Bardzo mi przykro, ale z powodów rodzinnych jestem zmuszona zawiesić bloga na czas nieokreślony. Całe życie kręci się teraz wokół szpitala i wygląda na to, że Święta spędzimy w mniejszym gronie niż zwykle...
Wybaczcie. Jak tylko sprawa się ustatkuje- wrócę.
Tymczasem prosiłabym Was, aby każdy zostawił w komentarzu rozdział, na którym skończyłam czytać jego bloga. Będzie mi wtedy prościej powrócić i doczytać to co mnie ominęło.
Trzymajcie się, kochani. Życzę Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.
Ina
Info
Pracuję nad 6 rozdziałem oraz nad one-shotami. (Dramione dla ~hope~ oraz ponowne Draco x Ellie)
Jeśli ktoś z czytelników miałby specjalne zamówienie na "one shota"- jestem otwarta na sugestie.
O mnie
- Ina
- Studentka próbująca odnaleźć się w świecie dorosłych jako powszechnie uznawanym, a i tak posiadająca swój własny świat. Uciekam od problemów do muzyki, pisania, rysowania i ukochanego. Chętnie nawiążę znajomość- nie gryzę. :)
niedziela, 8 grudnia 2013
sobota, 16 listopada 2013
1. ONE SHOT- "Czas zakopać przeszłość" cz. 5 (+18)
- Puk puk!
Draco odwrócił się i spojrzał na, wychylającą się zza, na
wpół otwartych, drzwi, Elouise. Uśmiechnął się lekko i przejechał dłonią po
włosach, zaczesując je do tyłu.
- Hasło?- mruknął.
- Eee… Draco jest głupi?- zachichotała dziewczyna, udając na
początku głębokie zamyślenie.
- Bardzo zabawne, Dragon, wyjątkowo zabawne. Widzę, że humor
dopisuje.- blondyn wydął usta w obrażonym grymasie.
- O, tak, bardzo dopisuje!- Ellie weszła do klasy, zamykając
za sobą drzwi i klapnęła naprzeciwko Ślizgona.- Byłam dzisiaj całe popołudnie z
dziewczynami w Hogsmeade i udało mi się kupić wszystko co chciałam!
- Wszystko, to znaczy?- brew chłopaka nieznacznie drgnęła ku
górze.
- Wszystkie prezenty świąteczne!
- To bardzo fajnie, Dragon, ale teraz musimy się zająć tym,
co powinniśmy jutro oddać, tak przypominam…
- A Tobie humor chyba nie dopisuje, co…?- szatynka skupiła
swój wzrok na partnerze. Widziała, jak przez jego czoło przechodzi pionowa
zmarszczka, symbolizująca gniew.
- A niby czemu miałby dopisywać?- warknął.- Jutro Wigilia- i
co z tego?! Cały ten magiczny nastrój, ozdoby, kolędy… To wszystko jeden wielki
chłam, który i tak nic nie znaczy!
- Dlaczego tak sądzisz…?
- Też byś tak sądziła gdybyś musiała wracać na Święta tam,
gdzie ja. Niby jesteś w domu, ale nie możesz się w nim tak czuć. W całym
mieszkaniu Śmierciożercy, sztywne zasady, musisz siedzieć przy stole i słuchać
tych rechotów, a tak naprawdę to chciałbyś się po prostu rozpłynąć w
powietrzu!- pięść Malfoya uderzyła bardzo mocno w podłogę. Za chwilę oparł
głowę na łokciu i westchnął przeciągle.- Wybacz, Elouise. Będziesz musiała sama
oddać Amortencję. Ja jutro jadę pierwszym pociągiem do Londynu.
Spojrzał w oczy Gryfonki i momentalnie jego zmarszczone
czoło wygładziło się. Dostrzegł w nich współczucie i ciepło, zauważył nawet
lekki wodny połysk, jakby pojedyncza łza miała wypłynąć z kącika. Pstryknął ją
lekko w czubek nosa i uśmiechnął się łagodnie.
- Hej, nie smuć się, wrócę!
- Nie…- westchnęła cicho dziewczyna, przecierając oko.- Po
prostu nie rozumiem jak Święta mogą nie być magicznym czasem… W sumie to mam
dla ciebie propozycję, ale skoro masz taki rygor w domu to pewnie nie wypali…
- Jaką propozycję?
- Żebyś został ze mną na Święta tu, w Hogwarcie. Ja nie
wracam. Rodzice jadą do babci, która za mną nie przepada. Wiesz, mugolka
trzymająca smoka pod dachem. Jeszcze się sąsiedzi dowiedzą…- Ellie zaśmiała się
cicho.
Draco otworzył oczy bardzo szeroko. Nie sądził, że
kiedykolwiek usłyszy taką propozycję od Dragon. Od Elouise Dragon z
Gryffindoru- pyskatej, zdeterminowanej dziewczyny, z którą, jeszcze cztery
tygodnie temu, tak się nienawidził. Prawda była taka, że jak tylko to usłyszał- zrozumiał, że o niczym innym nie marzy tak bardzo, jak o spędzeniu z nią
tego czasu. Stracił kontrolę nad swoim ciałem i w jednej chwili chwycił ją w
objęcia tak mocno, że Złota straciła równowagę i wylądowali na ziemi.
- Au, Malfoy!- syknęła.- Uważaj trochę! Prawie stukn…
Sypanie zarzutów przeciw Ślizgonowi przerwały szatynce jego
usta, które przywarły do niej w czułym pocałunku. Ellie była tak
zdezorientowana całym zajściem, że postanowiła nie protestować- tym bardziej,
że to, co robił blondyn, sprawiało jej niemałą przyjemność. Przymknęła lekko
oczy i dała się ponieść w wir emocji i uczuć. Słyszała tylko przyspieszony
oddech Dracona i głośne prace ich serc. Stalowooki podniósł się do pozycji
siedzącej, ciągnąc towarzyszkę za sobą. Usadził ją sobie na kolanach i musnął
ustami jej szyję, by za chwilę zasypać ją gorącymi buziakami. Elouise odchyliła
głowę do tyłu, pozwalając na te czynności i przygryzła lekko wargę. Nigdy
jeszcze nie palił jej niczyj dotyk- mowa tu oczywiście o przyjemnym paleniu.
Miała wrażenie, jakby każde zetknięcie jej skóry z ustami blondyna zostawiało
trwały ślad.
Draco w pewnym momencie przestał całować Gryfonkę i oparł
brodę na jej ramieniu, wtulając ją w siebie najmocniej i najromantyczniej jak
potrafił. Wiedział to dobrze- przy niej nauczył się okazywać uczucia, poprzez
intymne sytuacje, nie tylko same pożądanie.
- Bardzo chętnie z tobą zostanę, Dragon…- wyszeptał przy jej
uchu.- Dziękuję za propozycję…
Złota, w odpowiedzi, tylko wtuliła się w niego mocniej, a po
chwili zeszła z jego kolan. Położyła dłoń na jednym z nich i uśmiechnęła się
szeroko.
- Chcę ci pokazać, że Święta mogą być najbardziej magicznym
dniem w roku i to bez używania czarów…
Ślizgon odwzajemnił uśmiech. Patrzył na tę dziewczynę z
wielkim podziwem. Jej zaangażowanie, we wszystko co robi, jest wręcz zaraźliwe.
Czuł jak mocno biło mu serce za każdym razem, gdy zerkał w jej stronę. Przez
ostatni wieczór szlabanu współpracowali mocno, obdarzając się co jakiś czas
krótkimi, ale namiętnymi pocałunkami. Draco siekał składniki, a Ellie wrzucała
je do kociołka. Gdy Draco zaciął się nożem w palec, Ellie opatrzyła mu go
sprawnie, całując go za każdy syk bólu chłopaka.
- SKOŃCZONE!- wykrzyknął Draco około 1 nad ranem.-
Nareszcie! Rany, mam już dość tych szlabanów…
- Mnie też?- westchnęła cicho Złota. Chłopak obdarzył ją
najbardziej zdziwionym spojrzeniem na jakie było go stać.
- No wiesz ty co?!- zaśmiał się.- Zabraniam ci nawet tak
myśleć, mała!
- Nie jestem mała!!!- żachnęła się szatynka.
- Dla mnie jesteś.- mówiąc to oparł się łokciem o jej
głowę.- Ile ty właściwie masz wzrostu? Ej!- Draco musiał szybko odzyskać
równowagę, bo Elouise wysunęła się spod jego łokcia.
- Nic ci do tego!- pokazała mu język.- Chodź, lepiej
sprawdźmy jak się ma nasz eliksir! Trzeba go powąchać!
Usiedli naprzeciwko gorącego kociołka, a zielonooka zdjęła z
niego wieczko. Bulgocąca, pieniąca się lekko, różowa ciecz ukazała się oczom
nastolatków.
- Ty pierwsza.- kiwnął głową blondyn.
Dziewczyna pochyliła się nad garnuszkiem i wciągnęła do płuc
dym, który się nad nim unosił. Słodka woń oceanu, mango i męskich perfum
pieściła jej nozdrza. Ocean- miejsce, w którym mogłaby mieszkać na stałe: fale,
mewy, bryza, świeże ryby- to ma swoją podstawę, aby być w gamie przyjemnych zapachów.
Mango- ukochany owoc: Frank namówił ją do zjedzenia go, gdy byli na wakacjach w
Hiszpanii, obiecał, że jej posmakuje i nie skłamał- to także ma swoją podstawę.
Ale skąd tu męskie perfumy. Elouise wwąchała się w nie bardziej, grzebiąc w
pamięci. Odsunęła się na chwilę by pomyśleć intensywniej. Rozejrzała się
dookoła- zawsze tak robiła, gdy się nad czymś zastanawiała- i jej wzrok spoczął
na Malfoyu, który wiązał buta. Nieee…- wmawiała sama sobie. To nie może być
prawda.
- No, już!- podniosła się z ziemi i otrzepała kolana.- Twoja
kolej!
- Co poczułaś?- zainteresował się chłopak.
- Ocean, mango i…- Mózgu,
wysil się…!- Zapach nowych ubrań!
- Nowych ubrań?- skrzywił się Draco.
- Tak! Uwielbiam woń świeżo zakupionego swetra. Może i jest
taki gorzki, sztuczny, ale moim zdaniem ma w sobie coś subtelnego! No, idź,
wąchaj!
Malfoy zamienił się z Ellie miejscami. Mijając go, Złota,
niby nic, musnęła ustami jego szyję i… Tak. Poczuła tą samą woń, którą
pachniała dla niej Amortencja. Draco. To jego zapach. Niemożliwe… Przecież…
Utrzymują dobre stosunki od bardzo niedawna. Czy to jest możliwe?
A gdyby nie było-
dałabyś mu się pocałować?...
- Chyba działa.- przerwał jej rozmyślanie stalowooki,
przeciągając się ceremonialnie.- Odstawię ją do szafki, jutro przekaże się ją
Nietoperzowi. Polecę teraz do sowi arni i wyślę mamie list, że nie pojawię się
na Święta. Jest mi trochę głupio, zostawiać ją samą, ale… Będę w tym roku
troszkę egoistą.
- Zawsze nim byłeś.- zaśmiała się Elouise.
- Bardzo zabawne, Dragon, po raz drugi.- Ślizgon również się
zaśmiał. Ta mała spryciula poprawiła mu humor.- A, Wigilię obchodzimy w moim
pokoju i bez dyskusji. Jeśli ma być magicznie to muszę się czuć swojo, a w
waszym salonie nigdy się tak nie poczuję…
***
- Na pewno nie chcesz jechać z nami?- szczebiotała Ginny,
szczękając cicho zębami. Zimny wiatr muskał jej piegowatą buzię, gdy Elouise
transportowała wszystkich- ją, Hermionę, Rona i Harrego- na peron.
- No właśnie.- przytaknął Ron.- Mama na pewno nie miałaby
nic przeciwko, przecież wiesz, że uwielbia was wszystkich.
- Dzięki, kochani.- głos smoczych zadudnił całej czwórce w
czaszkach.- Muszę jeszcze odstawić Amortencję do Snape’a i w ogóle. Nie miałam
czasu się nawet przygotować do wyjazdu przez te wieczorne szlabany…
- Właśnie!- pisnęła Gin.- Podobno Malfoy też zostaje na
święta!
- Skąd wiesz?- zainteresował się Harry.
- Słyszałam od jakiś Ślizgonek. Były bardzo podekscytowane i
mówiły, że też zostaną, to może uda się go w sobie im rozkochać, czy coś.
- Gadasz ze Ślizgonami?- skrzywił się Weasley.
- Nie, głuptasie.- odwarknęła mu siostra.- Trudno nie
usłyszeć piszczących, napalonych pustaków, które się jarają pomysłami na
zaciągnięcie do łóżka jakiegoś lalusia.
Elouise zaśmiała się w środku. Draco- laluś. Czy to słowo
nie oddawało najlepiej jego osobowości? Odpowiedziałaby twierdząco jeszcze
miesiąc temu. Teraz wiedziała, że za tą kupą mięśni chowa się ktoś, komu
podcięto skrzydła. Cały ten proces trwał latami. Gdy chłopak się spostrzegł-
było już za późno.
Lecieli nad zimowym krajobrazem. Ginny przesiadła się na
czubek nosa Złotej i, mimo próśb Pottera, bawiła się w Titanic. Ellie była
bardzo ostrożna i trzymała łeb najprościej jak się dało, mimo to, nie miała
władzy nad pogodą. Silna zawieja śnieżna wręcz zdmuchnęła rudą. Smok dał nura w
dół, próbując chwycić przyjaciółkę potężną łapą. Hermiona piszczała,
przytulając się do kolca, a do niej przytulał się Ron. Harry wychylał się i
wściekał, że zostawił Błyskawicę w szkole. Gdyby ją teraz miał…
- Ginny, musisz mi wybaczyć, ale to jedyne wyjście- inaczej
cię nie złapię!- jęknęła Elouise w głowie nastolatki.
Po tych słowach gad otworzył paszczę pełną ostrych zębów i,
najdelikatniej jak potrafił, chwycił pomiędzy nie spadającą dziewczynę.
Zasłaniając językiem ujście do przełyku, poderwał się do góry tuż nad ostrymi
wierzchołkami drzew iglastych. Jak najszybciej doleciał do celu wycieczki.
Trójka Gryfonów ześlizgnęła się z grzbietu transportera i zebrała się wokół
jego pyska. Ellie skierowała łeb w dół i wypluła Weasleyównę w kupkę śniegu. W
tej samej sekundzie podbiegł do niej okularnik i począł tulić swoją dziewczynę
najczulej jak potrafił.
