- Bardzo dobrze mnie słyszeliście...- wściekłości profesor McGonagall nie było końca.- Wasze zachowanie było karygodne! Ładny przykład dajecie pierwszakom, którzy próbują chociaż trochę zjednoczyć wasze domy!
- Zdrajcy...- fuknął chłopak.
- Cicho, panie Malfoy. Macie się zgłosić dziś wieczorem do profesora Snape'a. Nie przyjmuję żadnych usprawiedliwień. Takie sytuacje mają się nie powtarzać, inaczej kary będą surowsze!- nauczycielka odwróciła się zamaszyście na pięcie i ruszyła wzdłuż korytarza. Draco przetarł krwawiącą wargę.
- To wszystko twoja wina! Nie umiesz panować nad sobą? Mogłaś mnie zabić!- wrzeszczał na trzymającą się za rozcięty policzek Elouise.
- Wiesz, gdyby nie McGonagall, to chętnie bym to zrobiła...- odgryzła się mu.
- Jesteś niebezpiecznym zwierzakiem, nie powinno cię tuuUUU...- ostatnie słowa Ślizgona przeciągnęły się w przerażony jęk gdy Gryfonka chwyciła jego kołnierz i przygwoździła go jednym zamachnięciem do ściany.
- Powtórz to, co powiedziałeś. NO POWTÓRZ!- źrenice dziewczyny zwężyły się, obrazując jej wściekłość. Uniosła Malfoya wyżej tak, że jego stopy przestały dotykać podłogi.
- Odpieprz się ode mnie...- bąknął tylko w przestrachu.
- Jestem mądrzejsza niż ty!- Złota puściła koszulkę blondyna, a on z łoskotem upadł na podłogę.- Gdyby nie twoja zasrana "czystość krwi" nie oberwałbyś tak po swoim arystokratycznym pysku. Mówię ci po raz ostatni- odwal się od Hermiony.
- Ja tylko głoszę prawdę. Przecież to szlama... KURWA!- ostatnie słowo chłopaka było głośnym sykiem bólu, gdy Elouise kopnęła go z całej siły w brzuch.
- Przez ciebie musimy iść do Nietoperza więc nie rób więcej problemów. Bo jak się nam trafi szlaban w Zakazanym Lesie to kto sobie nie poradzi? Ty czy ja?- szeptała nienawistnie szesnastolatka, pochylając się nad skulonym Draconem. Widząc jego pulsujące gniewnie żyły i to, jak zaciska zęby, dodała z lekkim uśmiechem.- No właśnie. Więc radzę ci ugryźć się czasem w język i pomyśleć, o ile nie sprawia ci to bólu, zanim coś powiesz, zapchlona fretko.
Szatynka odwróciła się i ruszyła w stronę Skrzydła Szpitalnego, zostawiając obolałego Ślizgona samego na korytarzu. "Ani mi się śni mu pomagać..." fuczała na siebie w myślach. Draco, zresztą, nie chciał żadnej pomocy. Wolał przeczekać aż promieniujący po całym ciele ból minie, wtedy sam pójdzie do pani Pomfrey.
***
- Ellie... Niepotrzebnie tak zareagowałaś. Już zdążyłam się przyzwyczaić...- Hermiona położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.
- Tylko kłopotów sobie narobiłaś. Następnym razem trzeba wymyślić taki sposób, żeby tylko Malfoy oberwał. Przecież nie miałaś złych intencji...- Ginny zamknęła z hukiem książkę, którą trzymała na kolanach i przyjrzała się twarzy Elouise. Podbite, zasiniałe oko i zaszyty błękitnymi nićmi policzek. Do tego dochodziły podrapane do krwi ręce i mały siniaczek pod paznokciem kciuka. Mimo krzepy smoczycy, Draconowi trzeba było przyznać jedno- umiał się bronić.
- Zobacz jak cię załatwił... Damski bokser.- Ron zmarszczył nos i oparł głowę na oparciu kanapy.
- Musiał coś zrobić. Miał stać bez ruchu i przyglądać się jak obijam mu mordę?- Złota odwróciła się i spojrzała na Weasleya, a liczne kolczyki w jej uszach zadzwoniły cichutko pod wpływem ruchu.
