Harry grzebał w swojej jajecznicy widelcem tak długo aż
zrobiła się z niej bezkształtna papka wyglądająca na mało apetyczną.
- Zjedz chociaż kanapkę…- jęknął Ron.
- Ron ma rację, do gry trzeba mieć dużo siły!- zawtórowała mu Hermiona.
- Nie mam ochoty…
- Harry, nie masz się czym stresować, przecież i tak wiesz, że wygramy!- napuszyła się Ellie.
- No nie wiem… Gracie ze Slytherinem… Więc nasz szczęściarz może mieć trochę problemów…- czwórka przyjaciół obejrzała się i ujrzała Nietoperza z podstępnym uśmieszkiem na twarzy.
- Na pewno da sobie radę, panie profesorze!- Granger uniosła podbródek do góry prezentując swoją dumę.
Snape tylko spojrzał na nią, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę stołu nauczycieli. Harry przyglądał mu się bacznie dopóki ten nie usiadł.
- Krew mu leciała… Wtedy gdy walczyliśmy z trollem…
- Hę?- zakrztusił się Ron.
- Słuchajcie, myślę, że to Snape wpuścił trolla. Nie patrzcie tak na mnie!
- A po co niby miałby to robić?!- wzburzyła się Hermi.
- Żeby pójść do trójgłowego psa! No sama mówiłaś, że czegoś pilnuje. Pamiętacie ten artykuł o banku Gringotta?
- Czekaj… Myślisz, że…- Elouise drapała się po nosie.
- TEGO pilnuje pies i TEGO Snape szuka!
***
- NAPRZÓD GRYFFINDOR! NAPRZÓD GRYFFINDOR!
- Rany, w sumie to też zaczęłam się stresować!- pisnęła Hermiona- Pierwszy mecz Harrego, nawet się o niego martwię!
- Nic mu nie będzie, da sobie radę. Sama widziałaś jaki jest świetny!- westchnął Ron.
- Co, Weasley, zakochałeś się?
Para odwróciła się i ujrzała Malfoya w towarzystwie swoich goryli.
- Odczep się…
- A już myślałem, że chodzisz z Granger! W sumie… Lepszy Potter niż ta tutaj… Włosy jakby piorun w stodołę strzelił!- Crabbe i Goyle zarechotali donośnie.
- To było niemiłe. Przeproś.
Draco poczuł na karku czyjś paznokieć. Obejrzał się przez ramię i zobaczył Elouise.
- Nie dotykaj mnie!- odskoczył jak poparzony.- Bo…
- Bo co?- Złota przekręciła głowę na bok z zainteresowaniem.
- Crabbe, na co czekasz?! Ruszże się!!!
Gruby Ślizgon, lekko zdezorientowany ruszył na dziewczynę z rękoma wyciągniętymi w przód i zaciśniętymi w tłuste piąstki. Gryfonka zgrabnie odskoczyła w bok i chwyciła chłopca za kark, unosząc go lekko nad ziemię. Crabbe zbladł, a Ronowi opadła szczęka.
- Goyle, pomóż mu!!!- głos Dracona zrobił się nieco piskliwy.
Kompan skorumpowanego chwycił kumpla za rękę i ciągnął go z całej siły, ale udało mu się tylko oderwać kawałek z rękawa jego swetra. Upadł z łoskotem na ziemię i stęknął przeciągle.
- No dalej Draco.- Ellie puściła dym z nozdrzy- Twój ruch.
Malfoy czuł jak drży mu brew. Spojrzał na masującego się po zadku Goyle’a i na wijącego się nad ziemią Crabba. Fuknął tylko z pogardą.
- Wybacz, ale nie chcę żebyś mnie znów dotykała… To by się już nie domyło…
ŁUBUDU!
Ciężkie cielsko Crabba wylądowało na blondynie. Ron i Hermiona parsknęli śmiechem, a Dragon tylko klasnęła cicho, otrzepując dłonie.
- Miłego oglądania meczu, gamonie! Idźcie i patrzcie jak przegrywacie z pierwszorocznym szukającym!- skwitowała zielonooka dostępując do przyjaciół- Chodźcie, trzeba znaleźć dobre miejsca!
Gryfoni ruszyli w stronę trybun, chichocąc jeszcze przez chwilę gdy słyszeli wrzaski Malfoya.
- Rany, Ellie!- pisnęła Hermiona- A podobno nie lubisz używać swojej siły!
