Info

Pracuję nad 6 rozdziałem oraz nad one-shotami. (Dramione dla ~hope~ oraz ponowne Draco x Ellie)

Jeśli ktoś z czytelników miałby specjalne zamówienie na "one shota"- jestem otwarta na sugestie.

O mnie

Moje zdjęcie
Studentka próbująca odnaleźć się w świecie dorosłych jako powszechnie uznawanym, a i tak posiadająca swój własny świat. Uciekam od problemów do muzyki, pisania, rysowania i ukochanego. Chętnie nawiążę znajomość- nie gryzę. :)

wtorek, 24 września 2013

1. ONE SHOT- "Czas zakopać przeszłość" cz. 1

- ŻE CO?!- wrzasnęła para nastolatków.
- Bardzo dobrze mnie słyszeliście...- wściekłości profesor McGonagall nie było końca.- Wasze zachowanie było karygodne! Ładny przykład dajecie pierwszakom, którzy próbują chociaż trochę zjednoczyć wasze domy!
- Zdrajcy...- fuknął chłopak.
- Cicho, panie Malfoy. Macie się zgłosić dziś wieczorem do profesora Snape'a. Nie przyjmuję żadnych usprawiedliwień. Takie sytuacje mają się nie powtarzać, inaczej kary będą surowsze!- nauczycielka odwróciła się zamaszyście na pięcie i ruszyła wzdłuż korytarza. Draco przetarł krwawiącą wargę.
- To wszystko twoja wina! Nie umiesz panować nad sobą? Mogłaś mnie zabić!- wrzeszczał na trzymającą się za rozcięty policzek Elouise.
- Wiesz, gdyby nie McGonagall, to chętnie bym to zrobiła...- odgryzła się mu.
- Jesteś niebezpiecznym zwierzakiem, nie powinno cię tuuUUU...- ostatnie słowa Ślizgona przeciągnęły się w przerażony jęk gdy Gryfonka chwyciła jego kołnierz i przygwoździła go jednym zamachnięciem do ściany.
- Powtórz to, co powiedziałeś. NO POWTÓRZ!- źrenice dziewczyny zwężyły się, obrazując jej wściekłość. Uniosła Malfoya wyżej tak, że jego stopy przestały dotykać podłogi.
- Odpieprz się ode mnie...- bąknął tylko w przestrachu.
- Jestem mądrzejsza niż ty!- Złota puściła koszulkę blondyna, a on z łoskotem upadł na podłogę.- Gdyby nie twoja zasrana "czystość krwi" nie oberwałbyś tak po swoim arystokratycznym pysku. Mówię ci po raz ostatni- odwal się od Hermiony.
- Ja tylko głoszę prawdę. Przecież to szlama... KURWA!- ostatnie słowo chłopaka było głośnym sykiem bólu, gdy Elouise kopnęła go z całej siły w brzuch.
- Przez ciebie musimy iść do Nietoperza więc nie rób więcej problemów. Bo jak się nam trafi szlaban w Zakazanym Lesie to kto sobie nie poradzi? Ty czy ja?- szeptała nienawistnie szesnastolatka, pochylając się nad skulonym Draconem. Widząc jego pulsujące gniewnie żyły i to, jak zaciska zęby, dodała z lekkim uśmiechem.- No właśnie. Więc radzę ci ugryźć się czasem w język i pomyśleć, o ile nie sprawia ci to bólu, zanim coś powiesz, zapchlona fretko.
Szatynka odwróciła się i ruszyła w stronę Skrzydła Szpitalnego, zostawiając obolałego Ślizgona samego na korytarzu. "Ani mi się śni mu pomagać..." fuczała na siebie w myślach. Draco, zresztą, nie chciał żadnej pomocy. Wolał przeczekać aż promieniujący po całym ciele ból minie, wtedy sam pójdzie do pani Pomfrey.

***

- Ellie... Niepotrzebnie tak zareagowałaś. Już zdążyłam się przyzwyczaić...- Hermiona położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.
- Tylko kłopotów sobie narobiłaś. Następnym razem trzeba wymyślić taki sposób, żeby tylko Malfoy oberwał. Przecież nie miałaś złych intencji...- Ginny zamknęła z hukiem książkę, którą trzymała na kolanach i przyjrzała się twarzy Elouise. Podbite, zasiniałe oko i zaszyty błękitnymi nićmi policzek. Do tego dochodziły podrapane do krwi ręce i mały siniaczek pod paznokciem kciuka. Mimo krzepy smoczycy, Draconowi trzeba było przyznać jedno- umiał się bronić.
- Zobacz jak cię załatwił... Damski bokser.- Ron zmarszczył nos i oparł głowę na oparciu kanapy.
- Musiał coś zrobić. Miał stać bez ruchu i przyglądać się jak obijam mu mordę?- Złota odwróciła się i spojrzała na Weasleya, a liczne kolczyki w jej uszach zadzwoniły cichutko pod wpływem ruchu.
- Ellie, serio. Nie przejmuj się nim. To zwykły dupek...- Potter uśmiechnął się ciepło do przyjaciółki i podał jej, tak jak reszcie, kubek z gorącym kakao, który właśnie przyniósł mu jeden ze skrzatów kuchennych.
- Niczym się nie przejmuję, mogę być i wyrzucona z tej szkoły. Chcę tylko żeby fretka dała w końcu spokój Hermi i innym mugolakom.- westchnęła cicho Elouise obracając kubek w palcach. Był za gorący żeby trzymać go stabilnie.
- Nie mów tak. Nikt cię stąd nie wyrzuci, a Malfoy się nie zmieni. Nigdy w to nie uwierzę.- Ginny potrząsnęła rudą grzywą, zarzucając sobie niesforny kosmyk za ucho.
Atmosfera wśród Gryfonów nieco się rozluźniła. Ron rzucał co chwilę jakieś żarciki o Ślizgonach, Hermiona i Weasleyówna dorwały Harrego, czesząc mu włosy i próbując zrobić mu makijaż. W kominku wesoło trzaskał ogień, za oknem bezchmurny zachód zamienił zimny błękit nieba w ciepłą pomarańcz i róż, a na twarzy Elouise zagościł szczery uśmiech.

Inaczej prezentowała się sytuacja w salonie Slytherinu.