- Ellie, serio. Nie przejmuj się nim. To zwykły dupek...- Potter uśmiechnął się ciepło do przyjaciółki i podał jej, tak jak reszcie, kubek z gorącym kakao, który właśnie przyniósł mu jeden ze skrzatów kuchennych.
- Niczym się nie przejmuję, mogę być i wyrzucona z tej szkoły. Chcę tylko żeby fretka dała w końcu spokój Hermi i innym mugolakom.- westchnęła cicho Elouise obracając kubek w palcach. Był za gorący żeby trzymać go stabilnie.
- Nie mów tak. Nikt cię stąd nie wyrzuci, a Malfoy się nie zmieni. Nigdy w to nie uwierzę.- Ginny potrząsnęła rudą grzywą, zarzucając sobie niesforny kosmyk za ucho.
Atmosfera wśród Gryfonów nieco się rozluźniła. Ron rzucał co chwilę jakieś żarciki o Ślizgonach, Hermiona i Weasleyówna dorwały Harrego, czesząc mu włosy i próbując zrobić mu makijaż. W kominku wesoło trzaskał ogień, za oknem bezchmurny zachód zamienił zimny błękit nieba w ciepłą pomarańcz i róż, a na twarzy Elouise zagościł szczery uśmiech.
Inaczej prezentowała się sytuacja w salonie Slytherinu.
Panowała tu cisza, jedynie po kątach jakieś młodziaki szeptały, odrabiając prace domowe. Jezioro nad głowami Ślizgonów było spokojne, nic nie mąciło ruchów wody, nawet żaden tryton nie przepływał tą drogą. Zupełnie jakby wszystkie stworzenia wyczuwały wściekłość młodego arystokraty.
Draco krążył po dormitorium. Na skórzanym fotelu siedział Blaise, obserwując bez słowa każdy ruch kumpla. W dłoni kołysał szklanką z Ognistą. Poluzował lekko krawat i westchnął cicho. Zapoczątkowało to wybuch.
- Nienawidzę tego ogniopluja!- ryknął Malfoy, zatrzymując się i uderzając pięściami w ścianę. Dzieciaki w dormitorium podskoczyły lekko ze strachu i uciekły do swoich sypialni.- Nie chce mi się wierzyć, że jest czystej krwi!
- Jej krew jest czystsza od twojej i mojej razem wziętych...- bąknął Zabini. Był to błąd.
- Tak? To może jeszcze zaczniecie mnie wyzywać od szlam? MNIE?
- Stary, wyluzuj!- czarnoskóry Ślizgon zmarszczył brwi.- To, że masz rozciętą wargę, siniaka na pół mordy i szwy na nodze nie znaczy, że jest od ciebie lepsza... Aczkolwiek bić to ona się umie...
- Jakbyś ważył pięć ton i miał identyczną siłę to też byś umiał.- Draco opadł bezwładnie na kanapę.
- Ona waży pięć ton?- oczy Blaise'a rozszerzyły się do wielkości galeonów.
- Pewnie nie... Chuj mnie obchodzi ile waży. Poraniła mnie i wypaliła mi dziurę w szacie. Ona mnie w ogóle dotknęła!- Malfoy skrzyżował ręce na piersi i wyglądał jak obrażone dziecko. Zabiniemu chciało się z niego śmiać, ale na pewną myśl od razu spoważniał.
- Smoku... Mam tylko nadzieję, że ona wygląda lepiej niż ty...- brzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. Blondyn odwrócił głowę i w milczeniu przypatrywał się przyjacielowi.
- No chyba mi nie powiesz, że podniosłeś rękę na kobietę?- klamka zapadła.
- A co miałem robić?! Stać i szczerzyć się żeby jej się przyjemniej mnie lało? Nie, dzięki.
- Mogłeś ją powstrzymać, a nie bronić się atakiem!
- Kurwa, chciałem!- Draco zerwał się na równe nogi.- Złapałem ją za nadgarstek, ale ona wzięła zamach i wylądowałem na plecach dwa metry dalej!
Diabeł gwizdnął przez zęby.
- Ta dziewczyna mnie szokuje. Nie dość, że odważyła się ciebie załatwić to jeszcze zrobiła to tak, że wyglądasz jakbyś walczył z całym gangiem.