- Wiesz co, przy Malfoyu to jakieś przyjemne- wyszczerzyła się Złota.- Przynajmniej na jakiś czas mamy spokój.
Trójca zajęła miejsca w pierwszym rzędzie trybun Gryffindoru. Granger podskakiwała rytmicznie w miejscu.
- Herrrrmioono!- zadudnił za nimi znajomy głos.- Zimno ci? Pożyczyć płaszcz?
- O, Hagrid! Nie, dziękuję bardzo. Tylko się trochę stresuję.
- Czym?- zdziwił się wielkolud.
- Martwi się o Harrego, bo to jego pierwszy mecz…- podsumowała przyjaciółkę Elouise, drapiąc się znacząco po czole.
- Cholibka, dajże spokój! Harry na pewno sobie poradzi! W końcu… to Harry, no!
- Pewnie masz rację…- westchnęła przeciągle czekoladowooka.- O są!!!
- Zjedz chociaż kanapkę…- jęknął Ron.
- Ron ma rację, do gry trzeba mieć dużo siły!- zawtórowała mu Hermiona.
- Nie mam ochoty…
- Harry, nie masz się czym stresować, przecież i tak wiesz, że wygramy!- napuszyła się Ellie.
- No nie wiem… Gracie ze Slytherinem… Więc nasz szczęściarz może mieć trochę problemów…- czwórka przyjaciół obejrzała się i ujrzała Nietoperza z podstępnym uśmieszkiem na twarzy.
- Na pewno da sobie radę, panie profesorze!- Granger uniosła podbródek do góry prezentując swoją dumę.
Snape tylko spojrzał na nią, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę stołu nauczycieli. Harry przyglądał mu się bacznie dopóki ten nie usiadł.
- Krew mu leciała… Wtedy gdy walczyliśmy z trollem…
- Hę?- zakrztusił się Ron.
- Słuchajcie, myślę, że to Snape wpuścił trolla. Nie patrzcie tak na mnie!
- A po co niby miałby to robić?!- wzburzyła się Hermi.
- Żeby pójść do trójgłowego psa! No sama mówiłaś, że czegoś pilnuje. Pamiętacie ten artykuł o banku Gringotta?
- Czekaj… Myślisz, że…- Elouise drapała się po nosie.
- TEGO pilnuje pies i TEGO Snape szuka!
***
- NAPRZÓD GRYFFINDOR! NAPRZÓD GRYFFINDOR!
- Rany, w sumie to też zaczęłam się stresować!- pisnęła Hermiona- Pierwszy mecz Harrego, nawet się o niego martwię!
- Nic mu nie będzie, da sobie radę. Sama widziałaś jaki jest świetny!- westchnął Ron.
- Co, Weasley, zakochałeś się?
Para odwróciła się i ujrzała Malfoya w towarzystwie swoich goryli.
- Odczep się…
- A już myślałem, że chodzisz z Granger! W sumie… Lepszy Potter niż ta tutaj… Włosy jakby piorun w stodołę strzelił!- Crabbe i Goyle zarechotali donośnie.
- To było niemiłe. Przeproś.
Draco poczuł na karku czyjś paznokieć. Obejrzał się przez ramię i zobaczył Elouise.
- Nie dotykaj mnie!- odskoczył jak poparzony.- Bo…
- Bo co?- Złota przekręciła głowę na bok z zainteresowaniem.
- Crabbe, na co czekasz?! Ruszże się!!!
Gruby Ślizgon, lekko zdezorientowany ruszył na dziewczynę z rękoma wyciągniętymi w przód i zaciśniętymi w tłuste piąstki. Gryfonka zgrabnie odskoczyła w bok i chwyciła chłopca za kark, unosząc go lekko nad ziemię. Crabbe zbladł, a Ronowi opadła szczęka.
- Goyle, pomóż mu!!!- głos Dracona zrobił się nieco piskliwy.
Kompan skorumpowanego chwycił kumpla za rękę i ciągnął go z całej siły, ale udało mu się tylko oderwać kawałek z rękawa jego swetra. Upadł z łoskotem na ziemię i stęknął przeciągle.
- No dalej Draco.- Ellie puściła dym z nozdrzy- Twój ruch.
Malfoy czuł jak drży mu brew. Spojrzał na masującego się po zadku Goyle’a i na wijącego się nad ziemią Crabba. Fuknął tylko z pogardą.