Panowała tu cisza, jedynie po kątach jakieś młodziaki szeptały, odrabiając prace domowe. Jezioro nad głowami Ślizgonów było spokojne, nic nie mąciło ruchów wody, nawet żaden tryton nie przepływał tą drogą. Zupełnie jakby wszystkie stworzenia wyczuwały wściekłość młodego arystokraty.
Draco krążył po dormitorium. Na skórzanym fotelu siedział Blaise, obserwując bez słowa każdy ruch kumpla. W dłoni kołysał szklanką z Ognistą. Poluzował lekko krawat i westchnął cicho. Zapoczątkowało to wybuch.
- Nienawidzę tego ogniopluja!- ryknął Malfoy, zatrzymując się i uderzając pięściami w ścianę. Dzieciaki w dormitorium podskoczyły lekko ze strachu i uciekły do swoich sypialni.- Nie chce mi się wierzyć, że jest czystej krwi!
- Jej krew jest czystsza od twojej i mojej razem wziętych...- bąknął Zabini. Był to błąd.
- Tak? To może jeszcze zaczniecie mnie wyzywać od szlam? MNIE?
- Stary, wyluzuj!- czarnoskóry Ślizgon zmarszczył brwi.- To, że masz rozciętą wargę, siniaka na pół mordy i szwy na nodze nie znaczy, że jest od ciebie lepsza... Aczkolwiek bić to ona się umie...
- Jakbyś ważył pięć ton i miał identyczną siłę to też byś umiał.- Draco opadł bezwładnie na kanapę.
- Ona waży pięć ton?- oczy Blaise'a rozszerzyły się do wielkości galeonów.
- Pewnie nie... Chuj mnie obchodzi ile waży. Poraniła mnie i wypaliła mi dziurę w szacie. Ona mnie w ogóle dotknęła!- Malfoy skrzyżował ręce na piersi i wyglądał jak obrażone dziecko. Zabiniemu chciało się z niego śmiać, ale na pewną myśl od razu spoważniał.
- Smoku... Mam tylko nadzieję, że ona wygląda lepiej niż ty...- brzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. Blondyn odwrócił głowę i w milczeniu przypatrywał się przyjacielowi.
- No chyba mi nie powiesz, że podniosłeś rękę na kobietę?- klamka zapadła.
- A co miałem robić?! Stać i szczerzyć się żeby jej się przyjemniej mnie lało? Nie, dzięki.
- Mogłeś ją powstrzymać, a nie bronić się atakiem!
- Kurwa, chciałem!- Draco zerwał się na równe nogi.- Złapałem ją za nadgarstek, ale ona wzięła zamach i wylądowałem na plecach dwa metry dalej!
Diabeł gwizdnął przez zęby.
- Ta dziewczyna mnie szokuje. Nie dość, że odważyła się ciebie załatwić to jeszcze zrobiła to tak, że wyglądasz jakbyś walczył z całym gangiem.
- A weź spierdalaj.- Draco chwycił płaszcz z fotela i ruszył w stronę wyjścia.- Idę na swój szlaban.
- Masz dziurę w szacie przecież...
- Mam to gdzieś!

***

- Zapewne wiecie dlaczego tu jesteście...- ruch ust profesora Snape'a był tak znikomy, że wyglądał jakby był brzuchomówcą. Elouise gapiła się na szafki z fiolkami, a Draco oglądał znudzony swoje paznokcie.- Uznajmy to za tak. Mam dla was specjalne zadanie.
- Nie mam zamiaru nic z nią robić.- warknął Malfoy. Ellie nawet nie spojrzała w jego stronę tylko podrapała się lekko po szwie.
- Amortencja to nie jest nic...- odezwał się Severus.- Tak, dobrze pani słyszała, panno Dragon...- Elouise nie dowierzała i spojrzała przerażonym wzrokiem w oczy nauczyciela.- Ostatnio Irytek zrobił mi bałagan w zapasach i nie mam ani jednej fiolki, wszystkie się stłukły. Waszym zadaniem będzie uwarzenie pięciu kociołków.
- Ale... Ale to się warzy miesiąc...- jęknęła Złota.
- Będziecie zatem mieli czas na przemyślenie wspólnie swojego zachowania. Wszystkie składniki macie zdobyć sami.- uśmiechnął się cwanie Snape.
- Mamy iść do Zakazanego Lasu?!- Draco poczuł dreszcz na plecach.
- Och, obawia się pan czegoś w towarzystwie panny Dragon, panie Malfoy?- syknął profesor.
- Tak. Że zostawi mnie samego.
- Bardzo chętnie- Złota zmrużyła oczy.
- Gryffindor traci pięć punktów. Proszę się liczyć ze słowami, takie groźby to poważna sprawa, Dragon. Dobranoc.- Nietoperz zostawił w sali Gryfonkę i Ślizgona, zabijających się wzrokiem, samych.
- Świetnie.- Draco odezwał się pierwszy.- Po prostu świetnie. Nie dość, że muszę warzyć jakiś pieprzony eliksir miłosny, to jeszcze muszę go robić z gadem.
- Wierz mi- Ellie uniosła brew do góry.- Wolałabym to robić ze sklątką tylnowybuchową niż z tobą...
Blondyn nie wytrzymał i z wściekłym rykiem rzucił się na szatynkę. Ta, zszokowana zachowaniem kolegi, nie zdążyła zareagować i za chwilę leżała na podłodze, przygwożdżona przez chłopaka.
- Malfoy, dobrze ci radzę...- syczała przez zaciśnięte zęby.- Nie chcę ci zrobić krzywdy, ale twoje zachowanie do tego prowadzi...
- Nawet się nie opierasz.- uśmiechnął się tryumfalnie Ślizgon, ściskając nadgarstki szesnastolatki.- Czyżbym ci się podobało to, że dominuję nad tobą?
Elouise nie dowierzała własnym uszom.
- Czy ciebie już do reszty popieprzyło?! Złaź ze mnie, ty bezwartościowa kupo blond kłaków.
- Nadal się nie opierasz...
- Jak się oprę to nie usiądziesz na tym chudym dupsku przez najbliższy miesiąc naszej pracy.
- Już to widzę...- zaśmiał się Malfoy.
- Skoro tak...- Złota wzruszyła ramionami i wierzgnęła z całej siły nogami, jakby chciała zarzucić je za siebie. Ruchem tym zepchnęła z siebie chłopaka, który wpadł z hukiem na rząd ławek i wstała, otrzepując szatę na udach.
- Fuj... Siedziałeś na mnie...- fuknęła.
Cisza.
- Ej?
Nic.
- Malfoy, to nie jest zabawne.
Milczenie.
Elouise podeszła niepewnie w stronę miejsca, gdzie powinien leżeć Ślizgon. Ujrzała go nieprzytomnego z rozciętym czołem. Nachyliła się nad nim i przetarła krew z jego skroni.
- Cholera jasna...- przełknęła ślinę.- Draco, idioto, obudź się.
Szturchnęła nastolatka lekko w ramię i w tym momencie coś szarpnęło ją w dół. Boleśnie zderzyła się plecami z posadzką.
- Ssss... Malfoy!
Blondyn znów siedział na dziewczynie.
- Po raz ostatni mnie zraniłaś... Rozumiesz?- celował różdżką w jej łuskowate gardło.
- Nie chciałeś słuchać!- szatynka zmarszczyła brwi ze złości. Dała się wykiwać.
- To nie jest pow...- Dracon urwał wpół zdania. Na jego twarzy zabłysnął delikatny, ledwo widoczny rumieniec. Schował różdżkę do kieszeni, wstał, otrzepał się z kurzu i odwrócił plecami do zdezorientowanej Elouise.- Ubierz się...
Dziewczyna spojrzała po sobie. Dostrzegła rozpięte guziki koszuli. Musiało się to stać podczas szarpnięcia Malfoya. Odpięta koszula odsłoniła biust dziewczyny, zakryty białym, koronkowym biustonoszem. Ellie pospiesznie zabrała się za zapinanie guzików, po czym wstała i chrząknęła lekko.
- No to... Od czego zaczynamy?
- Od składników, co nie? Bez tego ani rusz...- speszony Draco nadal nie śmiał skierować na nią wzroku. Czuł się tak po raz pierwszy. Nigdy wcześniej nie zawstydzał go widok kobiecych piersi. Może to dlatego, że był to biust znienawidzonej Gryfonki? Nigdy nie spodziewałby się, że pod jej luźnymi szatami kryje się takie ciało.
- Dobra. No to kierunek Zakazany Las...- westchnęła Elouise.