- Nic ci nie jest?- wychrypiał.- Tak się bałem! Widzisz, po
to chciałem brać miotłę! Nigdy niewiadomo kiedy się przyda!
- Jest okej… Poza tym, że jestem cała wilgotna…- wyła
Ginevra, po czym skierowała swój wzrok na Elouise, mrużąc gniewnie oczy.-
ZEŻARŁAŚ MNIE! JAK MOGŁAŚ?!
Ludzie, którzy szli do pociągu, przyglądali się tej scence z
rozbawieniem. Złota zdążyła wrócić do swojej ludzkiej postaci. Była w trakcie
plucia włoskami futerka z kaptura rudej.
- A co, wolałabyś nadziać się na jakąś sosnę?- warknęła.
- Po co te nerwy, łuskata? Złość piękności szkodzi!
Grupka przyjaciół odwróciła się i ujrzała Zabiniego, który
uśmiechał się szelmowsko do Elouise. Był ubrany na czarno- długi, przyległy
płaszcz, jeansy i trapery zimowe. Wyjątek stanowił szalik, który wyróżniał się
barwami Slytherinu.
- O, Diabeł…- mruknęła Złota.- Gdyby nie ten śnieg dookoła i
twój biały uśmiech, nie zauważyłabym cię…
- Hej, odczep się! Ten komentarz był rasistowski!- Blaise
wydął dziwacznie usta, udając oburzenie. Za chwilę jednak poczochrał szatynkę
po włosach.- Słyszałem, że zostajesz w Hogwarcie?
- Taak… Rodzice wyjechali, a ja mam eliksir do oddania…
- Huhu!- napuszył się mulat.- Razem z Dracusiem, co? Aha, tu
cię mam!- dodał, widząc rumieniec wkradający się na policzki rozmówczyni.
- Idź do piekła, Diable!- zielonooka skrzyżowała dwa palce
wskazujące. Ślizgon w tym momencie chwycił się za szyję i ceremonialnie upadł
na bruk, by za chwilę się ponieść i, zanosząc się śmiechem, przejść obok
Gryfonki.
- Zajmij się dobrze naszym Smoczkiem, smoczyco.
- Co to miało znaczyć?- żachnął się Ron gdy Zabini był już
dość daleko, aby tego nie słyszeć.
- Ronald, uspokój się…- Hermiona ścisnęła dłoń chłopaka.
- Jak mam się uspokoić kiedy nie wiem co tu się kroi?!
- Nie chcę wam przerywać, gołąbeczki- zaczęła niepewnie
Ginny- ale chyba wystraszyliście naszego jaszczura.
Mówiąc to, wskazywała palcem w niebo, na którym zmniejszała
się postać lecącego Złotego Smoka.
***
Elouise wywaliła wszystkie ubrania z szafy i zaczęła je
przeglądać, próbować dopasować, przerabiać. W pewnym momencie zwiesiła
bezwładnie głowę i westchnęła ciężko.
- Po co ja to robię?- zapytała samą siebie, przecierając
twarz dłonią.- Nigdy nie czułam potrzeby strojenia się, co mi odwala?
Miłość…- zaświtało jej w mózgu. Pokręciła mocno głową, aby
odgonić od siebie głupie myśli i kontynuowała swoje działania. W końcu wybrała-
biały, luźny sweter, odrobinę za duży, szyty drobniutko, a co za tym- bardzo
lekki; lawendowe jeansy i swoje ukochane białe martensy. Włosy wyprostowała
jednym zaklęciem, a oczy lekko przydymiła szarym cieniem i odrobiną tuszu. „Godryku”…-
jęknęła w duchu- „Ja się dla niego maluję… STOP. Nie dla niego! Z okazji Świąt!
Na święta trzeba ładnie wyglądać!”
Pocieszaj się,
pocieszaj…- śmiało się z niej sumienie.
Stanęła przed dużym lustrem i okręciła się parę razy. Była
ubrana w swoim stylu- trochę bardziej odświętnie, ale nadal było widać w nim
jej zamiłowanie do przydużych ciuchów, a zwłaszcza swetrów. W jednej chwili
zatrzymała się i podrapała lekko po łuskach na szyi. Uśmiech spełzł z jej
twarzy, a oczy skierowały się na ogon. Podniosła go parę razy i opuściła z
cichym tąpnięciem na podłogę. „Głupia”- warknęła sama na siebie- „Jak możesz
myśleć, że mu się spodobasz?”
Tymczasem Draco miał ten sam dylemat. Zdecydował się w końcu
na białą koszulę i czarne spodnie od garnituru. Na nogi wsunął matowe, ciemne
pantofle, a włosy pozostawił w nieładzie tak, że grzywka opadała mu swobodnie
na czoło. Wypryskał szyję najdroższą wodą kolońską jaką znalazł. Nie chciało mu
się golić, więc trzydniowy blond zarost porastał jego przystojną twarz. Jego
umysłem zawładnęły myśli, że Złota nie lubi takich odpicowanych pięknisiów.
Zaraz jednak przypomniał sobie, że w kieszeni spodni ma dla niej prezent,
który- miał nadzieję- spowoduje, że trochę zmieni o nim zdanie. Wziął głęboki
wdech i ruszył w stronę wyjścia z salonu Ślizgonów. Czuł, że jeszcze nigdy się
tak nie stresował, jak tego wieczoru.
***
- O rany, ale to wszystko pyszne!- Elouise opadła ciężko na
oparcie krzesła, wycierając usta serwetką.- Naprawdę sam to wszystko
przygotowałeś?
- Trochę mi pomogły skrzaty z kuchni, ale tak. Sam. Cieszę
się, że ci smakowało, Dragon.- Malfoy uśmiechnął się pod nosem i sięgnął po
kielich z ponczem.
- Masz ogromny talent!- szatynka klasnęła w ręce, po czym
zerwała się z miejsca, by za moment znaleźć się przy blondynie i ciągnąć go za
rękaw.- Czas na prezenty!
Draco zaśmiał się po cichu i wstał. Zasłonił dziewczynie
oczy, obiecując, że nie będzie żałować. Zaprowadził ją do drugiej części
swojego pokoju, w której stała choinka. Gdy Gryfonka ją ujrzała, zachłysnęła
się powietrzem z zachwytu. Drzewko sięgało sufitu i było przystrojone w
czerwone i zielone bombki. Całość dopełniały złote i srebrne łańcuchy, a
kolorowe lampki migały wesoło.
- Jest przepiękna, Malfoy! Aż szkoda mi wspominać, że mam
coś, co można na nią powiesić… Boję się, że ją zepsuję…- stwierdziła cicho
zielonooka. Poczuła po chwili ciepłą dłoń w swojej talii i szybkiego buziaka na
czubku głowy.
- Cokolwiek z nią zrobisz, na pewno będzie piękniejsza.-
usłyszała przy swoim uchu, które chłopak lekko ugryzł po tych słowach. Elouise
czuła jak się rumieni i wyślizgnęła się zgrabnie z uścisku. Podskoczyła szybko
do pokoju, w którym jedli, by za chwilę wrócić z pudełkiem pełnym piernikowych
aniołków, bałwanków, Mikołajków i bucików. Dobre pół godziny zajęło im
dostrajanie choinki, bo Draco połowę z nich zjadł twierdząc, że po prostu się
na niego patrzą i nie może się im oprzeć. W końcu pstryknął palcami, a pod
świerczkiem ukazała się góra prezentów.
- Ł… Łał… Pewnie większość jest dla ciebie… Od fanek?-
zmieszała się Ellie.
- Taa… Uch, co mi przyszło!- skrzywił się blondyn.-
Pierwszy, który wziąłem w dłoń jest od Dafne! Wszędzie poznam te zawijaski przy
„Y”… Fuj.
Ślizgon rzucił pakunek za siebie, a po pomieszczeniu rozległ
się dźwięk tłuczenia się.
- Ups… To chyba było coś cennego, ładnego…- zachichotała
Złota.
Chłopak tylko wzruszył ramionami i wyciągnął ku towarzyszce
rękę, zachęcając ją do otwierania swoich prezentów. Pierwszy, jaki wzięła do
rąk, był od rodziców. Przysłali jej magiczny odtwarzacz mp3, który miał
zdolność do odgrywania utworu, o którym się konkretnie myśli. Drugi był od
Hermiony- najnowszą książkę Hermenegildy Goose o magicznych stworzeniach. Draconowi
w tym czasie udało się dobrać do pakunku od Zabiniego- zielonych bokserek z
narysowanym smokiem, który w chmurce miał napis „Wiem, czego pragniesz…”.
Durny- pomyślał Malfoy, rumieniąc się lekko. Wyrzucił bieliznę gdzieś w kąt
tak, aby dziewczynie nie udało się ich dostrzec.
Po otwarciu mnóstwa paczuszek- od Ginny (kosmetyki), Harrego
i Rona (bluzy z ulubionym zespołem), pani Weasley (sweterek)- Złotej trochę
popsuł się humor. Nie żeby czegoś oczekiwała, ale… Nigdzie nie było prezentu od
Malfoya.
Który tymczasem dobrał się do ostatniego zawiniątka-
prezentu od Elouise.
Dziewczyna wstrzymała oddech. Miała wielką nadzieję, że
pomysł mu się spodoba. Błagam, niech mu się spodoba…
- To od ciebie?- zapytał Draco, trzymając w dłoniach
sportową, zielono- błękitną koszulkę, z białym napisem „Draco Malfoy- najlepszy
szukający na świecie” i numerkiem 24- dzień Wigilii.
- Tak…
Chłopak wstał i przytulił Ellie najmocniej jak potrafił,
okręcając ją kilka razy dookoła. Po tym dał jej soczystego buziaka prosto w
czoło.
- Jest świetna, dziękuję. Założę ją na następny mecz.-
uśmiechnął się szeroko.
- Nie ma za co…- westchnęła dziewczyna.
- Jesteś smutna, bo nie znalazłaś nic ode mnie?
Przez ciało Gryfonki przeszedł prąd.
- Nie! Nie jestem smutna, coś ty! Wszystko jest dobrze! Ja…
Ja… T- tak…- w jej oczach zaszkliły się łzy. Co ty durna robisz?! Co ty sobie
wyobrażałaś?!- krzyczała na siebie w myślach. Zacisnęła z całej siły powieki
żeby nie zauważył, że zaczyna płakać. Usłyszała, jak chichocze cicho pod nosem.
„Brawo, kretynko, popisałaś się… Teraz się z ciebie śmieje…”
- Ellie…
Co? On powiedział do mnie Ellie? Przecież… Zawsze mówił po
nazwisku… Otworzyła nieśmiało oczy. Dostrzegła małe pudełeczko, które wyciąga w
jej stronę Draco.
- Co to?- pociągnęła nosem.
- Mój prezent dla ciebie.
Szatynka otworzyła szerzej oczy i sięgnęła po pakunek.
Otworzyła wieczko i nie dowierzała.
- To… Dla mnie?- spytała cicho, wyciągając delikatnie
łańcuszek z zawieszoną srebrną śnieżynką.
- Tak.
- Dlaczego akurat płatek śniegu? Jestem zimna jak lód czy
coś?- zaśmiała się nerwowo Złota. Aaa, pogrążasz się, dziewczyno…
- Nie. Na pamiątkę.
- Pamiątkę czego?
- Zimowego dnia, w którym padał śnieg, a ja powiedziałem ci,
że cię kocham.- wydusił z siebie na jednym wydechu blondyn.
- Powtórz…- szepnęła Elouise. Teraz nie powstrzymywała łez,
które ciurkiem płynęły po jej policzkach.
- Kocham cię, Dragon.- Malfoy porwał dziewczynę w ramiona i
wtulił w siebie mocno.- Pokazałaś mi jak można żyć bez gniewu, mogłem się przy
tobie otworzyć, zaufać… Ja wiem, że nic ci nie dałem i możesz mnie nie kochać,
ale…
- Zamilcz, Draco…- Ellie spojrzała mu głęboko w oczy,
szukając w nich odwagi. Znalazła ją.- Ja również cię kocham.
***
Ich pocałunki były długie, namiętne i pełne pasji. Malfoy
pieścił językiem podniebienie dziewczyny, a ona przygryzała co jakiś czas jego
dolną wargę. Zatracali się w sobie bez pamięci. W kominku trzaskał wesoło
ogień, który był jedynym źródłem światła w pokoju. Miękki dywan, imitujący
futro niedźwiedzia polarnego, gładził Elouise po plecach. Draco opierał się na
łokciach nad nią, chłonąc jej zapach. Całował każdy centymetr jej twarzy-
powieki, czoło, uszy, nos.Oderwał się od niej żeby spojrzeć jej w oczy. Rumieniec zalał
jej blade policzki.
- Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę…- wymruczał.
- Ja też…- odparła szatynka.
Ślizgon zdjął z niej sweter. Ona nie pozostała mu dłużna i
zgrabnie odpięła guziki jego koszuli, by za chwilę zsunąć ją z jego silnych
ramion. Przejechała opuszkami palców po umięśnionym brzuchu chłopaka, czując
jak się napina pod wpływem jej dotyku.
- Całe życie na ciebie czekałem…- szepnął jej prosto w usta,
po czym znów ją pocałował. Wyszukał dłonią zapięcie jej spodni, które po
krótkim momencie znalazły się na podłodze obok. Zajął się klamerkami od jej
biustonosza, a jako, że był mistrzem, pozbył się go jedną ręką. Odsunął się od
nastolatki na tyle, żeby móc zobaczyć ją w całej okazałości. Nie była idealnie chuda, jak większość dziewczyn obecnie, ale nie była też gruba. Miała po prostu kobiece kształty. Szerokie biodra, wąska talia i ta klatka piersiowa...
- Przestań…- zasłoniła się ramionami.
- To ty przestań, głupia.- chwycił jej ręce i zabrał z
piersi.- Jesteś piękna, naprawdę.
- Gdzie jest chamski, zimny drań, Draco Malfoy?- spytała
sarkastycznie Elouise.
- Umarł z dniem rozpoczęcia szlabanu u Nietoperza…- po tych
słowach blondyn zaczął całować biust Złotej. Ta gładziła jego plecy dłońmi
czując, jak chłopak zjeżdża ustami niebezpiecznie w dół.
- Draco…- szepnęła spanikowana.- Ty chyba nie chcesz…
Nie zdążyła dokończyć, bo jej ciało zalała fala ciepła. Była
strasznie spięta, ale i to odeszło, dzięki zdolnościom Ślizgona. Przeczesywała
palcami jego włosy, wyginając się lekko w łuk.