- Wybacz, ale nie chcę żebyś mnie znów dotykała… To by się już nie domyło…
ŁUBUDU!
Ciężkie cielsko Crabba wylądowało na blondynie. Ron i Hermiona parsknęli śmiechem, a Dragon tylko klasnęła cicho, otrzepując dłonie.
- Miłego oglądania meczu, gamonie! Idźcie i patrzcie jak przegrywacie z pierwszorocznym szukającym!- skwitowała zielonooka dostępując do przyjaciół- Chodźcie, trzeba znaleźć dobre miejsca!
Gryfoni ruszyli w stronę trybun, chichocąc jeszcze przez chwilę gdy słyszeli wrzaski Malfoya.
- Rany, Ellie!- pisnęła Hermiona- A podobno nie lubisz używać swojej siły!
- Wiesz co, przy Malfoyu to jakieś przyjemne- wyszczerzyła się Złota.- Przynajmniej na jakiś czas mamy spokój.
Trójca zajęła miejsca w pierwszym rzędzie trybun Gryffindoru. Granger podskakiwała rytmicznie w miejscu.
- Herrrrmioono!- zadudnił za nimi znajomy głos.- Zimno ci? Pożyczyć płaszcz?
- O, Hagrid! Nie, dziękuję bardzo. Tylko się trochę stresuję.
- Czym?- zdziwił się wielkolud.
- Martwi się o Harrego, bo to jego pierwszy mecz…- podsumowała przyjaciółkę Elouise, drapiąc się znacząco po czole.
- Cholibka, dajże spokój! Harry na pewno sobie poradzi! W końcu… to Harry, no!
- Pewnie masz rację…- westchnęła przeciągle czekoladowooka.- O są!!!
Na boisko wyleciało mnóstwo, w oczach Ellie,
czerwono-złotych oraz zielono-srebrnych kropeczek, poruszających się bardzo
zgrabnie i szybko. Gryfoni ułożyli się w V-klucz, na czele którego leciał
Oliver Wood. Dom Złotej szalał, dziewczyny piszczały, chłopcy bili brawo.
Nagle, piękne ustawienie graczy zniszczyły zielono-srebrne kropki, które
dosłownie powybijały ich z toru lotu. Ślizgoni wyglądali jakby ta gra nie miała
być przyjemna dla Pottera. Ten, swoją drogą, unosił się dość powoli i ostrożnie
na końcu ogona. Jego oczy dostrzegły wiwatujących przyjaciół na trybunach.
Uśmiechnął się szeroko i mocniej chwycił trzonek miotły. Tego nie mógł
przegrać!
Na środek murawy wyszła pani Hooch. Miała surowy wyraz
twarzy, a jej wzrok zatrzymał się na Marcusie Flincie- kapitanie Slytherinu.
- To ma być CZYSTA i ŁADNA gra! MÓWIĘ DO WSZYSTKICH!
- To ma być CZYSTA i ŁADNA gra! MÓWIĘ DO WSZYSTKICH!
Po tych słowach kopnęła zamaszyście w walizkę z piłkami.
Tłuczki pofrunęły wściekle w powietrze, a znicz mignął tylko Harremu w słońcu i
zniknął.
- KAFEL POSZEDŁ W GÓRĘ… I RUSZYYYYYLIIIIIIIIII!- komentator
brzmiał jakby zaraz miał wypluć własne płuca.- Johnson, Adrey, Johnso, Adrey,
Tens, Johnson… 10 PUNKTÓW DLA GRYFONÓW!
Od czerwonej strony trybun rozległ się gromki okrzyk
tryumfu, z przeciwnej, zielonej, zawodu. Draco ukrył twarz w dłoniach, co nie
umknęło oczom Rona, który przekomicznie zaczął go przedrzeźniać. Hermiona i
Ellie wybuchły soczystym, szczerym śmiechem.
Flint leciał bardzo szybko w stronę obręczy Gryfonów. Rzucił kaflem… Wood obronił miotłą! Piłkę przechwyciła Angelina Johnson, a George osłonił ją przed nadlatującym tłuczkiem.
Harry wisiał nad boiskiem i trochę bardziej obserwował grę niż rozglądał się za zniczem. Machnął nagle ręką drugiemu z bliźniaków gdy dostrzegł, że kolejny tłuczek leci w stronę trybun. Fred ruszył najszybciej jak potrafił na swojej wytartej miotle.