***

Ściółka leśna skrzypiała im pod stopami. Była połowa listopada, zima zbliżała się nieuchronnie, a noce były lodowate. W lesie panowała mrożąca krew w żyłach cisza, nawet żadna sowa nie pohukiwała. Draco trzymał się skrawka szaty Złotej i szedł za nią, podczas gdy dziewczyna oświetlała im drogę lampą pożyczoną od Hagrida. Pnie drzew wyglądały jak czające się w mroku potwory i rzucały złowrogie cienie przed idącymi nastolatkami.
- Czego szukamy?- szepnął Malfoy, wprost przy uchu dziewczyny. Poczuła ona lekki dreszcz na dotyk ciepłego oddechu na karku.
- Ciemiernika czarnego i skarabeuszy... Pierwsze to kwiatek, drugie to robaczki, tak dla wiadomości.- parsknęła cicho szatynka
- Wiem! Nie rób ze mnie idioty...- syknął chłopak gdy nagle z mroku dało się słyszeć odgłosy szurania. Elouise zatrzymała się i poczuła jak Malfoy kurczowo obejmuje ją w talii.- Co to było?!
- Nie mam pojęcia i przestań się do mnie kleić, fretko.- burknęła zielonooka.
- Nie bierz tego zbyt osobiście, najzwyczajniej w świecie się... Uch... No boję się!- zawył Malfoy. Dziewczyna zwiesiła bezwładnie głowę i westchnęła ciężko.
- Niech ci będzie. Ale nie gadaj tyle i po prostu chodź.
Stawiali kroki bardzo ostrożnie, rozglądając się po wszystkich krzakach dookoła. Nie chcieli żeby zaskoczył ich nagle jakiś stwór. Po jakimś czasie oczy Elouise utkwiły w jednym punkcie. Stała tak, wpatrując się w dal przez dłuższy czas.
- Co się dzieje?- spytał Malfoy.
- Ciii...
- No powiedz.
- Cicho bądź.
- Ty sobie ze mnie jaja robisz, nie? To nie jest...- dłoń Ellie ułożyła się na ustach Ślizgona, blokując mu możliwość gadania. Do jego nozdrzy dotarł zapach perfum dziewczyny, którymi pryskała się nie tylko po szyi, ale i po nadgarstkach. Kwiatowa, słodka, delikatna woń pieściła zmysł węchu blondyna. Chwilę delektowania się przerwało mocne szarpnięcie i zderzenie ze ściółką leśną oraz korzeniami drzew.
- Co ty wyrabiasz?!- syknął Draco, masując obolałe pośladki.
- Ciii... Spójrz tam...- Elouise szeptała tak, że chłopak ledwo ją usłyszał. Posłusznie jednak popatrzył we wskazywanym przez koleżankę kierunku i zamarł.
Dosłownie kilka metrów przed nimi ocierała się o drzewa dorosła mantykora. Jej wielkie lwie cielsko szurało leniwie o korę, a skorpionowy ogon zamiatał z błogości liście. Stwór wydawał ciche pomruki zadowolenia i na jego ludzkiej twarzy widniał szeroki uśmiech. Kobiece rysy. To samica.
- Spójrz jaki ma wielki brzuch!- Draco szarpał lekko Elouise za szatę.- Myślisz, że coś zeżarła? Może nas nie zaatakuje.
- Nie sądzę...- zamyśliła się dziewczyna, przypatrując się mantykorze.- Wygląda bardziej jakby była ciężarna.
- No tak... Zapomniałem, że ktoś tu wybrał opiekę nad potworami jako główny przedmiot...- zadrwił Ślizgon.
- Masz z tym jakiś problem?- brew Ellie powędrowała w górę.
- Skąd... Dzięki tobie przynajmniej wiem, że w tym lesie rozmnażają się mantykory. Cóż za niepowtarzalne doświadczenie!
- Stul pysk i siedź cicho. Może sobie pójdzie, jeśli dopisze nam szczęście. Wygląda na to, że jesteśmy na jej terenie...- na te słowa Draco zamarł.
- I co teraz?- szepnął.
- Poczekajmy chwilę, zobaczymy co zrobi...
Szesnastolatkowie leżeli na brzuchach na niewygodnych i twardych korzeniach. Igły z drzew wbijały im się w każdą część ciała. Ślizgon źle to znosił i drapał się co sekundę w inne miejsce.
- Możesz przestać się wiercić? Usłyszy nas!- oburzyła się za którymś razem szatynka.
- Nie moja wina, że mnie to swędzi!- teraz chłopak drapał się po brzuchu. Ellie kątem oka dostrzegła zarys jego mięśni. Gra w Quidditcha robi swoje...
- Nie wytrzymam!- jęknął i podniósł się na kolana żeby sięgnąć swędzącej łydki. Pomruki mantykory ustały.
- Zwariowałeś?!- Elouise szarpnęła Malfoya w dół, a ten wylądował na niej.
- Co ty...- Draco właśnie dostrzegł, że stwór węszy i niepewnie stawia kroki w ich kierunku.
- Głupia fretko, chcesz nas zabić?!- gdyby wzrok mógłby zabijać, to arystokrata leżałby już martwy. Gniewne ogniki, tańczące w zielonych oczach Gryfonki, lustrowały jego twarz w furii.
- Wygodny masz biust.- stwierdził ni stąd ni zowąd Draco i bezceremonialnie wtulił się w ciało dziewczyny. Dobrze, że dookoła panowała totalna ciemność, bo z całą pewnością rumieniec, który wstąpił na twarz Złotej, byłby obiektem drwin blondyna przez najbliższe sto lat.
- Wysłuchaj mnie dobrze, bo powiem to pierwszy i ostatni raz.- zaczęła cicho.- Nie chcę walczyć z niczym tutaj ani nie chcę wracać tu z powrotem, bo nie uda nam się czegoś zdobyć. Chcę to załatwić za jednym razem więc radzę ci się uspokoić, bo twoje zachowanie może nas zgubić...
- Ja tylko stwierdziłem fakt, powinnaś to przyjąć jako komplement.- głos Dracona ociekał nienawiścią. Jak ten gad śmiał go upominać?
- Zamknij się już.

***

Oto i mamy pierwszego one shota, którego temat był zamówiony! HURRA! :D
Postanowiłam podzielić go na części, bo pisało mi się go tak lekko i przyjemnie, że zachciałam rozwinąć tę historię. Każdy oczywiście już pewnie wie dokąd zmierza ta miniaturka... :)
Kochani! Jeśli komuś podoba się mój styl to bardzo proszę, nie krępujcie się! Jestem jak najbardziej otwarta na propozycje miniaturek!
Komentujcie jak mi to wyszło. :D
Pozdrawiam Was bardzo ciepło w te zimne, prawie październikowe już, dni. :)
Ina

czwartek, 19 września 2013

4. "Do dziś mi to zostało."