W końcu Draco zerwał się, zaciskając dłonie w pięści i
opierając je po obu stronach jej głowy.
- Już nie mogę…- sapnął.- Proszę cię, rozluźnij się. Jestem
z tobą. Zaufaj mi. Nie zostawię cię…
Elouise kiwnęła lekko głową. Ufała mu. Nie wiedziała czy
potem nie będzie żałować, ale wiedziała, że w tym momencie nie marzy o niczym
innym. Pomogła chłopakowi pozbyć się ostatnich części garderoby, a po chwili
jej przeciągłe jęknięcie przebiło ciszę nocy, jaka panowała dookoła. Przyciągnęła Malfoya bliżej siebie. Chciała
go czuć blisko, chciała wiedzieć, że to on i tylko on. Do jej nozdrzy dotarł jego
zapach, tak ukochany.
- D… Draco…- wymamrotała cicho.- Muszę się do czegoś ci…
Przyznać… J- ja… W Amortencji, wtedy, jak w- wąchałam… Ostatnim zapachem nie
były ubrania…
- A co?- zainteresował się stalowooki, zatrzymując się.
- Ty…
Poczuł, jak szeroko się uśmiecha. Schylił się i pocałował
dziewczynę w gorące usta.
- Ty też byłaś jednym z moich zapachów… Białe róże, las
iglasty i ty… To jest to, co kojarzy mi się z miłością. Elouise, kocham cię.
Po tych słowach znów ruszył energicznie, wtulając się mocno
w smoczycę. Całował jej łuski na szyi, jej piersi, ramiona. Nadszedł czas
rozwiązania, najpierw ona, potem on. Opadł swobodnie na jej brzuch, wąchając
jej bladą skórę i mrucząc cicho, gdy ta drapała go lekko po karku.
***
- No i jak Święta w Hogwarcie?- dopytywała Ginny, gdy szli w
stronę Wielkiej Sali na śniadanie.- U nas było tak jak co roku, więc niewiele
straciłaś.
- Nie mów tak, Gin!- żachnęła się Hermiona.- Brakowało nam
ciebie, Ellie. Dziękujemy bardzo za prezenty, były bardzo trafione!
Reszta przyjaciół kiwnęła twierdząco głowami. Złota
uśmiechnęła się szeroko.
- Cieszę się, że wam się podobały. Moje święta, były
niezwykłe, ale nie ma o czym mówić.
- Jak to nie ma o czym mówić, Dragon? Wstydzisz się mnie?
Grupka Gryfonów obejrzała się i ujrzała Malfoya opartego o
jedną z kolumn. Podszedł do Elouise i pocałował ją szybko w nosek.
- Naprawdę nie ma o czym opowiadać?- skomentowała ironicznie
Weasleyówna.
Ronowi poczerwieniały uszy ze złości. Zielonooka uśmiechnęła
się, lekko speszona, po czym złapali się z Draconem za dłonie i ścisnęli lekko,
przypominając tej drugiej osobie, że jest tutaj. Dla niej.
KONIEC
Rozdział dedykuję Victorie Jaś i ~hope~, w podziękowaniu za urocze życzenia urodzinowe. <3
Mam nadzieję, że podoba się Wam zakończenie.
Ina
niedziela, 10 listopada 2013
1. ONE SHOT- "Czas zakopać przeszłość" cz. 4
Draco kroczył ku Wielkiej Sali na obiad. Po powrocie z meczu jego pierwszą stacją była łazienka, a w niej prysznic z gorącą wodą. O tak. Tego mu było trzeba najbardziej. Wskoczył pod strumień i wyszorował dokładnie każdy centymetr ciała. Gdy zajął się wycieraniem i ubieraniem spojrzał na siebie w lustrze. Ślady po pobiciu z twarzy zniknęły i znów miał gładką skórę, nawet się ogolił! Mięśnie brzucha pokryła gęsia skórka, która go zaatakowała po wyjściu na chłodniejszą, niż w prysznicu, posadzkę. Niesforna grzywka opadała mu niechlujnie, acz seksownie, na oczy. Przejechał po niej ręką i zebrał kosmyki w górę. "Cóż, Draco..."- mruknął do siebie w myślach- "Z ciebie to jest gość. Dragon ci się nie oprze..."
ZARAZ, CO?!
Jak to Dragon się nie oprze? Co... Nie... Nie rozumiem. Że jak?
Jej usta były takie gorące...
Dlaczego ją pocałowałeś?! JĄ?!
Ona jest... jest ładna. Bardzo ładna.
Możesz mieć każdą, ładniejszą. Jest tyle ładniejszych od niej.
Może i tak, ale ona jest najbardziej wyjątkowa...
Będziesz żałował.
Draco postanowił. Wewnętrzna walka podpowiedziała mu w jednej ważnej kwestii- musi spróbować.
Ale pozostaje jedno pytanie- dlaczego?
Nie, nie kocham jej...
Chcę tylko żeby była szczęśliwa...
ZARAZ, CO?!
Jak to Dragon się nie oprze? Co... Nie... Nie rozumiem. Że jak?
Jej usta były takie gorące...
Dlaczego ją pocałowałeś?! JĄ?!
Ona jest... jest ładna. Bardzo ładna.
Możesz mieć każdą, ładniejszą. Jest tyle ładniejszych od niej.
Może i tak, ale ona jest najbardziej wyjątkowa...
Będziesz żałował.
Draco postanowił. Wewnętrzna walka podpowiedziała mu w jednej ważnej kwestii- musi spróbować.
Ale pozostaje jedno pytanie- dlaczego?
Nie, nie kocham jej...
Chcę tylko żeby była szczęśliwa...
Cóż, wzrok, jakim darzyli go Ślizgoni nie był... przyjazny. Po raz pierwszy Król Slytherinu był odrzucony przez swój własny dom. Tylko Blaise nadal trzymał jego stronę. Od dawna baczniej obserwował kumpla i smoczycę. Coś było na rzeczy i to coś poważnego.
- DRACUUUSIUUU!
- O nie...- Blaise uderzył otwartą dłonią w czoło i przejechał nią aż do brody. Blondwłosa kreatura doskoczyła zwinnie do Malfoya i uwiesiła mu się na szyi, szukając na oślep jego ust swoimi.
- Daffffffffffffne!- syknął Draco, próbując ułożyć usta przy literze "f" tak, żeby jak najmocniej opluć dziewczynę.
- Słucham cię, moje misiu- pysiu!- widocznie ślina stalowookiego niezbyt jej przeszkadzała.- Ach, nic nie mów, ja też cię kocham! Rozumiem, że ta śmierdząca jaszczurka rzuciła się na ciebie, a ty byłeś zbyt zmęczony i zdezorientowany po meczu, nie musisz mnie przepraszać!
Po tych słowach wpiła się w usta blondyna, śliniąc się niemiłosiernie. Malfoy zacisnął oczy jak najmocniej i starał się odepchnąć od siebie Greengrass, jednak na próżno- trzymała się go bardzo kurczowo.
- Draco?
Blaise był w tym momencie oczami atakowanego. Dostrzegł Elouise stojącą przy kolumnie, zaraz przy wejściu na Wielką Salę. Dafne oderwała się od nieszczęśnika, który po wyluzowaniu uścisku dziewczyny, wyrwał się z niego najmocniej jak potrafił i runął na ziemię.
- Widzisz, gadzie?!- wisnęła Ślizgonka, celując palcem prosto w Złotą.- On woli mnie! Kto by ciebie w ogóle chciał?! Spójrz na siebie!
- Wystarczy, że patrzę na ciebie i już zbiera mi się na rzygi...- wymamrotała niewzruszona Ellie. Zabini i parę osób, które to słyszały, wybuchli gromkim śmiechem.
- Co?! Coś ty powiedziała?! No powtórz!- Greengrass skoczyła ku Gryfonce z ostrymi jak brzytwa tipsami, ale została odparta siarczystym policzkiem. Dragon nie szczędziła siły- Dafne wylądowała trzy metry dalej.
- Pojebało cię, suko?!- Zielona wiszczała jak opętana.- Diable, zrób coś! Pomóż mi!
- Nie mów tak do niej!- ryknął Draco, któremu wywoływany pomógł się podnieść z posadzki.
- Ależ Dracusiu! Nie wiem o co ci chodzi!
Stalowooki podszedł do Elouise, położył jej dłoń w pasie i przyciągnął lekko do siebie.
- To teraz masz czas do namysłu, a my idziemy coś zjeść.- uśmiechnął się nienawistnie do Dafne, po czym zwrócił się do Gryfonki.- Pani pozwoli...
Ruszyli wolnym krokiem na obiad, słysząc za sobą głuche, drażniące skrzeczenie Greengrass.
- Dobra, to może teraz usłyszę co to było, to przed chwilą?- głos Złotej był baaardzo spokojny. Widać nie przejęła się zbytnio całym tym zajściem. Albo bardzo sprytnie chowała wściekłość.
- Ten małpiszon chciał mi udowodnić, że jestem w nim zakochany...- Draco usłyszał jak to żałośnie brzmi i opuścił głowę z głębokim westchnieniem.
- I co, jesteś?- smoczyca stuknęła go łokciem w żebra.
- O tak, jak najbardziej! Nie widzisz jak rozpala mnie miłość?
***
Jeśli Złota myślała, że uda jej się uciec od spowiedzi, to grubo się myliła.
Po obiedzie udała się pod wodospad, aby potężny słup wody opłukał jej lśniące łuski z piachu. Podsypiała lekko, bo zabieg ten był bardzo przyjemny- siła wodospadu masowała jej masywne plecy.
- Ellie!
Smok uniósł łeb i rozejrzał się, szukając źródła nawoływania. Dostrzegła rudą czuprynę i burzę loków, biegnące w jej stronę przez błonia. Gad westchnął głośno i ciężko, kładąc głowę na łapach, w stronę odwrotną do zbliżających się przyjaciółek. Do jej uszu dotarło ciche, nienaturalne pluskanie wody- dziewczyny wbiegły do jeziora. Poczuła jak ktoś siada chudą pupką na jej łapie.
- Nie udawaj, że nie widziałaś i że teraz nie czujesz, że tu jesteśmy!- szczebiotała Ginny.
- Mówiłam ci , Gin. Trzeba było przyjść później...- Hermiona ciągnęła lekko koleżankę za rękaw kurtki.
- Miona ma rację, głupia. Przeziębicie się. Wbiegać do jeziora w grudniu?!- Weasleyówna usłyszała w głowie głos Elouise.
- Zawsze byś znalazła jakąś wymówkę, aby tylko z nami nie pogadać. Wolę być chora, bo na to są eliksiry, niż żeby zżerała mnie ciekawość, bo na to jest tylko jeden lek- rozmowa!- Wiewióra podskoczyła na siedząco lekko, aby dodać ekspresji swojej wypowiedzi.
Smok odwrócił łeb i skupił swój wzrok na dziewczynach.
- Dobrze... To co chcecie wiedzieć?- zahuczało Gryfonkom w głowach.
- Co to było to... No wiesz! Z MALFOYEM!
Po obiedzie udała się pod wodospad, aby potężny słup wody opłukał jej lśniące łuski z piachu. Podsypiała lekko, bo zabieg ten był bardzo przyjemny- siła wodospadu masowała jej masywne plecy.
- Ellie!
Smok uniósł łeb i rozejrzał się, szukając źródła nawoływania. Dostrzegła rudą czuprynę i burzę loków, biegnące w jej stronę przez błonia. Gad westchnął głośno i ciężko, kładąc głowę na łapach, w stronę odwrotną do zbliżających się przyjaciółek. Do jej uszu dotarło ciche, nienaturalne pluskanie wody- dziewczyny wbiegły do jeziora. Poczuła jak ktoś siada chudą pupką na jej łapie.
- Nie udawaj, że nie widziałaś i że teraz nie czujesz, że tu jesteśmy!- szczebiotała Ginny.
- Mówiłam ci , Gin. Trzeba było przyjść później...- Hermiona ciągnęła lekko koleżankę za rękaw kurtki.
- Miona ma rację, głupia. Przeziębicie się. Wbiegać do jeziora w grudniu?!- Weasleyówna usłyszała w głowie głos Elouise.
- Zawsze byś znalazła jakąś wymówkę, aby tylko z nami nie pogadać. Wolę być chora, bo na to są eliksiry, niż żeby zżerała mnie ciekawość, bo na to jest tylko jeden lek- rozmowa!- Wiewióra podskoczyła na siedząco lekko, aby dodać ekspresji swojej wypowiedzi.
Smok odwrócił łeb i skupił swój wzrok na dziewczynach.
- Dobrze... To co chcecie wiedzieć?- zahuczało Gryfonkom w głowach.
- Co to było to... No wiesz! Z MALFOYEM!
- Żebyś widziała chłopaków!
- O rany, Ron był wściekły jak nigdy!
- Co jest między wami?
- Jesteście razem?!
- HEJ, WOLNIEJ!- ryknęła Złota.- Nic nie rozumiem. O co się wściekał Ron?
- No o ten wasz pocałunek, twój i Draco! Dlaczego to zrobiliście?!- pisnęła Hermiona, dygocąc z zimna.
- Żeby odpędzić Greengrass.
- I tyle?!
- A czego ty chcesz więcej?
- Nie dam się omamić!- żachnęła się Ginny.- Gdyby tylko o to chodziło, nie weszlibyście na obiad objęci. Nie powiesz mi, że to też było przez tą dziunię.
- Owszem.
- Nie wierzę ci!
Z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. Nastolatki siedziały w wodzie i wykłócały się jeszcze przez jakiś czas. Bijąca wierzba otrząsnęła się z nadmiaru białego puchu. Hogwart wyglądał naprawdę pięknie- w półmroku, pośród mieniącego się zimowego krajobrazu, mury zamku czarowały. To, co wywołuje takie wrażenie bez użycia zaklęć- oto prawdziwa magia. W końcu Elouise powiedziała "stop", bo usta panny Granger zrobiły się fioletowe. Posadziła przyjaciółki na szyi, tuż za kolcami i wróciła do szkoły. Poleciła brązowowłosej iść prosto do skrzydła szpitalnego, bo "skończy się to zapaleniem płuc". Sama udała się do swojego dormitorium, aby się przebrać przez szlabanem. Ona także była zmarznięta, więc włożyła czarny golf, a na niego narzuciła czerwoną, flanelową koszulę w granatową kratę i... Stanęła w miejscu.