- A weź spierdalaj.- Draco chwycił płaszcz z fotela i ruszył w stronę wyjścia.- Idę na swój szlaban.
- Masz dziurę w szacie przecież...
- Mam to gdzieś!
- Niczym się nie przejmuję, mogę być i wyrzucona z tej szkoły. Chcę tylko żeby fretka dała w końcu spokój Hermi i innym mugolakom.- westchnęła cicho Elouise obracając kubek w palcach. Był za gorący żeby trzymać go stabilnie.
- Nie mów tak. Nikt cię stąd nie wyrzuci, a Malfoy się nie zmieni. Nigdy w to nie uwierzę.- Ginny potrząsnęła rudą grzywą, zarzucając sobie niesforny kosmyk za ucho.
Atmosfera wśród Gryfonów nieco się rozluźniła. Ron rzucał co chwilę jakieś żarciki o Ślizgonach, Hermiona i Weasleyówna dorwały Harrego, czesząc mu włosy i próbując zrobić mu makijaż. W kominku wesoło trzaskał ogień, za oknem bezchmurny zachód zamienił zimny błękit nieba w ciepłą pomarańcz i róż, a na twarzy Elouise zagościł szczery uśmiech.
Inaczej prezentowała się sytuacja w salonie Slytherinu.
Panowała tu cisza, jedynie po kątach jakieś młodziaki szeptały, odrabiając prace domowe. Jezioro nad głowami Ślizgonów było spokojne, nic nie mąciło ruchów wody, nawet żaden tryton nie przepływał tą drogą. Zupełnie jakby wszystkie stworzenia wyczuwały wściekłość młodego arystokraty.
Draco krążył po dormitorium. Na skórzanym fotelu siedział Blaise, obserwując bez słowa każdy ruch kumpla. W dłoni kołysał szklanką z Ognistą. Poluzował lekko krawat i westchnął cicho. Zapoczątkowało to wybuch.
- Nienawidzę tego ogniopluja!- ryknął Malfoy, zatrzymując się i uderzając pięściami w ścianę. Dzieciaki w dormitorium podskoczyły lekko ze strachu i uciekły do swoich sypialni.- Nie chce mi się wierzyć, że jest czystej krwi!
- Jej krew jest czystsza od twojej i mojej razem wziętych...- bąknął Zabini. Był to błąd.
- Tak? To może jeszcze zaczniecie mnie wyzywać od szlam? MNIE?
- Stary, wyluzuj!- czarnoskóry Ślizgon zmarszczył brwi.- To, że masz rozciętą wargę, siniaka na pół mordy i szwy na nodze nie znaczy, że jest od ciebie lepsza... Aczkolwiek bić to ona się umie...
- Jakbyś ważył pięć ton i miał identyczną siłę to też byś umiał.- Draco opadł bezwładnie na kanapę.
- Ona waży pięć ton?- oczy Blaise'a rozszerzyły się do wielkości galeonów.
- Pewnie nie... Chuj mnie obchodzi ile waży. Poraniła mnie i wypaliła mi dziurę w szacie. Ona mnie w ogóle dotknęła!- Malfoy skrzyżował ręce na piersi i wyglądał jak obrażone dziecko. Zabiniemu chciało się z niego śmiać, ale na pewną myśl od razu spoważniał.
- Smoku... Mam tylko nadzieję, że ona wygląda lepiej niż ty...- brzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. Blondyn odwrócił głowę i w milczeniu przypatrywał się przyjacielowi.
- No chyba mi nie powiesz, że podniosłeś rękę na kobietę?- klamka zapadła.
- A co miałem robić?! Stać i szczerzyć się żeby jej się przyjemniej mnie lało? Nie, dzięki.
- Mogłeś ją powstrzymać, a nie bronić się atakiem!
- Kurwa, chciałem!- Draco zerwał się na równe nogi.- Złapałem ją za nadgarstek, ale ona wzięła zamach i wylądowałem na plecach dwa metry dalej!
Diabeł gwizdnął przez zęby.
- Ta dziewczyna mnie szokuje. Nie dość, że odważyła się ciebie załatwić to jeszcze zrobiła to tak, że wyglądasz jakbyś walczył z całym gangiem.