- Nie wyrabiam! Ona więcej wie o tobie niż ty sam!- jęczał zdezorientowany Ron.
- Nie tylko ona...- westchnął cicho Harry gdy wskoczyli na schody. Hermiona i Elouise rozmawiały z tyłu o ostatniej lekcji transmutacji, kiedy to profesor McGonagall zmieniła wypadające z zawiasów drzwi w stado motyli, aby uniknąć hałasu podczas kartkówki. Granger już otwierała usta żeby powiedzieć, że czytała o podobnym zjawisku gdy nagle grunt pod nogami dzieciaków zadrżał.
- Coo... Co się dzieje?!- pisnął Weasley.
- Te schody się ruszają! Pamiętacie?- nie, ale teraz, dzięki Mionie, przypomnieli sobie.
Stopnie zatoczyły lekkie półkole i zatrzymały się przy najbliższym balkoniku. Nogi jedenastolatków trzęsły się jakby za chwilę mieli stracić równowagę.
- Szybko, chodźcie tutaj, zanim znowu im się zechce gdzieś przenosić!- warknęła Elouise i nie patrząc na resztę wbiegła na szczyt. Okazało się, że był to ślepy zaułek, bez innych schodów wokół, otworzyła więc drzwi, które się tam znajdowały, a Harry pomógł jej je popchnąć- były z bardzo grubego i solidnego kawałka ciemnego drewna. Dragon przetarła dłonie o szatę, bo kołatka aż poszarzała od ilości kurzu. Mali Gryfoni weszli do środka- ciemny, zimny, obskurny korytarz odpychał samym widokiem.
- Czy ktoś jeszcze ma wrażenie, że nie powinniśmy tu być?- wyszeptał przerażony Ron.
- Nam tu wręcz NIE WOLNO być! To przecież trzecie piętro, zakazane!- zahuczała Hermiona, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo.
- Lepiej stąd chodźmy...- nakazał Harry. Przyjaciele odwrócili się z zamiarem wyjścia, a ich oczom ukazała się bura, puszysta kotka o czerwonych oczach. Zwierzę miauknęło, co przypominało w wydźwięku zarówno koci miauk jak i żabi skrzek.
- To kotka Filcha!- zielone oczy Elouise rozszerzyły się do wielkości galeonów.- WIEJEMY!
Nie mieli wyboru. Pobiegli wzdłuż przerażającego korytarza, a co metr lub dwa zapalała się kamienna pochodnia, oświetlając im drogę.
- Jazda! Widzę drzwi!- uradował się Harry, lecz nie na długo. Okularnik szarpnął kilka razy za klamkę, ale drzwi ani drgnęły.- Uch... Zamknięte!
- To koniec!- zaszlochał Ron.- Już po nas!
- ODSUŃCIE SIĘ!- rozwścieczona Hermiona przepchnęła się między chłopcami i wycelowała w zamek różdżką.- Alohomora!
Biały płomyczek wniknął w kawał żelaza, blokujący im jedyną drogę ucieczki. Dało się słyszeć ciche zgrzytnięcie i po chwili brunetka pociągnęła za kołatkę, otwierając przejście.
- Właźcie!
Weasley wbiegł do środka jako pierwszy. Zaraz jednak spojrzał na Granger podejrzliwym wzrokiem.
- Aloho... Mora?
- Standardowe zaklęcia! Siódmy rozdział- dziewczynka dumnie uniosła brodę do góry.
- Ciii...- mruknęła Elouise i przytuliła głowę do drzwi, nasłuchując odgłosów z zewnątrz. Słyszała Filcha, który mówił do swojej kotki, jednak zaraz zawołał ją do siebie i Ellie odetchnęła z ulgą, słysząc jego zanikające kroki.
- Już poszedł...- wyszeptała cicho.
- Myślał, że drzwi są zamknięte!- zaśmiał się Ron.
- Bo były!- fuknęła na niego Hermiona.
- Już wiem dlaczego...
Wszyscy spojrzeli w miejsce, któremu przyglądał się Potter i zamarli. Przed nimi właśnie przebudzał się i przeciągał olbrzymi, trzygłowy pies. Oczy Złotej pojaśniały, bardzo fascynowała się magicznymi stworzeniami, a teraz mogła patrzeć na cerbera z krwi i kości. Jednak uśmiech spełzł z jej twarzy gdy psisko dostrzegło ich i warknęło groźnie. Trójka jej przyjaciół zaczęła wrzeszczeć i uciekać w kierunku wyjścia, a ona pobiegła szybko za nimi. Potwór kłapnął zębami w miejsce, w którym przed chwilą stała i już kierował się w ich stronę. Ledwo udało im się wybiec i zamknąć z powrotem drzwi. Biegli ile sił w nogach, aż do portretu Grubej Damy.
- Hasło?- zagruchała kobieta z obrazu.
- Caput Draconis!- wydyszała Elouise.
Obraz otworzył się i czwórka jedenastolatków znalazła się w pokoju wspólnym Gryfonów. W kominku wesoło trzaskał ogień, a za oknami było widać nocne niebo. Szatynka opadła na miękki dywan tuż przed ogniem, a pozostała trójka usadowiła się na kanapie. Ron miał tak czerwone uszy, że zdawały się one świecić w otaczającym ich półmroku.
- Dlaczego nie zmieniłaś się w smoka żeby nas uratować?!- nawrzucał zdezorientowanej Złotej.- Mogliśmy tam zginąć, a ty patrzyłaś na niego jak wół w namalowane wrota!
- Ronaldzie!- syknęła Hermiona.
- Co "Ronaldzie"?! Co "Ronaldzie"?! Ona sobie dobrze zdaje sprawę z mocy jaką posiada i nic z tym nie robi!- Weasley najwidoczniej tracił panowanie nad sobą. Gestykulował tak energicznie, że prawie strącił Potterowi okulary z nosa.
- Ron...- westchnęła głęboko Elouise.- Czy ty naprawdę myślisz, że wszystko da się rozwiązać jakąś super mocą? Zdajesz sobie sprawę z tego co w ogóle do mnie mówisz?! Przecież ja się bym tam nie zmieściła! Rozwaliłabym całą wieżę i wszyscy by się dowiedzieli, że byliśmy tam, gdzie nie powinniśmy! Myślisz, że smocza forma wszystko rozwiązuje?
- Ellie ma rację. Ron, ochłoń troszkę- Harry poklepał kumpla po ramieniu.
- Ale oni chyba zwariowali! Trzymać coś takiego normalnie w szkole?- rudzielec nie odpuszczał.
- Gdzie ty masz oczy, kolego? Nie widziałeś na czym on stał?- Hermiona podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę schodów do dormitorium. Reszta poszła w jej ślady.
- Nie patrzyłem na jego łapy! Bardziej byłem zajęty łbami!- wzdrygnął się Ronald.- Jakbyś nie zauważyła to miał ich TRZY!!!
- On stał na jakiejś klapie, podejrzewam, że nie przypadkiem! On czegoś pilnuje!- podsumowała Granger gdy stały ze Złotą przy drzwiach do sypialni dziewcząt, a chłopcy przy swoich. Harry spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- Czegoś pilnuje?
- Zgadza się! A teraz, jeśli pozwolicie, my idziemy spać, zanim przez was tu wszyscy zginiemy!- Ellie przekroczyła próg, ale usłyszała jeszcze nienawistny głos przyjaciółki.- Lub, co gorsza, nas WYLEJĄ!