Przypomniała sobie całą rozmowę znad jeziora, fragment po fragmencie. O tym, że Ron się wcieka, o tym, że cała szkoła myśli, że ona i Draco są parą...
Czy to naprawdę tak wygląda?
Cóż, na pewno nie jest to normalne, że dwójka wrogów nagle całuje się gorąco, przy całej szkole, ze sobą. To mogło wyglądać jak jakiś głupi zakład. Gdyby Ellie widziała w takiej sytuacji, na przykład, Hermionę i Dracona, na pewno by tak pomyślała.
Jednak tutaj dobrze wiedziała, że tak nie jest.
Rodzi się więc pytanie- zatem jak jest?
I czy ja na pewno tego chcę...?
- Jeszcze 3 dni i koniec tego szlabanu... Nareszcie wolne wieczory...- mamrotał Draco, ziewając. Był wy-koń-czo-ny. Mecz był męczący, ze względu na warunki pogodowe. Świadomość, że cały dom cię nienawidzi również potrafi przymulić. Ellie kazała mu się nie wygłupiać i wrócić do pokoju.
- W takim stanie do niczego się nie nadajesz!- chrypiała.- Idź do dormitorium i kładź się do łóżka!
Najchętniej tak właśnie by zrobił, ale nie, bo... No właśnie, dlaczego?
Jakaś tajemnicza siła trzymała go akurat w tej sali, akurat w tym momencie i akurat z TĄ konkretną osobą. Chciał tu być, chciał na nią patrzeć, chciał z nią rozmawiać. Jedyny problem był w tym, że nie dawał rady. Ledwo unosił rękę, aby odważyć składniki lub wsypać je do kociołka. Cóż, pozostało mu jedno- czucie zapachu owej osoby. Dragon nadal używała tych samych słodkich, delikatnych perfum. Ich woń była konkretna, ale nie mdląca. To była idealna kompozycja, która łagodnie pieściła nozdrza Ślizgona. Podświadomie przysuwał się bliżej towarzyszki, aby w końcu pacnąć ją lekko nosem po szyi.
- Hej, nie śpij! Skoro już tu siedzisz to próbuj się trzymać!- skarciła go szatynka. Była chłodna, bo nie wiedziała jaka miałaby być w stosunku do niego po... po tym wszystkim. W niewytłumaczalny sposób bardzo ciągnęło ją do niego, ale powstrzymywała to jak tylko mogła. On oczywiście o tym nie wiedział, no bo jak, po co, wyśmiałby ją i w ogóle... Na jej uwagi Malfoy wybełkotał coś cicho, wsuwając nos w zagłębienie na szyi nastolatki. Poczuł jak jej ciałem zawładnął lekki dreszcz.
- Co ty tam mamroczesz?- rumieniec palił ją żywym ogniem. Co robić, co robić... Przecież jak tak zostanie to wyjdzie na puszczalską, na taką Greengrass... Jednak nie umie się odsunąć.
A może... nie chce?
Poczuła nagle jak wilgotne usta Malfoya dotykają jej bladej skóry. W jednym momencie odskoczyła jak poparzona i zakryła sobie usta dłonią żeby nie pisnąć.
- Zrobiłem coś nie tak?- zdezorientowany Dracon miał tak zdziwioną minę, że jego wysoko uniesione brwi schowały się pod grzywką.
- N... Nie!- szepnęła Elouise.- To... To ja. Przepraszam. Ja... Nie wiem co mam powiedzieć ani jak się zachować...
- Jeśli nie chcesz to rozumiem.- blondym przeciągnął się ceremonialnie, ziewając przy tym głośno.
- To nie tak, że nie chcę!- "Mój Boże, policzki mi zaraz eksplodują...!"- Po prostu... Spędźmy ten czas tak normalnie, dobrze? Za dużo wrażeń z twoimi ustami jak na jeden dzień...
Draco słyszał, że dziewczyna próbuje przybrać jak najbardziej wyluzowany ton, ale i tak wyłapał nutkę zdenerwowania w jej głosie. Postanowił nie stresować jej więcej.
Ten wieczór przesiedzieli na rozmowach o niczym i przekomarzaniu się. Ślizgonowi udało się w miarę rozbudzić, przynajmniej na tyle, żeby dawać radę wykonywać swoje obowiązki. Za oknem lśniły gwiazdy rozsypane po całym niebie. Chmur było niewiele, dzięki czemu lepiej było je widać. Ellie pokazała Draconowi kilka konstelacji, po czym zaczęli wymyślać swoje własne. W większości, wymyślonych przez Malfoya, były erotyczne podteksty, za co obrywał delikatnego pstryka w ucho.
- O rany, Ron był wściekły jak nigdy!
- Co jest między wami?
- Jesteście razem?!
- HEJ, WOLNIEJ!- ryknęła Złota.- Nic nie rozumiem. O co się wściekał Ron?
- No o ten wasz pocałunek, twój i Draco! Dlaczego to zrobiliście?!- pisnęła Hermiona, dygocąc z zimna.
- Żeby odpędzić Greengrass.
- I tyle?!
- A czego ty chcesz więcej?
- Nie dam się omamić!- żachnęła się Ginny.- Gdyby tylko o to chodziło, nie weszlibyście na obiad objęci. Nie powiesz mi, że to też było przez tą dziunię.
- Owszem.
- Nie wierzę ci!
Z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. Nastolatki siedziały w wodzie i wykłócały się jeszcze przez jakiś czas. Bijąca wierzba otrząsnęła się z nadmiaru białego puchu. Hogwart wyglądał naprawdę pięknie- w półmroku, pośród mieniącego się zimowego krajobrazu, mury zamku czarowały. To, co wywołuje takie wrażenie bez użycia zaklęć- oto prawdziwa magia. W końcu Elouise powiedziała "stop", bo usta panny Granger zrobiły się fioletowe. Posadziła przyjaciółki na szyi, tuż za kolcami i wróciła do szkoły. Poleciła brązowowłosej iść prosto do skrzydła szpitalnego, bo "skończy się to zapaleniem płuc". Sama udała się do swojego dormitorium, aby się przebrać przez szlabanem. Ona także była zmarznięta, więc włożyła czarny golf, a na niego narzuciła czerwoną, flanelową koszulę w granatową kratę i... Stanęła w miejscu.
Przypomniała sobie całą rozmowę znad jeziora, fragment po fragmencie. O tym, że Ron się wcieka, o tym, że cała szkoła myśli, że ona i Draco są parą...
Czy to naprawdę tak wygląda?
Cóż, na pewno nie jest to normalne, że dwójka wrogów nagle całuje się gorąco, przy całej szkole, ze sobą. To mogło wyglądać jak jakiś głupi zakład. Gdyby Ellie widziała w takiej sytuacji, na przykład, Hermionę i Dracona, na pewno by tak pomyślała.
Jednak tutaj dobrze wiedziała, że tak nie jest.
Rodzi się więc pytanie- zatem jak jest?
I czy ja na pewno tego chcę...?
***
- W takim stanie do niczego się nie nadajesz!- chrypiała.- Idź do dormitorium i kładź się do łóżka!
Najchętniej tak właśnie by zrobił, ale nie, bo... No właśnie, dlaczego?
Jakaś tajemnicza siła trzymała go akurat w tej sali, akurat w tym momencie i akurat z TĄ konkretną osobą. Chciał tu być, chciał na nią patrzeć, chciał z nią rozmawiać. Jedyny problem był w tym, że nie dawał rady. Ledwo unosił rękę, aby odważyć składniki lub wsypać je do kociołka. Cóż, pozostało mu jedno- czucie zapachu owej osoby. Dragon nadal używała tych samych słodkich, delikatnych perfum. Ich woń była konkretna, ale nie mdląca. To była idealna kompozycja, która łagodnie pieściła nozdrza Ślizgona. Podświadomie przysuwał się bliżej towarzyszki, aby w końcu pacnąć ją lekko nosem po szyi.
- Hej, nie śpij! Skoro już tu siedzisz to próbuj się trzymać!- skarciła go szatynka. Była chłodna, bo nie wiedziała jaka miałaby być w stosunku do niego po... po tym wszystkim. W niewytłumaczalny sposób bardzo ciągnęło ją do niego, ale powstrzymywała to jak tylko mogła. On oczywiście o tym nie wiedział, no bo jak, po co, wyśmiałby ją i w ogóle... Na jej uwagi Malfoy wybełkotał coś cicho, wsuwając nos w zagłębienie na szyi nastolatki. Poczuł jak jej ciałem zawładnął lekki dreszcz.
- Co ty tam mamroczesz?- rumieniec palił ją żywym ogniem. Co robić, co robić... Przecież jak tak zostanie to wyjdzie na puszczalską, na taką Greengrass... Jednak nie umie się odsunąć.
A może... nie chce?
Poczuła nagle jak wilgotne usta Malfoya dotykają jej bladej skóry. W jednym momencie odskoczyła jak poparzona i zakryła sobie usta dłonią żeby nie pisnąć.
- Zrobiłem coś nie tak?- zdezorientowany Dracon miał tak zdziwioną minę, że jego wysoko uniesione brwi schowały się pod grzywką.
- N... Nie!- szepnęła Elouise.- To... To ja. Przepraszam. Ja... Nie wiem co mam powiedzieć ani jak się zachować...
- Jeśli nie chcesz to rozumiem.- blondym przeciągnął się ceremonialnie, ziewając przy tym głośno.
- To nie tak, że nie chcę!- "Mój Boże, policzki mi zaraz eksplodują...!"- Po prostu... Spędźmy ten czas tak normalnie, dobrze? Za dużo wrażeń z twoimi ustami jak na jeden dzień...
Draco słyszał, że dziewczyna próbuje przybrać jak najbardziej wyluzowany ton, ale i tak wyłapał nutkę zdenerwowania w jej głosie. Postanowił nie stresować jej więcej.
Ten wieczór przesiedzieli na rozmowach o niczym i przekomarzaniu się. Ślizgonowi udało się w miarę rozbudzić, przynajmniej na tyle, żeby dawać radę wykonywać swoje obowiązki. Za oknem lśniły gwiazdy rozsypane po całym niebie. Chmur było niewiele, dzięki czemu lepiej było je widać. Ellie pokazała Draconowi kilka konstelacji, po czym zaczęli wymyślać swoje własne. W większości, wymyślonych przez Malfoya, były erotyczne podteksty, za co obrywał delikatnego pstryka w ucho.
***
- Nie mam bladego pojęcia co kupić Harremu!- wyła Ginny, oglądając wystawy w najróżniejszych sklepach w Hogsmeade. Jutro była Wigilia więc przyjaciółki wybrały się po prezenty. Ginny skakała w swoim puchowym płaszczyku i beżowych zimowych botkach od witryny do witryny, Hermiona, ubrana w góralski kożuszek i buty typu emu, spoglądała na wcześniej sporządzoną listę. Najbardziej z tyłu, ze szczurami na ramionach, tuptała Elouise, w kurtce parce i białych martensach.
- Ja mu kupiłam książkę o konserwacji mioteł, może też pójdź w tym kierunku?- zaproponowała Miona, wykreślając nazwisko Pottera ze swojej listy.
- Nie kupię mu książki, to jest mój chłopak!- piszczała Weasleyówna.- Chcę mu kupić coś romantycznego, coś, co będzie kojarzyło mu się tylko ze mną, coś...
- To kup ramkę i wstaw do niej swoje lub wasze zdjęcie...- mruknęła Złota. Ginevra spiorunowała ją swoimi brązowymi oczami.
- Wiesz, ja to traktuję poważnie, więc nie nabijaj się ze mnie swoją ignorancją!- żachnęła się.
- Ale ja mówiłam całkiem serio, o co ci chodzi?
- O to, że ja się martwię jak nie wiem co, bo on pewnie mi kupił coś pięknego, a ja chcę mu pokazać, że też tak umiem i achhhh!- Wiewiórka naciągnęła sobie czapkę na oczy.- Nie wiem!
- Ginny, ale Ellie mówi całkiem sensownie!- Hermiona poklepała przyjaciółkę po ramieniu.
- Nie pasuje mi to, on ma całą masę zdjęć! Nie chcę być tylko elementem jego "kolekcji"!
Elouise wzniosła oczy do nieba i pokręciła głową. Nie rozumiała całego tego szumu wokół "znaczenia prezentów". Prezent to ma być miły gest, coś na dowód, że pamięta się o tej osobie, ma ona jakieś znaczenie.
I nagle- dostrzegła TO. TO, co spowodowało, że od razu przypomniała się jej osoba pewnego, na zewnątrz zimnego, blondwłosego Ślizgona, który wewnątrz był jednak ciepły i wyrozumiały, wystarczyło mu tylko pokazać, że nie jest się jego wrogiem. Do czego trzeba było ogromnej cierpliwości...
Na wystawie jednego ze sklepów "Wszystko do Quidditcha" wisiały sportowe koszulki, do których można było zrobić nadruk na zamówienie. Ta, która zaimponowała nastolatce, była zielona, z błękitnymi bokami, a napis do niej można było zrobić czarną lub białą czcionką. Dziewczyna zatrzymała się na środku chodnika, wpatrzona w ubranie, gdy nagle wpadł na nią jakiś mężczyzna, jednak to on się wywrócił. Cóż, panna Dragon swoje ważyła, jak to smok.
- Uważaj jak chodzisz, dziewczynko!- warknął.- Nie jesteś tu sama!
Szatynka kompletnie zignorowała te i parę innych docinek na swój temat, ruszając w stronę sklepu. Weszła do środka, by za 15 minut go opuścić z elegancko zapakowanym pudełkiem w rękach. Koleżanki odnalazła w Trzech Miotłach.
- Złota, gdzieś ty była? Szukałyśmy cię, aż w końcu Ginny uznała, że jest jej zimno i chce pić.- Hermiona przetarła pianę po kremowym piwie spod nosa.
- Musiałam załatwić jedną sprawę. Schowasz mi to do swojej torebki?
- A co to jest? Mogę zerknąć?- rudowłosa pociągnęła lekko nosem.
- Nie. Hermi, schowaj to, proszę.
***
Nie udało mi się tego dodać wczoraj, wybaczcie. Miałam strasznie dużo spraw do załatwienia.
A więc, od 9 listopada jestem oficjalnie pełnoletnia. Juhu. Witaj świecie dorosłych. Jeżuniu, jak chętnie bym wróciła do piaskownicy! :)
Ale wiecie... To były dobre urodziny. Wiem, że teraz będzie tylko lepiej.