- A weź spierdalaj.- Draco chwycił płaszcz z fotela i ruszył w stronę wyjścia.- Idę na swój szlaban.
- Masz dziurę w szacie przecież...
- Mam to gdzieś!
***
- Zapewne wiecie dlaczego tu jesteście...- ruch ust profesora Snape'a był tak znikomy, że wyglądał jakby był brzuchomówcą. Elouise gapiła się na szafki z fiolkami, a Draco oglądał znudzony swoje paznokcie.- Uznajmy to za tak. Mam dla was specjalne zadanie.
- Nie mam zamiaru nic z nią robić.- warknął Malfoy. Ellie nawet nie spojrzała w jego stronę tylko podrapała się lekko po szwie.
- Amortencja to nie jest nic...- odezwał się Severus.- Tak, dobrze pani słyszała, panno Dragon...- Elouise nie dowierzała i spojrzała przerażonym wzrokiem w oczy nauczyciela.- Ostatnio Irytek zrobił mi bałagan w zapasach i nie mam ani jednej fiolki, wszystkie się stłukły. Waszym zadaniem będzie uwarzenie pięciu kociołków.
- Ale... Ale to się warzy miesiąc...- jęknęła Złota.
- Będziecie zatem mieli czas na przemyślenie wspólnie swojego zachowania. Wszystkie składniki macie zdobyć sami.- uśmiechnął się cwanie Snape.
- Mamy iść do Zakazanego Lasu?!- Draco poczuł dreszcz na plecach.
- Och, obawia się pan czegoś w towarzystwie panny Dragon, panie Malfoy?- syknął profesor.
- Tak. Że zostawi mnie samego.
- Bardzo chętnie- Złota zmrużyła oczy.
- Gryffindor traci pięć punktów. Proszę się liczyć ze słowami, takie groźby to poważna sprawa, Dragon. Dobranoc.- Nietoperz zostawił w sali Gryfonkę i Ślizgona, zabijających się wzrokiem, samych.
- Świetnie.- Draco odezwał się pierwszy.- Po prostu świetnie. Nie dość, że muszę warzyć jakiś pieprzony eliksir miłosny, to jeszcze muszę go robić z gadem.
- Wierz mi- Ellie uniosła brew do góry.- Wolałabym to robić ze sklątką tylnowybuchową niż z tobą...
Blondyn nie wytrzymał i z wściekłym rykiem rzucił się na szatynkę. Ta, zszokowana zachowaniem kolegi, nie zdążyła zareagować i za chwilę leżała na podłodze, przygwożdżona przez chłopaka.
- Malfoy, dobrze ci radzę...- syczała przez zaciśnięte zęby.- Nie chcę ci zrobić krzywdy, ale twoje zachowanie do tego prowadzi...
- Nawet się nie opierasz.- uśmiechnął się tryumfalnie Ślizgon, ściskając nadgarstki szesnastolatki.- Czyżbym ci się podobało to, że dominuję nad tobą?
Elouise nie dowierzała własnym uszom.
- Czy ciebie już do reszty popieprzyło?! Złaź ze mnie, ty bezwartościowa kupo blond kłaków.
- Nadal się nie opierasz...
- Jak się oprę to nie usiądziesz na tym chudym dupsku przez najbliższy miesiąc naszej pracy.
- Już to widzę...- zaśmiał się Malfoy.
- Skoro tak...- Złota wzruszyła ramionami i wierzgnęła z całej siły nogami, jakby chciała zarzucić je za siebie. Ruchem tym zepchnęła z siebie chłopaka, który wpadł z hukiem na rząd ławek i wstała, otrzepując szatę na udach.
- Fuj... Siedziałeś na mnie...- fuknęła.
Cisza.
- Ej?
Nic.
- Malfoy, to nie jest zabawne.
Milczenie.
Elouise podeszła niepewnie w stronę miejsca, gdzie powinien leżeć Ślizgon. Ujrzała go nieprzytomnego z rozciętym czołem. Nachyliła się nad nim i przetarła krew z jego skroni.
- Cholera jasna...- przełknęła ślinę.- Draco, idioto, obudź się.
Szturchnęła nastolatka lekko w ramię i w tym momencie coś szarpnęło ją w dół. Boleśnie zderzyła się plecami z posadzką.