***

Bosa kobieta o platynowych włosach biegła przez las, ledwo łapiąc oddech. Była ciemna noc, nawet żadna gwiazda nie pokazała się na niebie. Małe niemowlę spało w ramionach blondynki, której pionowe, zazwyczaj, źrenice były rozszerzone, aby wpuszczać jak najwięcej światła i umożliwić omijanie drzew w tym mroku. Z krwistoczerwonych ust dawało się słyszeć głośne dyszenie, a na czole pokazywały się pierwsze kropelki potu. Nagle jej stopa zahaczyła o wystający korzeń i kobieta poleciała na bliskie spotkanie ze ściółką leśną, wypuszczając zawiniątko z rąk. Szloch dziecka, które poczuło ból po upadku, rozniósł się po całym lesie. Złotowłosa doczołgała się do bobasa, trzymając się mocno za kostkę, z której sączyły się strużki krwi.
- Ciii...- wyszeptała, całując beksę w maleńkie czółko.- Skarbie mój, cichutko, mamusia wie, że boli, zaraz przestanie... Ciii...
- Słyszę twojego bachora! Twój największy skarb cię zdradzi!- z ciemnej otchłani drzew i krzewów zadudnił niski, męski głos, a potem zaniósł się śmiechem, przepełnionym zimnem i nienawiścią.
Kobieta przytuliła płaczące dziecko do pełnych piersi, rozejrzała się nerwowo dookoła i nie zważając na bolesne skurcze stopy ruszyła dalej biegiem przed siebie.
- I tak cię znajdę...- wściekłe syknięcie tego samego, nienawistnego głosu. W oczach blondynki zaszkliły się pierwsze łzy. Ból i strach były nie do wytrzymania.- Cooo, nie ma innego sposobu ucieczki? Co za szkoda...
Uciekająca znów się przewróciła, jednak tym razem osłoniła własnym ciałem swoją pociechę, która jak na złość nie mogła przestać płakać. Kobieta pociągnęła cicho nosem i przeklinając w duchu odwinęła dzieciątku twarzyczkę z bawełnianej chusty. Buzia małej dziewczynki była czerwona z wyczerpania, a skrzek, jaki wychodził jej z gardła sprawiał, że jej matce pękało serce.
- Córeńko...- zachlipała cicho złotowłosa.- Kochanie moje jedyne... Cichutko, proszę... Nic ci nie będzie, mamusia jest przy tobie, ciii...
Igliwie przed jej głową zaskrzypiało pod ciężarem stóp, które znalazły się tam nie wiadomo skąd. Ranna podniosła oczy ku górze i ujrzawszy twarz mężczyzny spojrzała z powrotem na swoje dziecko, a potem zacisnęła z całej siły powieki.
- Przykro mi... Wybacz mi... Nie mam siły na nas dwie...- szeptała trzęsącym się głosem w czółko niemowlęcia.
- Jakie to wzruszające...- westchnął mężczyzna- Nie mam tyle czasu, aby oglądać rodzinne scenki, więc...- w tym momencie uniósł różdżkę do góry.
Blondynka spojrzała na zawiniątko z oczami pełnymi łez.
- Elouise...- wycedziła przez zaciśnięte zęby.- Elouise... ELOUISE! OBUDŹ SIĘ!!!

***

Hermiona nie miała pojęcia co się dzieje z przyjaciółką, bała się jej nawet dotknąć, bo ruchy, jakie wykonywała przez sen, były przerażające- dosłownie rzucało nią po całym łóżku.
- ELOUISE! BŁAGAM, OBUDŹ SIĘ!- szatynka ze strachu i bezsilności rozpłakała się. A jeśli Ellie coś się dzieje, ma jakiś atak? Dziewczynka nabrała jak najwięcej powietrza do płuc i wisnęła z całej swojej siły.- ELLIEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!
Złota otworzyła szeroko powieki, a widząc zamazaną postać ludzką odsunęła się tak bardzo, że plecami przytulała się do kolumny łóżka. Zacisnęła zęby z całej siły i puściła dym przez nos. Nie miała zamiaru poddawać się bez walki. Jej małe dłonie splotły się w pięści, ściskając, Bogu ducha winne, prześcieradło najmocniej jak się dało.
- Ellie...- dygoczący, dziewczęcy głosik. Kto to? Zaspane oczy szatynki powoli odzyskiwały zdolność widzenia. Zielonooka potrząsnęła lekko głową i zobaczyła przed sobą, siedzącą na jej łóżku i zakrywającą usta dłonią, Hermionę Granger.
- Miona...- wymamrotała, puszczając prześcieradło.- Co... Co się stało? Hej! Czemu płaczesz?
Elouise chwyciła koleżankę za nadgarstek ręki, którą dziewczyna miała przy twarzy. Brązowowłosa zacisnęła powieki.
- Ja... Ja tak się bałam...- wychlipiała.- Bałam się, że coś ci się dzieje, a ja nie wiem co zrobić!
Hermiona zaczęła głośno płakać i opadła na pierzynę Złotej. Szatynka cofnęła szybko nogi, aby nieuważna jedenastolatka nie nabiła sobie guza i przytuliła ją "kładąc się" na niej torsem.
- Hermi, ciszej... Obudzisz Parvati i Padmę. Poza tym, no hej... Przecież nic mi nie jest!- Ellie spojrzała przyjaciółce głęboko w oczy gdy tylko ta uniosła swoją twarzyczkę by na nią spojrzeć.
- Ra... Racja- Granger pociągnęła mocno nosem.- Wracam do łóżka, bo będę nieprzytomna na zajęciach. Nie przywykłam do budzenia się w nocy...