Ogólnie wybaczcie mi krótki rozdział. Nie jestem z niego też zbyt zadowolona. Zostało mi tylko mieć nadzieję, że ostatnia część one shota Was zaskoczy. Planuję żeby był bardzo długi i bardzo... miłosny. :)
Buziaki od staruchy dla wszystkich moich czytelników!
Ina
PS Niedługo nadrobię też Wasze dzieła, nie martwcie się!
piątek, 1 listopada 2013
1. ONE SHOT- "Czas zakopać przeszłość" cz. 3
- Ja? Ha! Nic mi nie straszne. Co to za pytanie?- prychnęła.
- A śmierć?
Głos Dracona był cichy i tajemniczy, zaś spojrzenie, którym obdarzyła go Elouise- puste.
- Planujesz mnie zamordować?
- Nie... Jestem po prostu ciekawy czego może się bać... Takie coś jak ty...
Szatynka zerwała się gwałtownie na nogi, o mało nie wywracając kociołka z cenną zawartością zalążka Amortencji.
- Słuchaj, jeśli myślisz, że będę tutaj ci się zwierzać, bo mnie próbujesz chwycić na słodkie słówka, to się grubo mylisz!
Malfoyowi głos uwiązł w gardle. Dlaczego tak zareagowała? Przecież próbował tylko zagadać. Przez ostatnie dni walczył sam ze sobą, aby nawiązać jakiś kontakt z dziewczyną, a teraz to dostaje jako nagrodę za odwagę...
Siedział nieruchomo i patrzył jak Ellie sznuruje trampki, ciągając lekko nosem.
Płacze?
- Posprzątaj tu jak zniknie piana. Na dziś wystarczy.
Trzask ciężkich, drzewnych drzwi wybudził Ślizgona z amoku.
Był w komnacie sam. Słyszał jak wali mu serce.
Dopiero do niego doszło, że nazwał Złotą "czymś".
Szlag...
Obudził go kac- morderca.
Dzięki Salazarowi, był już grudzień i gęste chmury zasłoniły niebo, chowając słońce. Draco nie wie co by było gdyby w tym momencie ta jasność trafiła prosto na jego oczy. Chyba by oślepnął.
Zsunął się powoli z posłania, szukając stopami podłogi. Ostrożnie wstał i ruszył do szafki po eliksir na kaca. Gdy w końcu odnalazł upragnioną buteleczkę, pochłonął jej zawartość za jednym razem. Ukochane uczucie ulgi rozpłynęło się po ciele blondyna. Potuptał do szafy, wziął potrzebne rzeczy i ruszył do łazienki.
Na Wielką Salę dotarł pod koniec śniadania. Zamiótł wzrokiem stół Gryffindoru i ujrzał siedzącą przy nim Elouise, samą. "Dziwne..." pomyślał Draco- "Zwykle otacza ją cała ta banda nieudaczników".
- Dragon?
Szatynka nie zareagowała. Olewała go na całej linii, smarując wściekle chleb masłem.
- Nie ignoruj mnie- władczy ton zdziwił samego jego właściciela. Chyba to właśnie ów ton był bezpośrednim powodem, dla którego świeżo "zamasłowiona" kromka wylądowała na jego krawacie.
- Odwal się...- mruknęła dziewczyna i minęła go szybkim krokiem, opuszczając Salę. Draco, ignorując ssanie w żołądku, odwrócił się i potruchtał za nią. Dogonił ją dopiero na schodach.
- W co ty grasz?!- warknął, szarpiąc Złotą za rękaw. Dobrze wiedział, że ryzykuje jej wściekłość, a co za tym szło, kolejne manto, ale jakoś nie przywiązywał teraz do tego zbyt wielkiej wagi.
- A ty?
Ta odpowiedź go zamurowała. Gdzie ta pyskata, odważna Gryfonka, która dogryzała mu, nie szczędząc szewskich słów?
- Co ja?! Ja nic nie zrobiłem! To TY ciągle uciekasz, nawet na mnie nie spojrzysz!- to mówiąc, chwycił jej podbródek i uniósł w górę jej twarz, tym samym zmuszając ją do spojrzenia na niego. To co zobaczył- zamurowało go.
- Draco Malfoy- wiecznie niewinny, zakochany w sobie, bogaty bęcwał, który myśli, że może sobie rzucać na prawo i lewo słowa dotyczące kogokolwiek, NIE LICZĄC SIĘ Z TYM, że może to kogoś ZRANIĆ- w jej czerwonych oczach z wąskimi źrenicami szkliły się łzy, jak małe diamenty.- Czy ty się KIEDYKOLWIEK czegoś WSTYDZIŁEŚ?!
Ku zdziwieniu smoczycy, Ślizgon rozluźnił uścisk na jej koszuli i zszedł schodek niżej, a uwydatnienie mięśnia na jego policzku sugerowało, że zaciska zęby.
- Owszem... Ale co ty możesz o tym wiedzieć... Dla ciebie jestem i tak zakochanym w sobie bęcwałem. Widzimy się na szlabanie, gadzinko.
Ellie stała wbita w stopień i patrzyła na plecy blondyna, który, bez gwałtownych ruchów, odwrócił się powoli i ruszył w stronę lochów, na lekcję eliksirów.
- A śmierć?
Głos Dracona był cichy i tajemniczy, zaś spojrzenie, którym obdarzyła go Elouise- puste.
- Planujesz mnie zamordować?
- Nie... Jestem po prostu ciekawy czego może się bać... Takie coś jak ty...
Szatynka zerwała się gwałtownie na nogi, o mało nie wywracając kociołka z cenną zawartością zalążka Amortencji.
- Słuchaj, jeśli myślisz, że będę tutaj ci się zwierzać, bo mnie próbujesz chwycić na słodkie słówka, to się grubo mylisz!
Malfoyowi głos uwiązł w gardle. Dlaczego tak zareagowała? Przecież próbował tylko zagadać. Przez ostatnie dni walczył sam ze sobą, aby nawiązać jakiś kontakt z dziewczyną, a teraz to dostaje jako nagrodę za odwagę...
Siedział nieruchomo i patrzył jak Ellie sznuruje trampki, ciągając lekko nosem.
Płacze?
- Posprzątaj tu jak zniknie piana. Na dziś wystarczy.
Trzask ciężkich, drzewnych drzwi wybudził Ślizgona z amoku.
Był w komnacie sam. Słyszał jak wali mu serce.
Dopiero do niego doszło, że nazwał Złotą "czymś".
Szlag...
***
- Smoku, jesteś pojebany.
Diabeł kołysał w dłoni szklaneczką z Ognistą i przyglądał się kumplowi. Krążył on po pokoju, w tą i z powrotem, nie próbując nawet nalać sobie trunku do kielicha- ciągnął mocnymi łykami prosto z gwinta.
- Wiem... Stary, nie mów mi oszywistych rzeszy...
Blondyn opadł na łóżko i ukrył twarz w dłoniach. Westchnął ciężko.
- Ale zrosssum...- jego przepity głos brzmiał niczym burczenie zaspanego niedźwiedzia, którego budzą pierwsze promienie wiosennego słońca.- Ja... nie wiem...
- Idź lepiej spać.- Blaise wstał i pociągnął koszulę lekko w dół, prostując ją.
- Szeeeekaj!- Draco spanikował i chwycił przyjaciela za rękaw; trochę na ślepo, ale za to jaki dumny był z siebie, że mu się udało za pierwszym razem. - Chyba nie sostawisz kumpla w takiej sytuacji?! Jest mi smutno!
- Oj, bo się popłaczę. Kładź się i bez gadania!- warknął Diabeł, wyrywając się z uścisku Malfoya.
- Ale jak ja pójdę ssspać to mi się znów przyśnią jej cyyyyckiiiiiiii!- zawył arystokrata, odginając głowę w tył w celu wypicia kolejnych strumieni złocistego płynu. Zabini spojrzał na kolegę lekko zszokowany.
- O czym ty znowu gadasz, przepita mordo?
- A sssoo, tobie się nigdy cycki nie śniły? Gejuch!- Draco wsunął się dalej w łóżko, byle dalej od Blaise'a.
- Pytam serio, kretynie.
- Wiesz co? Idź sobie, nie chcę z tobą rozmawiać!- wykrzyknął blondyn.- Ufałem ci!
Po tych słowach opadł na łóżko i w mgnieniu oka zasnął.
Obudził go kac- morderca.
Dzięki Salazarowi, był już grudzień i gęste chmury zasłoniły niebo, chowając słońce. Draco nie wie co by było gdyby w tym momencie ta jasność trafiła prosto na jego oczy. Chyba by oślepnął.
Zsunął się powoli z posłania, szukając stopami podłogi. Ostrożnie wstał i ruszył do szafki po eliksir na kaca. Gdy w końcu odnalazł upragnioną buteleczkę, pochłonął jej zawartość za jednym razem. Ukochane uczucie ulgi rozpłynęło się po ciele blondyna. Potuptał do szafy, wziął potrzebne rzeczy i ruszył do łazienki.
Na Wielką Salę dotarł pod koniec śniadania. Zamiótł wzrokiem stół Gryffindoru i ujrzał siedzącą przy nim Elouise, samą. "Dziwne..." pomyślał Draco- "Zwykle otacza ją cała ta banda nieudaczników".
- Dragon?
Szatynka nie zareagowała. Olewała go na całej linii, smarując wściekle chleb masłem.
- Nie ignoruj mnie- władczy ton zdziwił samego jego właściciela. Chyba to właśnie ów ton był bezpośrednim powodem, dla którego świeżo "zamasłowiona" kromka wylądowała na jego krawacie.
- Odwal się...- mruknęła dziewczyna i minęła go szybkim krokiem, opuszczając Salę. Draco, ignorując ssanie w żołądku, odwrócił się i potruchtał za nią. Dogonił ją dopiero na schodach.
- W co ty grasz?!- warknął, szarpiąc Złotą za rękaw. Dobrze wiedział, że ryzykuje jej wściekłość, a co za tym szło, kolejne manto, ale jakoś nie przywiązywał teraz do tego zbyt wielkiej wagi.
- A ty?
Ta odpowiedź go zamurowała. Gdzie ta pyskata, odważna Gryfonka, która dogryzała mu, nie szczędząc szewskich słów?
- Co ja?! Ja nic nie zrobiłem! To TY ciągle uciekasz, nawet na mnie nie spojrzysz!- to mówiąc, chwycił jej podbródek i uniósł w górę jej twarz, tym samym zmuszając ją do spojrzenia na niego. To co zobaczył- zamurowało go.
- Draco Malfoy- wiecznie niewinny, zakochany w sobie, bogaty bęcwał, który myśli, że może sobie rzucać na prawo i lewo słowa dotyczące kogokolwiek, NIE LICZĄC SIĘ Z TYM, że może to kogoś ZRANIĆ- w jej czerwonych oczach z wąskimi źrenicami szkliły się łzy, jak małe diamenty.- Czy ty się KIEDYKOLWIEK czegoś WSTYDZIŁEŚ?!
Ku zdziwieniu smoczycy, Ślizgon rozluźnił uścisk na jej koszuli i zszedł schodek niżej, a uwydatnienie mięśnia na jego policzku sugerowało, że zaciska zęby.
- Owszem... Ale co ty możesz o tym wiedzieć... Dla ciebie jestem i tak zakochanym w sobie bęcwałem. Widzimy się na szlabanie, gadzinko.
Ellie stała wbita w stopień i patrzyła na plecy blondyna, który, bez gwałtownych ruchów, odwrócił się powoli i ruszył w stronę lochów, na lekcję eliksirów.
***
- Wybacz mi spóźnienie...
Cichy głos Gryfonki rozdarł, otaczającą go w pustej sali, ciszę. Spojrzał na nią i lekko kiwnął głową. Elouise zamknęła za sobą ciężkie drzwi i zbliżała się do niego. Teraz do uszu Dracona docierał stukot obcasów jej botków zimowych i cichy odgłos sunięcia się jej ogona po ziemi. Głuche pacnięcie oznaczało, że usiadła. Znów skierował swój wzrok na nią i dostrzegł jak wypakowuje coś z torby. Nagle przed jego oczami znalazło się coś kolorowego.
- Proszę, dla ciebie, zakochany w sobie buraku.- zaśmiała się Złota. W ręku trzymała ogromnego miśka z waty cukrowej. Był niebieski, oczka i nosek miał z czekoladowych guziczków, brzuszek z waniliowej polewy, i tak dalej, i tak dalej. Blondyn niepewnie sięgnął po niego ręką.
- Jest zatruty?- baknął.
Nigdy jeszcze nie słyszał żeby ktoś się tak śmiał. Głośno, szczerze, ale była w tym nutka sarkazmu, którą dało się wyczuć dopiero po dłuższym czasie. Kąciki jego warg odruchowo powędrowały delikatnie w górę i sam się przyłapał na uśmiechu. Chrząknął, lekko zażenowany.
- N... Nieee...- jęknęła dziewczyna, wycierając łzy.- Chciałam jakoś tak zakopać wojenny topór. Jeszcze trochę roboty przed nami, a nie chcę pogarszać atmosfery tu panującej.
- A jest taka zła?
Szatynka odważyła się i spojrzała w oczy partnera. Przez dłuższą chwilę topiła się w srebrze, połyskującym lekko odbijając światło Księżyca. On nie pozostawał jej dłużny i nurkował w głębokiej zieleni świeżej, wiosennej trawy. Ocknął się jako pierwszy.
- No więc?
- A... Emm... Nie, nawet nie... Wiesz, nie jesteś taki straszny, ale czasem mógłbyś się ugryźć w język, bo jest za długi, zdecydowanie za długi...- Ellie podrapała się po głowie. Dziś zdjęła ostatecznie szew z policzka i długa, różowa szrama biegła od jej kości policzkowej aż do żuchwy. Draco zganił się w myślach, że trochę ją oszpecił i miał cichą nadzieję, że te paskudne resztki znikną całkowicie.
- Co ty możesz o tym wiedzieć, Dragon!- zarechotał Ślizgon. Dostał za to lekkiego pstryka w ucho.
- I ZBOCZONY NA DODATEK.
- Dobra, dobra... Ty mi lepiej powiedz czym cię tak uraziłem, bo naprawdę NIE WIEM.
Zielonooka spoważniała. Westchnęła głęboko. Sprawa musiała być naprawdę albo bardzo poważna, albo mieć charakter przeszłościowy, sentymentalny... Pewnie nawet w tym negatywnym znaczeniu.
