrował dziewczynę od głowy do stóp. Jego wzrok zatrzymał się przy jej długiej spódnicy, ciągnącej się po ziemi. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zbladł.
- Ty...- głos mu zadrżał. Wszyscy spojrzeli w te same miejsce co on. Dało się słyszeć nagłe szepty. Ellie zagarnęła szybko spódnicę, zasłaniając się dokładnie.
- O co tu chodzi?- Harry, który niczego nie dostrzegł, spojrzał pytająco na Rona. Ten miał nie lepszą minę niż sam Draco, ale zdecydowanie mniej przerażoną.
- Ona... On... Jego ojciec...- wydukał Weasley.- Jego ojciec zabił jej matkę...

Welcome

Na dzień dobry wypada chyba się przywitać... :)
To moja pierwsza przygoda z blogspotem więc z góry przepraszam za ewentualne nieprawidłowości czy błędy. Pewnie ogarnięcie tego wszystkiego zajmie mi trochę czasu także proszę o cierpliwość! :)
Na moim blogu odkryjecie zupełnie nieznaną wersję przebiegu wydarzeń z Hogwartu. To moja własna wizja, która towarzyszyła mi zawsze podczas czytania książek czy oglądania filmów o Harrym Potterze. Co dokładnie?- zostawiam już kurtynę tajemnicy, wszystko się okaże w odpowiedniej chwili... :)
Mam nadzieję, że uda mi się dobrze oddać charakter i magiczny klimat moich tekstów. Wszelka krytyka mile widziana. Bez niej nie dowiem się co złego jest w moich treściach. Trzymajcie za mnie kciuki!




Obserwatorzy