***

Dni mijały w zawrotnym tempie. Nikt nie zauważył kiedy nadszedł dzień Halloween. W całym zamku wisiały różnorakie ozdoby, jednak dzień zajęć odbywał się tak jak zwykle. Wieczorem, w nagrodę, na uczniów czekała ponoć wielka uczta, pieszcząca podniebienia nawet najbardziej wybrednych.
- Co teraz mamy?- Elouise zaglądała Hermionie przez ramię prosto w rozkład zajęć.
- Zaklęcia, czwarte piętro, profesor Flitwick i koniec!- burza loków odwróciła się i uśmiechnęła szeroko.
- O kurczę, zapomniałem pióra!- Ron trzasnął się otwartą dłonią prosto w czoło.- Zaczekajcie tu na mnie!
- Nie ma sprawy!- zawołał za rudzielcem Potter gdy ten biegł po schodach w dół.
- Jeju, mu trzeba zacząć zapisywać to na rę... AUA!- Smoczyca warknęła ponuro, aż kilka starszych dziewczyn w pobliżu podskoczyło ze strachu. Złota potarła bolącą potylicę, a na jej dłoni został niebieski ślad.- Co do... IRYTEK!!!
Całym korytarzem zawładnął denerwujący śmiech. Duch mężczyzny, który wyglądał jak przerośnięty goblin, wyłonił się zza tarczy z godłem Krukonów i uśmiechnął się szeroko z nieukrywaną satysfakcją.
- BWA HA HA HA!- skrzeczał donośnie.- OJEEJ, NASZA GADZINKA SIĘ UBRUDZIŁA, BWA HA HAAA!
Po tych słowach cisnął w stronę jedenastolatków czerwonym balonem, który rozbił się na głowie piszczącej Hermiony, brudząc jej puszyste włosy szkarłatną barwą.
- OOOO,  W TYM KOLORZE CI ZNACZNIE LEPIEJ, MĄDRALO!- Poltergeist trzymał się za brzuch i trząsł z radości. Już celował kolejną kulą farby, tym razem zieloną i to prosto w Harrego, gdy nagle dzieciaki usłyszały za sobą dwa podobne głosy.
- Iryś!
Fred i George pojawili się znikąd i skrzyżowali ręce na piersiach, stając przed ofiarami nieznośnego ducha, jednocześnie osłaniając ich swoimi ciałami.
- PIEGULEC I RYŻULEC, NIE MACIE TERAZ INNYCH ZAJĘĆ TYLKO PSUCIE INNYM ZABAWY, HĘ?!- Irytek skrzywił się z niesmakiem.
- My nie chcemy ci nic psuć, wręcz przeciwnie, troszczymy się o ciebie!- westchnął Fred.
- TAK? A NIBY W JAKI SPOSÓB?
- Ano, bo widzisz. Krwawy Baron robi sobie wycieczkę po zamku i poleruje każdy herb. Chyba nie byłby zadowolony gdyby zobaczył, że nabrudziłeś trudno zmywalną farbą na jednym z nich?- dokończył za brata George, wskazując na godło Ravenclawu, które było spryskane czerwoną barwą. Widocznie doszło do tego gdy Hermionie rozbił się na głowie balon z barwnikiem.
- UCH, WREDNE DZIECIAKI!!!- głos ducha rozniósł się po całym korytarzu, a on sam rozpłynął się w powietrzu. W tym momencie po schodach na górę wbiegł Ron. Zatrzymał się nagle i rozejrzał po twarzach przyjaciół.
- Co... Co to się stało, dlaczego Hermiona ma czerwone włosy i dlaczego Elouise wygląda jakby miała zamiar coś roznieść?- bąknął z przestrachem.
Wszyscy skierowali swój wzrok na Złotą, która zdążyła przebić palcami trzymaną w ręku książkę. Miała zaciśnięte zęby, oddychała głęboko i wolno, a z każdym wydechem spomiędzy jej zębów wydostawał się mały płomień. Jeden z bliźniaków ukucnął przed nią i położył jej dłoń na ramieniu.
- Hej, mała.- uśmiechnął się ciepło do wściekłej szatynki i spojrzał w jej zielone oczy z rozbawieniem.- Dobrze sobie zdajesz sprawę z tego, że jesteś niebezpieczna, nie? Więc daj na luz, chyba, że aż tak nas nie lubisz i chcesz nas pozabijać.
- Ja... No co ty!- Elouise otworzyła szeroko powieki i zarumieniła się. Nie chciała wywierać na nikim takiego wrażenia. Wystraszyła się gdy rudzielec nagle odsunął dłoń z jej barku z sykiem i począł nią potrząsać.
- Parzy, parzy!- jęczał cicho.
- Co... Ja... Nie... Na Merlina!- głos zatrzymywał się Ellie w gardle. Nie miała pojęcia co się dzieje, co zrobiła, nigdy wcześniej czegoś takiego nie było z jej ciałem. W pewnym momencie Weasley przestał potrząsać obolałą ręką i poczochrał ją po włosach.
- Dałaś się nabrać.- wyszczerzył się do niej.
- FRED, JESTEŚ NIEZNOŚNY!- dziewczynka wydęła dziwacznie usta na znak oburzenia. Chłopak zrobił zdziwioną minę, a drugi brat, który zaklęciami czyścił zabrudzone włosy dziewcząt, zawtórował mu.
- Skąd wiesz, że jestem Fred?- zapytał cicho.
- Mam swoje sposoby- Elouise przygryzła lekko wargę z dumą i odwróciła się, kiwając głową na resztę. Pierwszaki wchodziły na wyższe piętra, zostawiając bliźniaków osłupiałych z wrażenia.

***

- Jedną z podstawowych zdolności magicznych jest lewitacja czyli sprawianie, że przedmioty będą unosić się w powietrzu!- piszczał profesor Flitwick stojąc na wieży z książek. Ten niewielki czarodziej nie sięgał wyżej jak do pasa dla Harrego więc musiał sobie jakoś radzić z prowadzeniem zajęć.- Macie swoje pióra? O, świetnie. A teraz ruch ręką. Pamiętacie? Ćwiczyliśmy to! Obrót i trach!
Cała sala zahuczała w powtarzaniu przez Gryfonów i Puchonów formułki ruchowej, a potem słów zaklęcia- Vingardium Leviosa. Między brwiami Elouise pokazała się pionowa zmarszczka niezadowolenia gdy uparte pióro za nic nie chciało latać. W ucho wpadło jej kazanie Hermiony skierowane do Rona, któremu szło nie lepiej od Złotej.
- Mówisz to źle!- syczała Granger.- To jest leviooosa, a nie leviosaaa!
- Zrób to jak jesteś taka mądra!- burknął niezadowolony pouczaniem Weasley.- No, dalej!
Hermiona bez problemu spełniła to co kazał jej kolega i uśmiechała się do siebie gdy profesor chwalił jej osiągnięcie. Ellie przekręciła głowę patrząc na Gryfonkę i zauważyła, że ta cieszy się bardziej z utarcia nosa Ronowi niż z samego sukcesu magicznego. Nagle, na końcu podium, rozległ się huk i oczom wszystkich ukazał się osmolony Seamus, którego pióro, a raczej jego resztki, dogasało po trawiącej go dawce ognia.

***

Witajcie!
Ten rozdział już trochę dłuższy- to sukces! Muszę naprawdę Was gorąco przeprosić... Pisanie w moim obecnym trybie życia nie jest łatwe, dlatego nie jestem w stanie nawet podawać konkretnych dat w jakich miałyby się pojawiać nowe rozdziały- PRZEPRASZAM. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. :)
Miałam zamiar skończyć trochę dalej, ale uznałam, że pisanie takich malutkich fragmencików co chwila nie ma sensu, więc zrobię z tego, w następnym rozdziale, całą akcję, bez przerywania.
I mam dla Was niespodziankę! Ktoś pokusił się o poproszenie o one shota w konkretnym temacie i następny wpis to będzie ten właśnie one shot. :) Tematu nie zdradzę, ale mogę obiecać, że postaram się jak najmocniej. :) Pamiętajcie tylko, że one shoty nie będą miały wiele wspólnego z głównym opowiadaniem i proszę ich nie łączyć. :) Cieszę się bardzo z tej propozycji, bo mogę spróbować swoich sił w innym typie pracy pisemnej, a chcę poszerzać swoje horyzonty. :)
Wyglądajcie sowy z wiadomością o one shocie!
Ina
PS. Bardzo wszystkim dziękuję za komentarze! To mnie motywuje! Jesteście przekochani! :*
PS2. Jakby ktoś nie zauważył to z prawej strony jest ankieta, możecie głosować na najnowsze publikacje. :)
PS3. One shota postaram się dodać przed końcem września.

sobota, 7 września 2013

3. "Legendarne stwory istniejące tylko w spróchniałych księgach."

Złoty Smok (Volans Aurum)


Najrzadszy, najpotężniejszy gatunek, władca wszystkich smoków. Wielkością przegania nawet Rogogona Węgierskiego. Strumień jego ognia potrafi osiągnąć zasięg około dziesięciu metrów. Łatwo go rozpoznać po złotych łuskach. Części kostne, sterczące z jego ciała (rogi, kolce, pazury) są perłowo- białe.
Gatunek ten, w wyniku ewolucji, osiągnął zdolność transmutacji do postaci człowieka- osoby te mają włosy w odcieniu bardzo jasnego blondu, który mieni się w świetle słonecznym. Błędem jest nazywanie go animagiem. Tej zdolności nie da się nauczyć, trzeba się z nią urodzić. Jak odróżnić smoka od normalnego człowieka? Po wadze i sile. Gad, nawet w ludzkiej postaci, będzie utrzymywał swój ciężar i krzepę. Do porozumiewania się z ludźmi w smoczej formie Złoci używają telepatii, jednak nie wiąże się to z legilimencją.
Łuski tego gatunku są niezwykle cenne, szczególnie ogonowe, które są chropowate i luźno trzymają się skóry smoka, pełniąc rolę steru podczas lotu. Cena jednej łuski waha się od stu do stu dwudziestu galeonów.