- Długa, marudna historia... Nie chcesz tego słuchać.- mówiąc to, wrzuciła kilka skórek skromarańczy do kociołka. Amortencja zaczęła już powoli nabierać swoich właściwości- pachnieć czymś, co kojarzy się z uczuciem.
- Coś za coś. Ty mi opowiedz swoją, a ja ci wtedy opowiem moją.- Draco wyłożył się na podłodze, opierając głowę na łokciu.
- A co ty taki wylewny, hm?- Złota wcisnęła sobie do buzi kilka żelków.
- Obrabowałaś Miodowe Królestwo, czy co?- szatynka została kompletnie zignorowana. Nieważne.
- Podleciałam dzisiaj do Hogsmeade. Mnie wolno.- zachichotała cicho.
Później rozpoczęła swoją opowieść. Była ona o smutku, braku akceptacji, lęku. Ludzie boją się tego, co jest im nieznane. Tak też było w przypadku Elouise. Jej ogon, łuski. Czarodzieje też ludzie. Wytykanie palcami, szepty, nie tylko na ulicy, ale potem też w głowie. "Dziwoląg", "Hybryda"- Godryku, tyle nieprzespanych nocy. Wybicie szyby w domu ukochanych, przybranych rodziców. Aurorzy. Dużo światła, pytań i braku odpowiedzi. Próbowała sobie nawet wyrwać te łuski z szyi... Pod spodem- żywe mięso. Dużo krwi i bólu. Zrezygnowała. Któregoś dnia nadeszła nauka w Hogwarcie, a wraz z nią... tolerancja. Akceptacja. Spojrzała na siebie w lustrze i doszła do wniosku, że nie ucieknie przed tym, kim jest. Przecież ma tyle zalet. Cóż, wad też, jak każdy. Ale każdy jest inny, wyjątkowy! Łuski nie odrosły, ale na szczęście bliznę po trzech wyrwanych da się zasłonić włosami. I nadszedł dzień, gdy Ministerstwo znów nie chciało jej przyjąć jako "kogoś". Oto, co ją dotknęło z twoich ust, Draconie. Nazwanie ją CZYMŚ. Nie jestem "czymś". Jestem tym samym co ty. CZŁOWIEKIEM.
A ty, Malfoy? Co tam skrywasz pod czarną peleryną zimna i nienawiści? Lęk? Ojciec. Czarny Pan. Tyle cierpienia niewinnych osób i zero sprzeciwu. Policzek pulsujący od nadmiaru krwi, która napływała nieprzerwanie przez ilość uderzeń. Palący Mroczny Znak na lewym przedramieniu. O nie. Jakie jest twoje przeznaczenie? Bycie Śmierciożercą? Masz zabić. Zabić niewinnego. Kogo? Nie zdradzisz. Elouise zatacza się w twojej opowieści z niemym "O" wypisanym na twarzy. Kto ma gorzej, ja czy ty? Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy. W Hogwarcie możesz się schować i zapłakać w kącie. Teraz płaczesz w rękaw swetra Złotej. Co za upokorzenie, co za wstyd. Ona nie płakała. A jednak... Jesteście tacy podobni... Z powodu zła, które was otacza, nie z waszej winy, tylko przez wasze URODZENIE, próbujecie odeprzeć wszystko agresją, niechęcią, zgrywaniem twardziela. Czy wiesz, Draco, że Ellie ma koszmary? A ty, Ellie, wiesz, że Draco również je ma?
W końcu blondyn uspokoił się i siedzieli sobie w ciszy, którą zagłuszało tylko ciche bulgotanie eliksiru. W pewnym momencie chłopak poczuł, jak głowa partnerki opadła bezwiednie na jego ramię. Westchnął cicho, zdjął Amortencję z gazu, zamknął wieczko i odstawił kociołek do szafki. Wziął, cicho pochrapującą, szatynkę na ręce i podreptał na siódme piętro, przed portret Grubej Damy. Kobieta na jego widok zawyła rozpaczliwie.
- Coś ty jej zrobił, bezwzględny wężu!
- Ciszej bądź, babo!- syknął Malfoy, jak na węża przystało.- Obudzisz ją. Możesz mnie wpuścić? Chcę ją tylko odłożyć do sypialni, do jej łóżka.
- Zwariowałeś?! Nie wpuszczę cię!
- CISZEJ. Więc zawołaj Granger albo Weasleyównę. Niech ją wezmą. Jest naprawdę zmęczona, byliśmy aż do teraz na szlabanie.
Gruba Dama zacisnęła usta w wąską kreskę, ale odeszła w głąb łąki, która rozpościerała się za jej plecami, by zaraz powrócić i otworzyć przejście, z którego wyszła Hermiona, z jeszcze większą szopą loków niż zwykle. Chyba brała kąpiel i myła włosy...
- Jejcia, Kujonie...- sapnął Ślizgon.- Piorun cię trafił?
- HA, HA, HA! Co jej zrobiłeś?- Miona zmarszczyła nos jak królik.
- Nic. Śpi. Odlewituj ją do łóżka, dobrze?
- Wow, Draco Malfoy ma jakieś ludzkie odruchy. Idź już, bo Filch cię przyłapie...- Herm zaczarowała Elouise, która wisiała teraz w powietrzu na wznak.
Blondyn już miał odejść, ale w pewnym momencie coś go tknęło, od wewnątrz. Położył dłoń na czole smoczycy.
- Nie miej tej nocy koszmarów, dobrze?- szepnął.
A ty, Malfoy? Co tam skrywasz pod czarną peleryną zimna i nienawiści? Lęk? Ojciec. Czarny Pan. Tyle cierpienia niewinnych osób i zero sprzeciwu. Policzek pulsujący od nadmiaru krwi, która napływała nieprzerwanie przez ilość uderzeń. Palący Mroczny Znak na lewym przedramieniu. O nie. Jakie jest twoje przeznaczenie? Bycie Śmierciożercą? Masz zabić. Zabić niewinnego. Kogo? Nie zdradzisz. Elouise zatacza się w twojej opowieści z niemym "O" wypisanym na twarzy. Kto ma gorzej, ja czy ty? Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy. W Hogwarcie możesz się schować i zapłakać w kącie. Teraz płaczesz w rękaw swetra Złotej. Co za upokorzenie, co za wstyd. Ona nie płakała. A jednak... Jesteście tacy podobni... Z powodu zła, które was otacza, nie z waszej winy, tylko przez wasze URODZENIE, próbujecie odeprzeć wszystko agresją, niechęcią, zgrywaniem twardziela. Czy wiesz, Draco, że Ellie ma koszmary? A ty, Ellie, wiesz, że Draco również je ma?
W końcu blondyn uspokoił się i siedzieli sobie w ciszy, którą zagłuszało tylko ciche bulgotanie eliksiru. W pewnym momencie chłopak poczuł, jak głowa partnerki opadła bezwiednie na jego ramię. Westchnął cicho, zdjął Amortencję z gazu, zamknął wieczko i odstawił kociołek do szafki. Wziął, cicho pochrapującą, szatynkę na ręce i podreptał na siódme piętro, przed portret Grubej Damy. Kobieta na jego widok zawyła rozpaczliwie.
- Coś ty jej zrobił, bezwzględny wężu!
- Ciszej bądź, babo!- syknął Malfoy, jak na węża przystało.- Obudzisz ją. Możesz mnie wpuścić? Chcę ją tylko odłożyć do sypialni, do jej łóżka.
- Zwariowałeś?! Nie wpuszczę cię!
- CISZEJ. Więc zawołaj Granger albo Weasleyównę. Niech ją wezmą. Jest naprawdę zmęczona, byliśmy aż do teraz na szlabanie.
Gruba Dama zacisnęła usta w wąską kreskę, ale odeszła w głąb łąki, która rozpościerała się za jej plecami, by zaraz powrócić i otworzyć przejście, z którego wyszła Hermiona, z jeszcze większą szopą loków niż zwykle. Chyba brała kąpiel i myła włosy...
- Jejcia, Kujonie...- sapnął Ślizgon.- Piorun cię trafił?
- HA, HA, HA! Co jej zrobiłeś?- Miona zmarszczyła nos jak królik.
- Nic. Śpi. Odlewituj ją do łóżka, dobrze?
- Wow, Draco Malfoy ma jakieś ludzkie odruchy. Idź już, bo Filch cię przyłapie...- Herm zaczarowała Elouise, która wisiała teraz w powietrzu na wznak.
Blondyn już miał odejść, ale w pewnym momencie coś go tknęło, od wewnątrz. Położył dłoń na czole smoczycy.
- Nie miej tej nocy koszmarów, dobrze?- szepnął.
***
Mecz Quidditcha był bardzo emocjonujący. Jedyną przeszkodą był prószący z nieba śnieg, który był bardzo drobny i utrudniał widoczność na boisku. Gryffindor wyprzedził Slytherin 110:80, co strasznie wkurzało Ślizgonów na trybunach. Rzucali co chwilę śnieżkami, aż Ellie się wkurzyła i stopiła im jednym podmuchem cały śnieg z belek. Nie mając niczego pod ręką, Zieloni zaczęli ciskać wyzwiskami, przez co McGonagall odebrała im 20 punktów. Nagle, przez brak wyuczonego rozeznania w terenie, nowy pałkarz Czerwonych, trzecioklasista Trey Talandan wpadł na wieżę, na której były trybuny nauczycieli. Pani Hooch natychmiast zebrała go z murawy i zaciągnęła do, czekającej już w namiocie, pani Pomfrey. Gryfoni stracili przez tę pogodę już trzech zawodników, w tym Rona, na szczęście Harry dawał sobie radę. Wisiał nad boiskiem niczym sokół, szukając Złotego Znicza. Elouise zauważyła, że Draco wyrobił sobie niezłą taktykę. Latał niewiele nad ziemią, szukając piłeczki tam i miał na głowie kaptur. Dzięki temu mógł obserwować Pottera i ruszyć zanim, gdyby ten wykonał nagle gwałtowny ruch. Gdyby jednak to Malfoy zauważył Znicz, pognałby za nim, a Wybraniec nawet się nie zorientuje, że to on- dzięki kapturowi. Cwaniak...
Zerwał się mocny wiatr. Ellie wyciągnęła jedno skrzydło, żeby schować nim od śniegu siebie, Ginny i Hermionę. Hagrid radził sobie bezproblemowo swoim zarostem i wielkim futrem z norek. Miotły zawodników ulegały silnym podmuchom, widać było, że zaciskają mocniej dłonie na trzonkach. Jeszcze jeden potężny powiew i...
Harry zsunął się z miotły. Pisk, jaki zawładnął trybunami Gryffindoru, rozdzierał uszy Złotej. Ginny zerwała się z miejsca i wychylała jak najdalej zza belek. Zagryzała wargę z nerwów i podskakiwała w miejscu.
- No dalej, Harry... Dalej... Wejdź na miotłę!
Była wściekła, że kontuzja ręki, której się nabawiła na ostatnim treningu, nie pozwalała jej dzisiaj zagrać. Przecież ona by mu pomogła... Wciągnęłaby go na tą wredną zmiataczkę i razem by wygrali ten mecz.
Tymczasem Malfoy gonił na swoim Nimbusie 2001 Znicz. W ogóle nie zarejestrował wydarzeń nad boiskiem, dopóki piłeczka ostro nie skręciła i nie zaczęła lecieć w tamtym kierunku. Draco zatrzymał miotłę i patrzył na szamocącego się Bliznowatego. Skierował wzrok na trybuny Lwów. Widział, jak Wiewióra praktycznie wychodzi z siebie, jak Granger zasłania sobie oczy i jak Dragon bije się z samą sobą żeby nie wylecieć i nie chwycić Plottera, ale wtedy byłoby to wbrew zasadom i Slytherin wygrałby walkowerem. Blondyn poczuł lekkie ukłucie w środku. Ukłucie zazdrości. "Bardziej się przejmuje tym zakichanym okularnikiem- niezdarą, aniżeli patrzy jak mknę ku zwycięstwu... Niedoczekanie..."
Chłopak ruszył w stronę Harrego, chwycił go za rękę i wciągnął na jego Błyskawicę. Czarnowłosy poprawił okulary i spojrzał na Malfoya z niedowierzaniem.
- Co ty robisz?
- Pomagam ci, jak widać. Ładnie dziękujesz swojemu wybawcy...- burknął obrażony stalowooki.
- Ekhm... Wybacz. Jestem po prostu trochę... No wiesz... Zszokowany. Nigdy bym się po tobie nie spodziewał takiego czynu.
Po tych słowach chłopcy uścisnęli sobie dłonie i... W tym samym momencie Złoty Znicz wpadł w nie jak ptak w pułapkę! Po widowni rozszedł się szmer niedowierzania, a za chwilę wybuch radości Gryfonów i jęk rozczarowania Ślizgonów.
- No cóż!- zawołała pani Hooch.- Jak widać mamy REMIS!
Wszyscy zawodnicy wylądowali na zaśnieżonej murawie. Zieloni rzucili swoimi miotłami w bok i warczeli na siebie nawzajem w tym samym czasie, gdy Czerwoni rzucali się sobie w ramiona. Draco przyglądał się swojej drużynie z rozbawieniem, gdy nagle poczuł, że ktoś wiesza się na nim z tyłu.
- Greengrass... Wypieprzaj...- westchnął.
- Och, nie jestem chyba jeszcze AŻ TAK brzydka, jak ta lafirynda. Powinnam się za to obrazić!
Malfoy bardzo dobrze znał ten głos. Słyszał go od trzech tygodni co wieczór.
- Dragon?!- zakrztusił się i odwrócił ku posiadaczce wąskich ramion. Jego oczom ukazała się ta właśnie osoba, z włosami związanymi w dwa warkocze, sięgające obojczyków, z puchatymi, białymi nausznikami, w kurtce parce, jasnoniebieskich jeansach i wojskowych, ciężkich butach. Czuł, jak mimowolnie uśmiecha się na jej widok.
- Aż tak jesteś przyzwyczajony do Dafne?- Elouise spojrzała mu w oczy.
- Taa... Po każdym meczu chce się ze mną przespać... Jak nie w nagrodę, to na pocieszenie. O, znowu pełznie, widzisz?
Szatynka spojrzała we wskazanym przez szukającego kierunku i dostrzegła blond postać, w białej, opiłej kurtce i różowych kozakach.
- Dracuuuusiuuuu! Ależ to był mecz!- piszczała już z daleka, przebijając się swoim skrzekiem przez gwar wiwatujących Gryfonów.
- Współczuję ci!- westchnęła żałośnie Złota.