- ROOOON!- wrzeszczał, próbując przebić się przez świszczący wiatr. W głowie mu dudniło, że jest za wolny, że nie zdąży.
Na trybunach rozległa się cisza. Weasley nie dogonił piłki. Oślepił go za to złoty blask bijący po oczach jak rozżarzona gwiazda.
Elouise w porę dostrzegła zagrożenie i najzwyczajniej w świecie… Rozłożyła skrzydło. Osłoniła nim całe trybuny Gryffindoru na wypadek, gdyby tłuczek zachciał zmienić tor lotu. W miejscu uderzenia sączyła się lekko krew.
- E… ELLIE!- głos uwiązł Hermionie w gardle.- KRWAWISZ!
- To nic…- syknęła cicho Dragon.- Wyliżę się. Nic wam nie jest i to się liczy.
Czerwoni skwitowali tę sytuację gromkimi brawami. Złota czuła jak z każdej strony ktoś ją klepie po ramieniu i dziękuje. Kolejny raz okazało się, że jej skaza ma jednak zalety… Fred wisiał nieruchomo przed nimi, czuł, że nogi ma jak z waty. W pewnym momencie spojrzenia jego i zielonookiej spotkały się. Trzynastolatek przez chwilę myślał nad czymś intensywnie przyglądając się pokazującym jego odbicie tęczówkom po czym zerwał się nagle i poczochrał Elouise po włosach.
- Gdyby nie ty to by było bagno!- zaśmiał się i wrócił do gry. Ellie burknęła cicho i potrząsnęła głową żeby jej „artystyczny nieład” powrócił na swoje miejsce.
Johnson. Tens. Johnson. Adrey. Johnson. Johnson. JOHNSON. GOL!
GOL!
Ślizgoni przejęli kafla. GOL. Gryfoni. Zieloni obronili.
Lecą ku obręczy. Wood obronił.
Nikt na pewno nie widział co malowało się po tej sytuacji na twarzy Marcusa, a tym bardziej nikt nie był w stanie się domyślić jak czarne i nienawistne myśli nawiedziły młody, czternastoletni umysł. Przeszył czerwonego obrońcę czarnymi jak węgle oczami, bez żadnego wyrazu, błysku, choćby inteligencji. Tylko nienawiść. Rozejrzał się po boisku i jego wystające zęby przygryzły
wargę aż ta zsiniała. Podleciał do najbliższego zielonego pałkarza i wyrwał mu
kawałek drewna z dłoni.
Flint leciał bardzo szybko w stronę obręczy Gryfonów. Rzucił kaflem… Wood obronił miotłą! Piłkę przechwyciła Angelina Johnson, a George osłonił ją przed nadlatującym tłuczkiem.
Harry wisiał nad boiskiem i trochę bardziej obserwował grę niż rozglądał się za zniczem. Machnął nagle ręką drugiemu z bliźniaków gdy dostrzegł, że kolejny tłuczek leci w stronę trybun. Fred ruszył najszybciej jak potrafił na swojej wytartej miotle.
- ROOOON!- wrzeszczał, próbując przebić się przez świszczący wiatr. W głowie mu dudniło, że jest za wolny, że nie zdąży.
Na trybunach rozległa się cisza. Weasley nie dogonił piłki. Oślepił go za to złoty blask bijący po oczach jak rozżarzona gwiazda.
Elouise w porę dostrzegła zagrożenie i najzwyczajniej w świecie… Rozłożyła skrzydło. Osłoniła nim całe trybuny Gryffindoru na wypadek, gdyby tłuczek zachciał zmienić tor lotu. W miejscu uderzenia sączyła się lekko krew.
- E… ELLIE!- głos uwiązł Hermionie w gardle.- KRWAWISZ!
- To nic…- syknęła cicho Dragon.- Wyliżę się. Nic wam nie jest i to się liczy.
Czerwoni skwitowali tę sytuację gromkimi brawami. Złota czuła jak z każdej strony ktoś ją klepie po ramieniu i dziękuje. Kolejny raz okazało się, że jej skaza ma jednak zalety… Fred wisiał nieruchomo przed nimi, czuł, że nogi ma jak z waty. W pewnym momencie spojrzenia jego i zielonookiej spotkały się. Trzynastolatek przez chwilę myślał nad czymś intensywnie przyglądając się pokazującym jego odbicie tęczówkom po czym zerwał się nagle i poczochrał Elouise po włosach.