Klasyfikacja Ministerstwa Magii: XXXXX
Źródło: Potworna Księga Potworów

***

Neville wiedział, że zawsze miał pecha, nie przypuszczał jednak, że przyjdzie mu umrzeć tak młodo. W ostatnich metrach morderczego lotu pogodził się w miarę z tą wizją, zamknął oczy i przypominał sobie wszystkie miłe chwile, których doświadczył w życiu. Wakacje z babcią, kupno Teodory, list z Hogwartu, przydzielenie do Gryffindoru... Jego zadumę przerwało mocne szarpnięcie i chłopak poczuł, że coś podrywa go ku górze, jednak miało to także negatywny skutek- Longbottom poczuł ból promieniujący od lewego nadgarstka. Jakaś dziwna siła miażdżyła jego rękę. Neville ze strachem uniósł powieki i nie mógł uwierzyć w to, co ukazało się jego oczom.
Jego ciało oplatała potężna łapa. Chłopiec zmarszczył twarz, ponieważ od skóry "czegoś", co go niosło, bił niesamowity blask. Czuł jak wiatr smaga jego pyzatą buzię i usłyszał głośne burczenie, które bez wątpienia ogłaszało negatywne emocje potwora. Jedenastolatek przekręcił szyję by spojrzeć na swojego wybawcę i syknął z bólu- nadgarstek był sztywnie osadzony między pazurami stworzenia i każdy ruch powodował, że ręka przypominała o swojej dolegliwości. W końcu poczuł jak "coś" odkłada go z niezwykłą delikatnością na ziemię i w końcu mógł spojrzeć na łeb stwora. To co zobaczył przewyższyło wszelkie wyobrażenia- patrzył teraz na nic innego jak na ostatniego Złotego Smoka. Gad trącił go lekko nosem i wypuścił dym z nozdrzy.
- E... E...- bąkał Neville.- Elouise?
Potwór mrugnął oczami, jakby próbował tym gestem odpowiedzieć na zadane pytanie.
- Wszystko w porządku?- Longbottom drgnął z przerażenia gdy w głowie zadudnił mu głos koleżanki z domu.
- Chy... Chyba tak... Cho... Chociaż nie... Nad- nadgarstek mnie boli, bardzo mocno...- chłopak dygotał na całym ciele, ze strachu i z bólu. Nie bał się jednak smoka- przerażało go to, że gdyby nie on, byłby już martwy.
- PANIE LONGBOTTOM!- do uszu uczniów dobiegł histeryczny krzyk pani Hooch. Kobieta upadła na kolana przy Nevillu.- Panie Longbottom, nic panu nie jest?!
- Rękaaa... auaaaaaa!- jęczał pyzatek gdy nauczycielka chwyciła go za obolałe miejsce.
- Niedobrze... Złamany nadgarstek... No, wstawaj biedaku, idziemy do Skrzydła Szpitalnego!- profesorka poderwała ucznia na równe nogi i zaczęła go prowadzić pod ramię.- I niech nikt się nie waży oderwać stóp od ziemi, jasne? Bo jak kogoś zobaczę na miotle to wyleci z tej szkoły zanim zdąży powiedzieć Quidditch...
Nikomu nie siedziało w głowie latanie. Wszyscy z otwartymi buziami patrzyli na Elouise, która wróciła do formy ludzkiej i miała policzki w kolorze dojrzałego buraka. Szaliczek, który zawsze miała na szyi, trzymała w ręku, bo upadł jej na ziemię w czasie przemiany. Po co miała go zakładać z powrotem, skoro każdy i tak już ją zobaczył w pełnej okazałości? Harry przyjrzał się jej odsłoniętej szyi i dostrzegł fakt, który ów szal miał ukrywać- całą część ciała dziewczyny pokrywały złote łuski, od obojczyków, aż po uszy.
- Niebywałe...- szeptała sama do siebie Hermiona.- Przecież po Złotych Smokach w ludzkiej formie nie widać żadnych oznak ich gadziej przypadłości... Czytałam o tym! Dlaczego więc ona ma te... coś i... ogon?
Potter i Weasley, którzy słyszeli monolog Granger zauważyli to samo co ona, gdy tylko zerwał się mocniejszy wiatr. Spowodował on gwałtowne ruchy spódnic wszystkich dziewczyn, odsłaniając nogi do kolan, a u Dragon coś jeszcze... Ów ogon- zmniejszona wersja tego, który przed chwilą miała gdy ratowała Nevilla.
Elouise czuła, że wszyscy się na nią gapią i starała się chować nieludzkie części jej ciała. Podeszła powoli do tłumu i z rumieńcem palącym jej twarz wymamrotała do reszty:
- N... no... To do- dobrze, że nic mu się nie stało... Iii... No, takie tam...- drapała się nieswojo po głowie bojąc się, że zaraz zostanie zwyzywana od potworów i krwiożerców, jednak nic takiego się nie stało- wręcz przeciwnie. Pierwszoroczni zaczęli bić jej głośno brawo, każdy klepał ją po plecach i wyrażał podziw za uratowanie skóry Longbottomowi.
- Niesamowite!- wykrzyknęła Hermiona, ściskając serdecznie zszokowaną Ellie.- Ale ty musisz być odważna! Ja to bym bardzo się bała pokazać swoje prawdziwe oblicze, szczególnie gdyby było takie jak twoje!
- Uwierz, Hermi... Nigdy nie toczyłam ciężej walki niż z samą sobą parę chwil temu...- Złota uśmiechnęła się szeroko do szatynki, a cały ciężar spadł jej z serca. Przynajmniej u swoich miała poparcie.
- Haha, zobaczcie!- dało się słyszeć głos Dracona gdy tylko gwar i wiwaty opadły. Trzymał on w ręku małą szklaną kulkę, która była niczym innym jak Przypominajką, którą Neville dostał od babci w ostatniej paczuszce.- Gdyby tłuścioch tego nie zapomniał, pamiętałby żeby lądować na tyłku!
- Oddawaj to, Malfoy!- Harry odważnie podszedł do Ślizgona i patrzył na niego z gniewem. Blondyn uśmiechnął się na ten "rozkaz" drwiąco.
- Nie! Schowam ją i niech sobie Neville znajdzie...- chłopiec wskoczył na miotłę i przeleciał tuż nad ziemią obok okularnika.- Może na dachu?
Potter zmrużył oczy i również dosiadł "pojazdu".
- HARRY!- pisnęła Hermiona.- Nie można! Pani Hooch nam zabroniła! Poza tym- nie masz pojęcia jak się lata!
Chłopak nie słuchał koleżanki i odbił się mocno od ziemi. Wszyscy obserwowali jak Gryfon i Ślizgon przepychają się na miotłach, gdy nagle Malfoy wyrzucił Przypominajkę daleko w powietrze. Harry ruszył jak najszybciej za nią, a grupce gapiów zaparło dech w piersiach kiedy prawie spadł z miotły przy samej wieży zamkowej. Jednak zaraz leciał tryumfalnie w ich stronę, a w ręku trzymał nic innego jak szklaną kulkę. Elouise ruszyła wraz z tłumem, krzycząc i bijąc brawo. Gdy okularnik wylądował poczochrała jego czarną czuprynę i uśmiechnęła się szeroko.
- Harry Potter!- głos profesor McGonagall przebił wiwaty jedenastolatków. Chłopak odwrócił się na komendę i głośno przełknął ślinę.- Za mną!
Ślizgoni śmiali się głośno, z Draconem na czele, gdy Harry ruszył za nauczycielką z opuszczoną głową. Elouise spojrzała w ich stronę i warknęła głośno, a Malfoy przestał się chichotać i zlustrował ją wzrokiem pełnym zimna i pogardy.