- Wiesz, ja sobie też... Pozbądźmy się jej!- odparł radośnie "Dracuś".
- Niby jak?- para wydobyła się z ust smoczycy.
- A tak.
Po tych słowach, chłopak wpił się delikatnie w usta kompanki. Oczy dziewczyny rozszerzyły się do granic możliwości. Blondyn położył obie ręce na jej plecach i delikatnie przyciągnął ją do siebie. Ci, którzy to widzieli, zaniemówili. Dafne Greengrass zatrzymała się i wydała z siebie dźwięk, przypominający ledwo zipiący rozrusznik. Najbardziej jednak była zszokowana sama całowana. Nie dlatego, że TO się działo, ale dlatego, że Draco był bardzo... czuły. Nie wpychał jej na siłę języka do ust, nie obśliniał jej całej twarzy... Jego gorące wargi stykały się wyłącznie z wargami Ellie i obdarzały je najczulszymi pocałunkami, na jakie było go stać. Dragon w końcu zebrała się na odwagę by oddać ten fant. Położyła nieśmiało jedną dłoń na jego policzku, a on uchwycił ją w swoją i delikatnie ścisnął. Stali tam, z przymkniętymi oczami, zatopieni w sobie, a na ich głowy spadały coraz to nowe śnieżynki. W końcu Draco bardzo ostrożnie dotknął koniuszkiem języka ust szatynki. Jak mocno zabiło mu serce, gdy owe usta rozchyliły się zapraszająco. Nie był to jednak pocałunek wulgarny, z odgłosami ssania i ślinotokiem. Ich języki nie wiły się dookoła siebie, a jedynie delikatnie smakowały się nawzajem. W pewnym momencie zaczęli odzyskiwać przytomność i niechętnie odsunęli się od siebie, cali rumiani i lekko zdyszani.
- W... wow...- mruknęła cicho Elouise.- Ja... Nie spodziewałam się...
- Ja też nie...- sapał Malfoy.
- TY ŻMIJO CĘGOWATA!
Złota poczuła jak ktoś wpada na nią całym ciężarem ciała. Poczuła, jak ląduje w śniegu. Poczuła, jak czyjeś pięści okładają ją po twarzy. Była zdezorientowana.
- Odwal...- bach!- Się...- bach!- Od...- bach!- Mojego...- bach!- DRACUSIA!!!
- DAFNE, OSZALAŁAŚ?!
To był Blaise Zabini. Chwycił Ślizgonkę za nadgarstki i odciągnął od zakrwawionej Gryfonki.
- Blaise, co ty wyrabiasz? Zostaw ją, należy się, śmierdzielowi zaplutemu!- któryś z drużyny chyba chciał zakończyć swój żywot. Granger celowała w jego szyję różdżką.
- Powtórz to, karaluchu!- zachrypiała.
Draco pomógł się podnieść dla obolałej Ellie.
- Jesteś cała?
Ta przetarła twarz rękawem kurtki. Z nosa sączyła się jej krew.
- Tak, to nic takiego. Zregeneruję się.
Po tych słowach stanęła naprzeciwko, szarpiącej się z Zabinim, Dafne.
- Kontroluj swoje odruchy, PLASTICZKU.
Wystarczyła jedna mała iskierka, aby błękitny szaliczek Greengrass zajął się płomieniami. Zabini wepchnął dziewczynę w najbliższą zaspę.
- BLAISE, KRETYNIE! CO TY WYPRAWIASZ?!- wrzeszczała blondynka, gdy już udało się jej wygrzebać.
- Ratuję twój szaliczek, piękna!- zaśmiał się czarnoskóry, a za nim Elouise.
- Jakie to szlachetnie, Zabini! Zupełnie nie- ślizgońskie!
- Przyjmę to jako komplement, gadzinko.
***
Witajcie pooo... O rany! Naprawdę nie było mnie prawie miesiąc?!
No cóż... Pozostaje mi tylko przeprosić Was po raz enty. Na pocieszenie dodam, że za tydzień w sobotę ukaże się kolejna notka, gdyż z okazji swoich osiemnastych urodzin dam Wam prezent! (tak, tak, stara dupa ze mnie, ostatnio nawet tłumik wywaliłam w aucie, takie moje szczęście :D)
Mam nadzieję, że ten rozdział sprawił, że wybaczyliście mi moją nieobecność chociaż TROSZKĘ.
Tymczasem mam pytanie, takie zupełnie nietematyczne (o rany, Ina...). Macie jakiś pomysł na krótką fryzurę? :D Naszła mnie chęć na krótkie włosy, ale nie mam w ogóle weny na ich kształt itd. Jeśli macie to proszę, podzielcie się nim! :)
Tymczasem dedykuję tę notkę mojej koleżance z klasy, Ani F. aka "Fiedorczak", bo mnie molestuje ciągle o dalsze części, a ostatnio nawet chciała mnie zabić. Ot taki z nas wesoły biol- chem. ;)
Trzymajcie się ciepło, Robaczki!
Ina
PS Totalnie nie mam siły na sprawdzanie tej części, wykończyło mnie całodzienne łażenie po cmentarzach, więc jeśli coś Wam wpadnie w oko to napiszcie, poprawię :)
PS 2 Zauważyliście, że na butelkach Coca- Coli jest już Święty Mikołaj? :D
PS 2 Zauważyliście, że na butelkach Coca- Coli jest już Święty Mikołaj? :D
niedziela, 13 października 2013
1. ONE SHOT- "Czas zakopać przeszłość" cz. 2
Oddechy nastolatków były wolne i głębokie. Dracon był wniebowzięty, bo Elouise pozwoliła mu leżeć na sobie zamiast na kłującej ściółce. Bała się, że chłopakowi znów uda się przykuć uwagę mantykory. "Co za kretyn"- miała ochotę go spalić żywcem. Ta wizja tak jej się spodobała, że mimowolnie się uśmiechnęła.
- Czego się tak szczerzysz?- nienawistny syk wyrwał ją z krainy marzeń.
- Zabronisz?
- A co jeśli?
- Będziesz musiał wybrać czy chcesz być przekąską smoka czy mantykory...- Gryfonka miała blondyna po dziurki w nosie. Był arogancki, przemądrzały i tchórzliwy, a na dodatek najpierw działał, potem myślał, co doprowadzało ją do białej gorączki. Myślała, że tą odzywką uda się jej go ujarzmić, ale niestety się zawiodła.
- Ej...- westchnęła ciężko, słysząc znów głos Ślizgona.
- Nie możesz być chwilę cicho, serio?!
- Mówiłaś, że prawdopodobnie jest ciężarna i że jesteśmy na jej terenie.- Draco totalnie olał sobie jej komentarz.- Czy to oznacza, że tu mogą być też inne mantykory?
Ellie nie spodziewała się tego po nim.
- Hmm... Myślę, że tak. Chociaż samice, które mają mieć młode zwykle odchodzą od stada, żeby samce nie zeżarły noworodków. Co nie oznacza, że tamte nie przybiegłyby jej na pomoc, kiedy byłoby trzeba...- logika. Przecież to potwory. Ich zachowanie jest trochę zbliżone do zachowania lwów- samiec potrafi udusić lwiątko.
Leżeli przez dłuższy czas w ciszy. Malfoy był przerażony słowami koleżanki. Jego głowa unosiła się i opadała, zgodnie z oddechami dziewczyny. Ziewnął delikatnie i przymknął oczy. Stracił poczucie czasu. Rozbudził go upadek na ściółkę.
- Dragon, co ty wyrabiasz?!- jęknął wściekle.
- Zniknęła...- szepnęła Elouise.
- Co ty bredzisz?
- No mantykora! Nie ma jej! Przestałam słyszeć szuranie, odwróciłam się, a jej już nie było!- szatynka gestykulowała energicznie, jakby chciała to przedstawić Ślizgonowi w postaci obrazu.
Rzeczywiście. Potwór odszedł. Malfoy przetarł czoło.
- To chyba możemy iść!- powoli zaczął się podnosić z ziemi, rozglądając się na boki.
- Jasne, ale bądźmy cicho. Może się gdzieś tu kręcić ona lub inne.
Nastolatkowie otrzepali ubrania z igiełek i patyczków. Ruszyli powoli, stawiając uważnie kroki, przed siebie. Draco trzymał rękę w kieszeni i ściskał mocno różdżkę. Nie przyznawał się przy dziewczynie, ale prawda była taka, że cholernie się bał.
Chowali się za kolejnym już drzewem. Elouise cmoknęła cicho.
- Ajj... Niestety miałam rację...
- C- co?- blondyn głośno przełknął ślinę.
- Jest tu ich grupka. Tak do siedmiu. Spójrz.
Na polance przed nimi małe stadko mantykor pałaszowało zawzięcie dwa jednorożce. Między niektórymi dochodziło do bójek o kawał mięsa, inne odchodziły na bok ze swoją porcją, aby tam w spokoju się posilić. Ich ryki roznosiły się po całym lesie. Trzepotanie rozciąganych co jakiś czas skrzydeł i skrzypienie prostowanych skorpionowych ogonów.
- O, szlag by to. I co teraz?- Draco nie wiedział co powiedzieć. Chciał jak najszybciej wrócić do zamku.
- Jeśli uda się nam cicho przejść obok to nas nie zauważą. Są zbyt zajęte żarciem. Chodź za mną, tylko spokojnie...- zanim chłopak zdążył zaprotestować, Ellie już dreptała na palcach do następnego drzewa. Młody arystokrata ruszył przerażony za nią szybko, co było ogromnym błędem.
Jego ruchy były za gwałtowne i skończyły się nadepnięciem na ogon Złotej. Przeciągły, wściekły ryk zawładnął Zakazanym Lasem. Z drzew uleciały spanikowane ptaki, a mantykory przerwały kolację i zainteresowane ruszyły w ich kierunku. Elouise chwyciła Malfoya za kołnierz i poczęła nim mocno potrząsać.
- Jesteś z siebie dumny?!- wrzeszczała.
- Zamknij się! Przestań! Puść mnie, zwariowałaś?!- chłopak widział jak lwy stawiają ciężkie łapy w ich kierunku i obnażają lśniące kły.
- I co teraz?! Mam cię teraz bronić, tak? Sam nas w to wpakowałeś, to teraz sam się broń!
- Przestań! Ja nie... UWAŻAJ!
Kolec jadowy śmignął tuż za głową dziewczyny. Wbił się w zmarzniętą ściółkę i powrócił do swojego właściciela. Duży samiec. Pewnie przywódca. Draco wrzasnął głośno i cofnął się o parę kroków, by za chwilę wylądować na ziemi przez potknięcie się o korzeń.
Elouise lustrowała alfę wzrokiem. Ryknęła donośnie, co on skwitował tym samym. Drapnął pazurami w ziemię i uniósł ciężką łapę z zamiarem zmiażdżenia szatynki. Ta jednak nie zamierzała poddać się bez walki. Wzięła głęboki wdech i jednym splunięciem podpaliła igliwie pod potworem. Iskry, lecące z żarzącej się ściółki, wskakiwały na jego sierść. Cofnął się on i zaczął chodzić w tą i z powrotem, przyglądając się przeciwniczce.
- ZMIEŃ SIĘ!- krzyknął Draco.- ZMIEŃ SIĘ, DO JASNEJ CHOLERY!
- ZAMKNIJ SIĘ, PRZYNAJMNIEJ TERAZ!
Samiec rzucił się na dziewczynę. Ellie chwyciła jego przednie łapy i odepchnęła go do tyłu, odjeżdżając o kilkanaście centymetrów. "Ciężki jest..." mruczała do siebie w myślach.
- D... Dragon...- jęknął Malfoy.
Szatynka spojrzała w jego stronę i jej oczom ukazał się przerażający obraz. Dwie mantykory krążyły wokół Dracona, którego noga utkwiła między grubymi dębowymi korzeniami. Doznała olśnienia.
- Ja już wiem o co tutaj chodzi...- utkwiła wzrok w alfie, który otrzepał grzywę z igliwia i znów stąpał w jej kierunku.- Oni myślą, że chciałam ciebie zjeść. To walka o pożywienie...
- Jaja sobie robisz, nie?!- głos wiązł arystokracie w gardle. On? Przekąską?! JEJ przekąską?!- ZRÓB COŚ, JUŻ WOLĘ ŻEBYŚ TY MNIE ZEŻARŁA NIŻ ONE!!!
- Robię...- szatynka znów odwróciła się do Malfoya. Oczom chłopaka ukazała się dziewczyna, której twarz wydłużyła się tak, że teraz bardziej przypominała pysk jaszczurki niż ludzką buzię. Jej sweter przebiły zalążki skrzydeł, a zielone, zazwyczaj, oczy lśniły krwistoczerwoną barwą. Ślizgona przeszedł dreszcz. Wyglądała przerażająco.
Po chwili jednak jej "przemiana" dobiegła końca i Złota stanęła w swojej prawdziwe skórze przed mantykorami. Wystarczył jeden ryk, aby je wystraszyć i zionięcie ogniem, aby mieć pewność, że nie wrócą.
- Czego się tak szczerzysz?- nienawistny syk wyrwał ją z krainy marzeń.
- Zabronisz?
- A co jeśli?
- Będziesz musiał wybrać czy chcesz być przekąską smoka czy mantykory...- Gryfonka miała blondyna po dziurki w nosie. Był arogancki, przemądrzały i tchórzliwy, a na dodatek najpierw działał, potem myślał, co doprowadzało ją do białej gorączki. Myślała, że tą odzywką uda się jej go ujarzmić, ale niestety się zawiodła.
- Ej...- westchnęła ciężko, słysząc znów głos Ślizgona.
- Nie możesz być chwilę cicho, serio?!
- Mówiłaś, że prawdopodobnie jest ciężarna i że jesteśmy na jej terenie.- Draco totalnie olał sobie jej komentarz.- Czy to oznacza, że tu mogą być też inne mantykory?
Ellie nie spodziewała się tego po nim.
- Hmm... Myślę, że tak. Chociaż samice, które mają mieć młode zwykle odchodzą od stada, żeby samce nie zeżarły noworodków. Co nie oznacza, że tamte nie przybiegłyby jej na pomoc, kiedy byłoby trzeba...- logika. Przecież to potwory. Ich zachowanie jest trochę zbliżone do zachowania lwów- samiec potrafi udusić lwiątko.
Leżeli przez dłuższy czas w ciszy. Malfoy był przerażony słowami koleżanki. Jego głowa unosiła się i opadała, zgodnie z oddechami dziewczyny. Ziewnął delikatnie i przymknął oczy. Stracił poczucie czasu. Rozbudził go upadek na ściółkę.