- Gdyby nie ty to by było bagno!- zaśmiał się i wrócił do gry. Ellie burknęła cicho i potrząsnęła głową żeby jej „artystyczny nieład” powrócił na swoje miejsce.
Johnson. Tens. Johnson. Adrey. Johnson. Johnson. JOHNSON. GOL!
GOL!
Ślizgoni przejęli kafla. GOL. Gryfoni. Zieloni obronili.
Lecą ku obręczy. Wood obronił.
Nikt na pewno nie widział co malowało się po tej sytuacji na twarzy Marcusa, a tym bardziej nikt nie był w stanie się domyślić jak czarne i nienawistne myśli nawiedziły młody, czternastoletni umysł. Przeszył czerwonego obrońcę czarnymi jak węgle oczami, bez żadnego wyrazu, błysku, choćby inteligencji. Tylko nienawiść.
- DAWAJ!- szczeknął i przymierzył się do nadlatującego tłuczka. Uderzył z całej
siły celując w Oliviera. Ten, pod siłą uderzenia, ugiął się, przewinął przez
miotłę i osiadł lędźwiami na obręczy. Na trybunach zapadła cisza. Hermiona,
Ron, Harry i Elouise zamarli. Potter zacisnął dłoń na trzonku Nimbusa i fuknął
zrezygnowany, że nie mógł nic zrobić! Sflaczałe ciało Wooda zachwiało się na
obręczy i zsunęło. Dla Elouise to było jasne. Co ją obchodzą inni. Niech gadają
co chcą. Chwyciła mocno rękoma za bramkę trybuny i szykowała się do skoku żeby
złapać chłopca.
- Nie!- Ron złapał ją za szatę i odciągnął do tyłu.
- Ronald, no co ty? Przecież on się strzaska na amen!- pisnęła Hermiona.
Głuche pacnięcie oznaczało, że czternastolatek właśnie „wylądował”. Na murawie pani Pomfrey biegła w jego stronę najszybciej jak mogła.
- Teraz to i tak po ptakach, ale Ellie! Nie możesz ingerować w mecz, nijak, rozumiesz?- rudzielec patrzył zszokowanej Złotej w oczy- Ślizgoni wygraliby walkowerem!!!
Przez głowę Dragon przebiegło wiele myśli. Jak Harry przegrywa swój pierwszy mecz, jak cały Gryffindor jej nienawidzi, bo wszystko zepsuła… Potrząsnęła mocno głową.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że jest taka możliwość…- westchnęła cicho.
- Dajcie spokój, dzieciaki!- zagrzmiał nad ich głowami Hagrid- Lepiej patrzcie, Harry chyba ma znicz, cholibka!
Faktycznie, czarnowłosy chłopiec gnał za małym punkcikiem po niebie. Lwy wiwatowały, emocje i adrenalina wszystkim skoczyły do górnych granic. W pewnym momencie Potter wykonał ruch, który wyglądał jakby wiatr chciał go zdmuchnąć z miotły i… Nie mógł się na niej utrzymać. Robił fikołki, podskoki, opady, obroty- w każdym razie coś nienormalnego! Węże wybuchli śmiechem, zarówno ci na boisku, jak i na widowni. Granger wyciągnęła lornetkę z dłoni Hagrida by przyjrzeć się temu bliżej. Jej wzrok powędrował po trybunach i zatrzymał się na loży nauczycieli. Dostrzegła Snape’a ruszającego znikomo wargami.
- TO SNAPE!- zachłysnęła się powietrzem- ON CZARUJE MIOTŁĘ!
- Co? Czaruje miotłę?- Ron zbladł.
- I co teraz?- warknęła Elouise.
- Zostawcie to mnie!- pisnęła Hermiona i zniknęła w tłumie Gryfonów.
Dragon i rudzielec oglądali uważnie co się dzieje z Nietoperzem. Nie minęły 2 minuty kiedy dookoła niego rozsiano panikę, coś się tam działo… W każdym razie- pomogło! Harry z powrotem wskoczył na miotłę i ruszył za szukającym Ślizgonów, który gonił złoty znicz. Gonitwa trwała, w końcu Potterowi udało się wykiwać węża i znicz był tylko dla niego… Stanął na miotle, wyciągnął rękę i…
Spadł.
Gryfoni zamarli.
Nauczyciele- również.