***

- Chyba jesteś nam winna wyjaśnienia!- wydukał Ron, próbując udawać, że nie jest przejęty całym zajściem, które miało dzisiaj miejsce. Harry również chciał wiedzieć, dlatego czekał ze swoimi ogłoszeniami i dawał Ellie pierwszeństwo. Siedzieli na zimnych murach zamku i korzystali z ładnej pogody, bo ze wschodu napływały burzowe chmury i nie wiadomo było, ile jeszcze czasu słońce będzie grzało.
- Ale co chcecie wiedzieć?- Złota uniosła brwi w górę.
- Ja to bym chciała wiedzieć- zaczęła wyniosłym tonem Hermiona- dlaczego masz ogon i łuski na szyi. Czytałam, że...
- Złote Smoki w formie ludzkiej niczym się nie różnią od normalnego człowieka.- dokończyła za nią Elouise.- Tak, to jest prawda. Jednak tylko wtedy, gdy i matka, i ojciec są smokami.
- Chcesz powiedzieć, że któreś z twoich rodziców nie było smokiem?- Harry podłapał temat.
- Tak. Mój ojciec był człowiekiem. Czarodziejem czystej krwi, aurorem. Łowcą czarnoksiężników- dodała pospiesznie Złota widząc zdziwioną minę Pottera.
- Nie słyszałam o takim przypadku- Granger zmarszczyła nos jak królik. Była niezadowolona z siebie. Lubiła wiedzieć wszystko o wszystkim, a tu ewidentnie jej wiedza zawierała niemałą lukę. Ellie roześmiała się donośnie.
- Wiesz- zaczęła, ocierając łzy- jeśli nie ma już więcej samców twojego gatunku, a umiesz przemieniać się w inny, plus jeszcze zakochasz się w jego przedstawicielu, to jakoś tak wychodzi.
- Niesamowita historia- Weasley zbierał szczękę z podłogi. 
- Teraz rozumiem! Nie jesteś pełną wersją smoka, dlatego zawierasz w swoim wyglądzie elementy obu gatunków, zgadza się?- Hermiona klasnęła w dłonie.
Elouise kiwnęła głową i przygryzła wargę. Mimo, że trójka jedenastolatków wysłuchała jej historii, nie oznaczało to, że zaakceptują ten fakt.
- Czy poza wyglądem, gdy jesteś w formie ludzkiej, posiadasz inne cechy ze smoka?- zainteresował się Harry.
- Hmm, owszem. Mogę zionąć ogniem, nawet jako człowiek. Oczywiście płomień ten nie ma takiego zasięgu jak normalnie, ale zawsze coś...
- Ekstra! Normalnie odjazd!- Ron ekscytował się opowieścią.
- Jeszcze jedno pytanie...- mruknęła Hermiona. Elouise wyczytała z jej miny o co może chodzić. Nie była zdziwiona. To było normalne, że każdy martwił się o swoje życie.- Czy kontrolujesz swoje zachowanie jako smok?
Złota poczuła na sobie wzrok Harrego i Rona. Uśmiechnęła się do nich najmilej jak umiała.
- Tak- odpowiedziała.- Nie martwcie się, nie widziałam was... "wtedy" jako przekąski.
Cała czwórka roześmiała się serdecznie. Ellie poczuła się pewniej. Oczywiste jest to, że każdy boi się tego, co nieznane. Rozwiewając wszystkie wątpliwości zmniejszyła lęk przyjaciół, ale także pozbyła się wstydu. Nie musiała już nic ukrywać.
- Jest jeszcze jedna sprawa... Otóż Dragon to nie jest moje prawdziwe nazwisko. Nie wiem jak się nazywam, mój ojciec zginął jeszcze przed matką- wymamrotała cicho. Widząc wyrazy twarzy słuchaczy uśmiechnęła się, próbując pokazać, że nie przejmuje się tak bardzo swoją własną sprawą.
- No, Harry, a ty co?- szturchnęła lekko chłopca.- Chciałeś nam coś powiedzieć!
- A, tak!- speszył się Potter.- Słuchajcie, no bo ja... Zostałem szukającym!
- SZUKAJĄCY?!- oczy Rona rozszerzyły się do wielkości galeonów.- Pierwszoroczny nigdy nie załapał się do drużyny! Chyba będziesz najmłodszym graczem...
- W tym stuleciu! Według McGonagall- dokończył za kumpla Harry.
- Hej, nieźle, Wood nam powiedział!- dzieciaki usłyszały za sobą głos. Odwróciły się i ujrzały dwóch identycznych chłopców z rudymi czuprynami.
- Fred i George też są w drużynie, pałkarze!- dumnie pochwalił braci Ron.
- Nasza robota to pilnowanie byś ty się krwią nie zalał, chociaż nic nie obiecuję. To ostra gra.- wyszczerzył się Fred.
- Brutalna, ale jeszcze nigdy nikt nie zginął.- dokończył za brata George, po czym odezwali się chórkiem, odchodząc w swoją stronę.- Chociaż czasem ktoś znika, ale za jakiś miesiąc zwykle wraca!
- Daj spokój, stary- Ron poklepał kolegę po plecach.- Quidditch to super zabawa!
- No nie wiem... A co jeśli zrobię z siebie głupka?- wymamrotał Potter.
- Nie zrobisz z siebie głupka! Wiem co mówię!- Hermiona uniosła podbródek do góry.
Szatynka zaprowadziła trójkę zdziwionych jedenastolatków na czwarte piętro, gdzie w szklanej gablocie stały wszystkie zdobyte przez Hogwart nagrody za grę w Quidditcha. Na najniższej półeczce prezentowały się pozłacane medale szukających. Na jednym z nich widniał napis James Potter.
- Jeju!- zachłysnął się Ron- Nic nie mówiłeś, że twój stary był szukającym!
- Ja... Nie wiedziałem...- wyszeptał Harry.

***

Witajcie! Na wstępie dziękuję wszystkim, którym chce się czytać moje wymysły :) Dziękuję również za wszystkie komentarze i chciałabym prosić, aby każda osoba czytająca pozostawiła swoją opinię co do mojej twórczości :) Chętnie wysłucham każdego rodzaju krytyki, wtedy będę wiedziała co należy poprawić. Przepraszam, że ten rozdział może wydawać się krótszy niż poprzednie i kiepski jakościowo, ale aktualnie jestem chorowita, co ma, niestety, niemały wpływ na wenę... Wiem, wiem, tłumaczą się winni, ale ja jak najbardziej czuję się winna :( Do tego dochodzi szkoła, wiecie, matura to nie przelewki, szczególnie gdy ktoś wybiera się na kierunki medyczne. Mam nadzieję, że mi wybaczycie! :)
Ina
PS. Byłabym bardzo wdzięczna gdyby ktoś byłby w stanie zrobić mi szablon na bloga... Niestety sama w tym nie siedzę, ale może ktoś by umiał... :)

Obserwatorzy