- Ssss... Malfoy!
Blondyn znów siedział na dziewczynie.
- Po raz ostatni mnie zraniłaś... Rozumiesz?- celował różdżką w jej łuskowate gardło.
- Nie chciałeś słuchać!- szatynka zmarszczyła brwi ze złości. Dała się wykiwać.
- To nie jest pow...- Dracon urwał wpół zdania. Na jego twarzy zabłysnął delikatny, ledwo widoczny rumieniec. Schował różdżkę do kieszeni, wstał, otrzepał się z kurzu i odwrócił plecami do zdezorientowanej Elouise.- Ubierz się...
Dziewczyna spojrzała po sobie. Dostrzegła rozpięte guziki koszuli. Musiało się to stać podczas szarpnięcia Malfoya. Odpięta koszula odsłoniła biust dziewczyny, zakryty białym, koronkowym biustonoszem. Ellie pospiesznie zabrała się za zapinanie guzików, po czym wstała i chrząknęła lekko.
- No to... Od czego zaczynamy?
- Od składników, co nie? Bez tego ani rusz...- speszony Draco nadal nie śmiał skierować na nią wzroku. Czuł się tak po raz pierwszy. Nigdy wcześniej nie zawstydzał go widok kobiecych piersi. Może to dlatego, że był to biust znienawidzonej Gryfonki? Nigdy nie spodziewałby się, że pod jej luźnymi szatami kryje się takie ciało.
- Dobra. No to kierunek Zakazany Las...- westchnęła Elouise.
***
Ściółka leśna skrzypiała im pod stopami. Była połowa listopada, zima zbliżała się nieuchronnie, a noce były lodowate. W lesie panowała mrożąca krew w żyłach cisza, nawet żadna sowa nie pohukiwała. Draco trzymał się skrawka szaty Złotej i szedł za nią, podczas gdy dziewczyna oświetlała im drogę lampą pożyczoną od Hagrida. Pnie drzew wyglądały jak czające się w mroku potwory i rzucały złowrogie cienie przed idącymi nastolatkami.
- Czego szukamy?- szepnął Malfoy, wprost przy uchu dziewczyny. Poczuła ona lekki dreszcz na dotyk ciepłego oddechu na karku.
- Ciemiernika czarnego i skarabeuszy... Pierwsze to kwiatek, drugie to robaczki, tak dla wiadomości.- parsknęła cicho szatynka
- Wiem! Nie rób ze mnie idioty...- syknął chłopak gdy nagle z mroku dało się słyszeć odgłosy szurania. Elouise zatrzymała się i poczuła jak Malfoy kurczowo obejmuje ją w talii.- Co to było?!
- Nie mam pojęcia i przestań się do mnie kleić, fretko.- burknęła zielonooka.
- Nie bierz tego zbyt osobiście, najzwyczajniej w świecie się... Uch... No boję się!- zawył Malfoy. Dziewczyna zwiesiła bezwładnie głowę i westchnęła ciężko.
- Niech ci będzie. Ale nie gadaj tyle i po prostu chodź.
Stawiali kroki bardzo ostrożnie, rozglądając się po wszystkich krzakach dookoła. Nie chcieli żeby zaskoczył ich nagle jakiś stwór. Po jakimś czasie oczy Elouise utkwiły w jednym punkcie. Stała tak, wpatrując się w dal przez dłuższy czas.
- Co się dzieje?- spytał Malfoy.
- Ciii...
- No powiedz.
- Cicho bądź.
- Ty sobie ze mnie jaja robisz, nie? To nie jest...- dłoń Ellie ułożyła się na ustach Ślizgona, blokując mu możliwość gadania. Do jego nozdrzy dotarł zapach perfum dziewczyny, którymi pryskała się nie tylko po szyi, ale i po nadgarstkach. Kwiatowa, słodka, delikatna woń pieściła zmysł węchu blondyna. Chwilę delektowania się przerwało mocne szarpnięcie i zderzenie ze ściółką leśną oraz korzeniami drzew.
- Co ty wyrabiasz?!- syknął Draco, masując obolałe pośladki.