Czarnowłosy złapał się za brzuch i wydął policzki. Nie wyglądało to zbyt dobrze.
- … Zbiera mu się na pawia…- burknął Hagrid.
Z ust Harrego wypadł znicz.
Ten złoty znicz.
- Harry Potter ma znicz!- huknął komentator.- Gryfoni otrzymują 150 punktów za złapanie znicza!
Po całym boisku rozległ się wysoki gwizdek.
- GRYFFINDOR WYGRAŁ!- wykrzyknęła Pani Hooch.
Ryk Lwów niósł się echem przez całe błonia, dookoła zamku.
***
Wybaczcie obsuwę, ale miałam troszkę spraw... Wiecie, że mam zwolnienie z dwóch egzaminów? :D Zostały mi jeszcze 3. Módlcie się za mnie...
- Nie!- Ron złapał ją za szatę i odciągnął do tyłu.
- Ronald, no co ty? Przecież on się strzaska na amen!- pisnęła Hermiona.
Głuche pacnięcie oznaczało, że czternastolatek właśnie „wylądował”. Na murawie pani Pomfrey biegła w jego stronę najszybciej jak mogła.
- Teraz to i tak po ptakach, ale Ellie! Nie możesz ingerować w mecz, nijak, rozumiesz?- rudzielec patrzył zszokowanej Złotej w oczy- Ślizgoni wygraliby walkowerem!!!
Przez głowę Dragon przebiegło wiele myśli. Jak Harry przegrywa swój pierwszy mecz, jak cały Gryffindor jej nienawidzi, bo wszystko zepsuła… Potrząsnęła mocno głową.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że jest taka możliwość…- westchnęła cicho.
- Dajcie spokój, dzieciaki!- zagrzmiał nad ich głowami Hagrid- Lepiej patrzcie, Harry chyba ma znicz, cholibka!
Faktycznie, czarnowłosy chłopiec gnał za małym punkcikiem po niebie. Lwy wiwatowały, emocje i adrenalina wszystkim skoczyły do górnych granic. W pewnym momencie Potter wykonał ruch, który wyglądał jakby wiatr chciał go zdmuchnąć z miotły i… Nie mógł się na niej utrzymać. Robił fikołki, podskoki, opady, obroty- w każdym razie coś nienormalnego! Węże wybuchli śmiechem, zarówno ci na boisku, jak i na widowni. Granger wyciągnęła lornetkę z dłoni Hagrida by przyjrzeć się temu bliżej. Jej wzrok powędrował po trybunach i zatrzymał się na loży nauczycieli. Dostrzegła Snape’a ruszającego znikomo wargami.
- TO SNAPE!- zachłysnęła się powietrzem- ON CZARUJE MIOTŁĘ!
- Co? Czaruje miotłę?- Ron zbladł.
- I co teraz?- warknęła Elouise.
- Zostawcie to mnie!- pisnęła Hermiona i zniknęła w tłumie Gryfonów.
Dragon i rudzielec oglądali uważnie co się dzieje z Nietoperzem. Nie minęły 2 minuty kiedy dookoła niego rozsiano panikę, coś się tam działo… W każdym razie- pomogło! Harry z powrotem wskoczył na miotłę i ruszył za szukającym Ślizgonów, który gonił złoty znicz. Gonitwa trwała, w końcu Potterowi udało się wykiwać węża i znicz był tylko dla niego… Stanął na miotle, wyciągnął rękę i…
Spadł.
Gryfoni zamarli.
Nauczyciele- również.
Czarnowłosy złapał się za brzuch i wydął policzki. Nie wyglądało to zbyt dobrze.
- … Zbiera mu się na pawia…- burknął Hagrid.
Z ust Harrego wypadł znicz.
Ten złoty znicz.
- Harry Potter ma znicz!- huknął komentator.- Gryfoni otrzymują 150 punktów za złapanie znicza!
Po całym boisku rozległ się wysoki gwizdek.
- GRYFFINDOR WYGRAŁ!- wykrzyknęła Pani Hooch.
Ryk Lwów niósł się echem przez całe błonia, dookoła zamku.
***
Wybaczcie obsuwę, ale miałam troszkę spraw... Wiecie, że mam zwolnienie z dwóch egzaminów? :D Zostały mi jeszcze 3. Módlcie się za mnie...
Ina
PS. Wybaczcie błędy, ale nie mam siły tego sprawdzać...