- Ciii... Spójrz tam...- Elouise szeptała tak, że chłopak ledwo ją usłyszał. Posłusznie jednak popatrzył we wskazywanym przez koleżankę kierunku i zamarł.
Dosłownie kilka metrów przed nimi ocierała się o drzewa dorosła mantykora. Jej wielkie lwie cielsko szurało leniwie o korę, a skorpionowy ogon zamiatał z błogości liście. Stwór wydawał ciche pomruki zadowolenia i na jego ludzkiej twarzy widniał szeroki uśmiech. Kobiece rysy. To samica.
- Spójrz jaki ma wielki brzuch!- Draco szarpał lekko Elouise za szatę.- Myślisz, że coś zeżarła? Może nas nie zaatakuje.
- Nie sądzę...- zamyśliła się dziewczyna, przypatrując się mantykorze.- Wygląda bardziej jakby była ciężarna.
- No tak... Zapomniałem, że ktoś tu wybrał opiekę nad potworami jako główny przedmiot...- zadrwił Ślizgon.
- Masz z tym jakiś problem?- brew Ellie powędrowała w górę.
- Skąd... Dzięki tobie przynajmniej wiem, że w tym lesie rozmnażają się mantykory. Cóż za niepowtarzalne doświadczenie!
- Stul pysk i siedź cicho. Może sobie pójdzie, jeśli dopisze nam szczęście. Wygląda na to, że jesteśmy na jej terenie...- na te słowa Draco zamarł.
- I co teraz?- szepnął.
- Poczekajmy chwilę, zobaczymy co zrobi...
Szesnastolatkowie leżeli na brzuchach na niewygodnych i twardych korzeniach. Igły z drzew wbijały im się w każdą część ciała. Ślizgon źle to znosił i drapał się co sekundę w inne miejsce.
- Możesz przestać się wiercić? Usłyszy nas!- oburzyła się za którymś razem szatynka.
- Nie moja wina, że mnie to swędzi!- teraz chłopak drapał się po brzuchu. Ellie kątem oka dostrzegła zarys jego mięśni. Gra w Quidditcha robi swoje...
- Nie wytrzymam!- jęknął i podniósł się na kolana żeby sięgnąć swędzącej łydki. Pomruki mantykory ustały.
- Zwariowałeś?!- Elouise szarpnęła Malfoya w dół, a ten wylądował na niej.
- Co ty...- Draco właśnie dostrzegł, że stwór węszy i niepewnie stawia kroki w ich kierunku.
- Głupia fretko, chcesz nas zabić?!- gdyby wzrok mógłby zabijać, to arystokrata leżałby już martwy. Gniewne ogniki, tańczące w zielonych oczach Gryfonki, lustrowały jego twarz w furii.
- Wygodny masz biust.- stwierdził ni stąd ni zowąd Draco i bezceremonialnie wtulił się w ciało dziewczyny. Dobrze, że dookoła panowała totalna ciemność, bo z całą pewnością rumieniec, który wstąpił na twarz Złotej, byłby obiektem drwin blondyna przez najbliższe sto lat.
- Wysłuchaj mnie dobrze, bo powiem to pierwszy i ostatni raz.- zaczęła cicho.- Nie chcę walczyć z niczym tutaj ani nie chcę wracać tu z powrotem, bo nie uda nam się czegoś zdobyć. Chcę to załatwić za jednym razem więc radzę ci się uspokoić, bo twoje zachowanie może nas zgubić...
- Ja tylko stwierdziłem fakt, powinnaś to przyjąć jako komplement.- głos Dracona ociekał nienawiścią. Jak ten gad śmiał go upominać?
- Zamknij się już.
***
Oto i mamy pierwszego one shota, którego temat był zamówiony! HURRA! :D
Postanowiłam podzielić go na części, bo pisało mi się go tak lekko i przyjemnie, że zachciałam rozwinąć tę historię. Każdy oczywiście już pewnie wie dokąd zmierza ta miniaturka... :)
Kochani! Jeśli komuś podoba się mój styl to bardzo proszę, nie krępujcie się! Jestem jak najbardziej otwarta na propozycje miniaturek!
Komentujcie jak mi to wyszło. :D
Pozdrawiam Was bardzo ciepło w te zimne, prawie październikowe już, dni. :)
Ina