- Dragon, co ty wyrabiasz?!- jęknął wściekle.
- Zniknęła...- szepnęła Elouise.
- Co ty bredzisz?
- No mantykora! Nie ma jej! Przestałam słyszeć szuranie, odwróciłam się, a jej już nie było!- szatynka gestykulowała energicznie, jakby chciała to przedstawić Ślizgonowi w postaci obrazu.
Rzeczywiście. Potwór odszedł. Malfoy przetarł czoło.
- To chyba możemy iść!- powoli zaczął się podnosić z ziemi, rozglądając się na boki.
- Jasne, ale bądźmy cicho. Może się gdzieś tu kręcić ona lub inne.
Nastolatkowie otrzepali ubrania z igiełek i patyczków. Ruszyli powoli, stawiając uważnie kroki, przed siebie. Draco trzymał rękę w kieszeni i ściskał mocno różdżkę. Nie przyznawał się przy dziewczynie, ale prawda była taka, że cholernie się bał.
Chowali się za kolejnym już drzewem. Elouise cmoknęła cicho.
- Ajj... Niestety miałam rację...
- C- co?- blondyn głośno przełknął ślinę.
- Jest tu ich grupka. Tak do siedmiu. Spójrz.
Na polance przed nimi małe stadko mantykor pałaszowało zawzięcie dwa jednorożce. Między niektórymi dochodziło do bójek o kawał mięsa, inne odchodziły na bok ze swoją porcją, aby tam w spokoju się posilić. Ich ryki roznosiły się po całym lesie. Trzepotanie rozciąganych co jakiś czas skrzydeł i skrzypienie prostowanych skorpionowych ogonów.
- O, szlag by to. I co teraz?- Draco nie wiedział co powiedzieć. Chciał jak najszybciej wrócić do zamku.
- Jeśli uda się nam cicho przejść obok to nas nie zauważą. Są zbyt zajęte żarciem. Chodź za mną, tylko spokojnie...- zanim chłopak zdążył zaprotestować, Ellie już dreptała na palcach do następnego drzewa. Młody arystokrata ruszył przerażony za nią szybko, co było ogromnym błędem.
Jego ruchy były za gwałtowne i skończyły się nadepnięciem na ogon Złotej. Przeciągły, wściekły ryk zawładnął Zakazanym Lasem. Z drzew uleciały spanikowane ptaki, a mantykory przerwały kolację i zainteresowane ruszyły w ich kierunku. Elouise chwyciła Malfoya za kołnierz i poczęła nim mocno potrząsać.
- Jesteś z siebie dumny?!- wrzeszczała.
- Zamknij się! Przestań! Puść mnie, zwariowałaś?!- chłopak widział jak lwy stawiają ciężkie łapy w ich kierunku i obnażają lśniące kły.
- I co teraz?! Mam cię teraz bronić, tak? Sam nas w to wpakowałeś, to teraz sam się broń!
- Przestań! Ja nie... UWAŻAJ!
Kolec jadowy śmignął tuż za głową dziewczyny. Wbił się w zmarzniętą ściółkę i powrócił do swojego właściciela. Duży samiec. Pewnie przywódca. Draco wrzasnął głośno i cofnął się o parę kroków, by za chwilę wylądować na ziemi przez potknięcie się o korzeń.
Elouise lustrowała alfę wzrokiem. Ryknęła donośnie, co on skwitował tym samym. Drapnął pazurami w ziemię i uniósł ciężką łapę z zamiarem zmiażdżenia szatynki. Ta jednak nie zamierzała poddać się bez walki. Wzięła głęboki wdech i jednym splunięciem podpaliła igliwie pod potworem. Iskry, lecące z żarzącej się ściółki, wskakiwały na jego sierść. Cofnął się on i zaczął chodzić w tą i z powrotem, przyglądając się przeciwniczce.
- ZMIEŃ SIĘ!- krzyknął Draco.- ZMIEŃ SIĘ, DO JASNEJ CHOLERY!
- ZAMKNIJ SIĘ, PRZYNAJMNIEJ TERAZ!
Samiec rzucił się na dziewczynę. Ellie chwyciła jego przednie łapy i odepchnęła go do tyłu, odjeżdżając o kilkanaście centymetrów. "Ciężki jest..." mruczała do siebie w myślach.
- D... Dragon...- jęknął Malfoy.
Szatynka spojrzała w jego stronę i jej oczom ukazał się przerażający obraz. Dwie mantykory krążyły wokół Dracona, którego noga utkwiła między grubymi dębowymi korzeniami. Doznała olśnienia.
- Ja już wiem o co tutaj chodzi...- utkwiła wzrok w alfie, który otrzepał grzywę z igliwia i znów stąpał w jej kierunku.- Oni myślą, że chciałam ciebie zjeść. To walka o pożywienie...
- Jaja sobie robisz, nie?!- głos wiązł arystokracie w gardle. On? Przekąską?! JEJ przekąską?!- ZRÓB COŚ, JUŻ WOLĘ ŻEBYŚ TY MNIE ZEŻARŁA NIŻ ONE!!!
- Robię...- szatynka znów odwróciła się do Malfoya. Oczom chłopaka ukazała się dziewczyna, której twarz wydłużyła się tak, że teraz bardziej przypominała pysk jaszczurki niż ludzką buzię. Jej sweter przebiły zalążki skrzydeł, a zielone, zazwyczaj, oczy lśniły krwistoczerwoną barwą. Ślizgona przeszedł dreszcz. Wyglądała przerażająco.
Po chwili jednak jej "przemiana" dobiegła końca i Złota stanęła w swojej prawdziwe skórze przed mantykorami. Wystarczył jeden ryk, aby je wystraszyć i zionięcie ogniem, aby mieć pewność, że nie wrócą.
***
- NO NIE GADAJ!- Ron otworzył szeroko usta ze zdziwienia.
- Ugh, Ronaldzie!- Hermiona skrzywiła się z obrzydzeniem.- Nie mam ochoty oglądać twojego na wpół przeżutego jedzenia, więc zamknij buzię!
- Sorry, Herm.- Weasley głośno przełknął porcję.- Ale... Nie mogę w to uwierzyć! Serio?
- Serio... Nie widać?- burknęła Elouise, prezentując siniaka na przedramieniu.
- Ciesz się, że to tylko siniak. Mantykory są potężne!- Granger zarzuciła włosy za plecy teatralnym gestem.
- No co ty...- Złota oparła głowę na łokciu.- Najlepsze w tym wszystkim jest to, że musimy tam wracać... Malfoy jęczał, że boli go noga i nie udało się nam zebrać nawet połowy składników...
- A to kretyn.- żachnęła się Ginny.
- Twój brat? Tak, zgadzam się.- nienawistny szept dał się słyszeć za głowami Gryfonów. Odwrócili głowy i ujrzeli blondyna ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.
- Uważaj na słowa, Malfoy!- Harry podniósł się z ławy i stanął naprzeciwko Ślizgona. Nie był tak wysoki jak on, brakowało mu paru centymetrów.
- Głupotter, nie przyszedłem do ciebie więc usiądź na dupie i nie przeszkadzaj.- warknął chłopak.- Dragon, chodź.
- Przeproś Harrego!- pisnęła Hermiona.
- Dragon, twoi przyjaciele są wkurzający...
- To sobie możesz stąd iść.- Elouise nawet nie zaszczyciła Dracona spojrzeniem. Powoli i dokładnie dziubała swoją porcję jajecznicy.
- Ruszże te swoje łuskate dupsko!
- MALFOY!
- Dobra, dajcie spokój.- szatynka wstała i spiorunowała arystokratę wzrokiem.- Dobrze, że ocaliłam mantykory przed zjedzeniem ciebie. Jeszcze by się zaraziły twoim chamstwem i głupotą, szkoda zwierzaków...
Po tych słowach dziewczyna ruszyła szybkim krokiem w stronę drzwi. Draco burknął coś pod nosem i pobiegł za nią, a gdy para zniknęła za rogiem, Gryfoni, którzy słyszeli komentarz Złotej, wybuchli gromkim śmiechem.
- Czego chcesz? Mów szybciej, bo jestem głodna...- smoczyca stukała nerwowo paznokciami o kolumnę.
- Nie musimy wracać do Zakazanego Lasu.- mina chłopaka oznaczała, że oczekuje on na podziękowania i to na kolanach.
- Że co?
- A tak. No, bo moja matka ma znajomego, którego była żona ma z nowym facetem syna, którego przyjaciółka...
- Do rzeczy, nie obchodzą mnie twoje powiązania rodzinne.
- ... zawodowo zajmuje się eliksirami. Podeśle nam składniki, powinny przyjść jeszcze dzisiaj.
Po tych słowach Dracze uniósł dumnie podbródek i uśmiechnął się. Elouise zmarszczyła brwi. Ten uśmiech nie był jego "typowym". Nie... Brakowało w nim pogardy, kpiny. To był szczery uśmiech, a Ellie była w szoku, bo pierwszy raz widziała szczery gest u Malfoya.
- Ziemia do Ogniopluja! Co jest, zakochałaś się we mnie?- blondyn delikatnie założył kosmyk włosów za ucho dziewczyny i znów wykrzywił usta w uśmiechu. Tym razem była w nim ironia. Złota potrząsnęła mocno włosami, a do nozdrzy arystokraty dotarł ten sam słodki, delikatny zapach, którym dziewczyna pachniała w Zakazanym Lesie. Westchnął głęboko.
- Przecież mieliśmy SAMI zdobyć składniki.- zignorowała jego żarciki.
- No i zdobywamy. Sami mamy pośredników i samy mamy dostawców.
- Taki cwany, myślisz, jesteś?- brew Elouise powędrowała w górę.
- Ej, liczyłem bardziej na "dziękuję, Draco, dzięki tobie nie musimy wracać do lasu, tak, prześpię się z tobą!"...- chłopak zmarszczył nos, imitując głos nastolatki. Oczywiście- specjalnie przesadzony.
- Hahahaha!- Ellie upadła na kolana i trzymała się kurczowo za brzuch, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Co ciebie tak bawi?!
- Ja? Przespać się z tobą? Po raz- na to liczyłeś?! Po dwa- nie boisz się, że pobrudzisz się "nieludzkim" brudem? Po trzy- sorry, Malfoy, ale zrobiony brzuch to nie wszystko.
Nadal się śmiejąc, wstała, otrzepała kolana z kurzu i wróciła na Wielką Salę, zostawiając Dracona samego. Ten wkuł wzrok w jej kołyszące biodra, których ruch był na pewno po to, aby się z niego ponabijać.
***
- To powinno tak bulgotać?
Siedzieli na środku nieużywanej sali do eliksirów i warzyli Amortencję. Elouise siedziała po turecku w porwanych spodniach i koszuli w zielono czarną kratę, kiwając się w przód i w tył z książką na kolanach. Włosy związała od niechcenia, przez co na twarz spadało jej mnóstwo nieuchwyconych kosmyków, w kok. Draco chodził w tą i z powrotem. Miał na sobie przyległy, czarny golf i ciemnogranatowe jeansy. Nie mógł usiedzieć w miejscu, bał się, że coś pójdzie nie tak i ten przeklęty kociołek wybuchnie. Wredne gadzisko osłoni się skrzydłem, a on będzie musiał wiać.
- Tu jest napisane, że może bulgotać więc chyba nie ma żadnych komplikacji póki co. To musi teraz postać pół godziny...- dziewczyna uniosła wzrok ponad książkę i przechyliła głowę na bok niczym pies, patrząc na kręcącego się blondyna.- Może usiądź? Przecież cię nie zjem.
- A kto to wie...- westchnął Draco. Usłyszał ciche warknięcie towarzyszki i zaśmiał się pod nosem, zajmując miejsce na ziemi obok niej.- Dragon?
- Czego?
- Mogę cię o coś spytać?
- Właśnie to zrobiłeś.
Malfoy przewrócił oczami.
- Nie to nie.
- Zachowujesz się jak rozpieszczone dziecko, którym zresztą jesteś.- zachichotała Elouise.
- Co ty możesz wiedzieć...- arystokrata pochylił się w tył i po chwili leżał na ziemi z rękoma pod głową.
Złota odetchnęła głęboko i oderwała wzrok od kompana. Wciąż się kiwając, skierowała wzrok na okno i przyglądała się gwieździstej nocy. Jasne kropki mrugały przyjaźnie.
- Ładne niebo...- dał się słyszeć głos Dracona.
- Hę?
- Powiedziałem, że ładne niebo.
- No wiem, ale... Ty zauważasz takie rzeczy?- ze zdziwienia to aż kiwanie ustało.
- Jak widać.
- Jesteś inny gdy jesteś z kimś sam na sam...- Elouise po raz pierwszy uśmiechnęła się przyjaźnie do Ślizgona. Ten podniósł brew.
- Jesteś ze mną pierwszy raz s...
- A w lesie to co?
Faktycznie. Draco prawie zapomniał jak dygotał ze strachu i przytulał się do Elouise, bo potrzebował poczucia, że ktoś jest z nim w tym przerażającym miejscu.
- Nie liczy się...- fuknął.
- Chciałeś o coś spytać.- zmieniła temat Złota.
- Już nieważne...
- Jesteś ze mną pierwszy raz s...
- A w lesie to co?
Faktycznie. Draco prawie zapomniał jak dygotał ze strachu i przytulał się do Elouise, bo potrzebował poczucia, że ktoś jest z nim w tym przerażającym miejscu.
- Nie liczy się...- fuknął.
- Chciałeś o coś spytać.- zmieniła temat Złota.
- Już nieważne...
***
Kolejne dwa tygodnie minęły im szybko. Byli już na półmetku swojej pracy. Niedługo nie będą musieli spędzać ze sobą czasu. Nareszcie. Uwolnię się od niej/ niego... Takie myśli zwinęły się w malutki kłębuszek i siedziały głęboko skryte, w czeluściach umysłów naszych bohaterów. Każda minuta była dla nich udręką. Chociaż... Czy naprawdę?
Na początku Elouise próbowała ignorować chamskie odzywki Dracona. Gdy przesadził- odgryzała mu się tak, że nie wiedział jak ma to podsumować. Zbliżający się czas ich szlabanu kwitowała głębokim westchnieniem i zaciskaniem zębów. Ta cisza między nimi była nie do zniesienia. Jednak ostatnio coś zatrzymało jej umysł w jednym punkcie- w nim. Dlaczego jest taki wredny? Przecież to nie może się dziać bez przyczyny... Owszem- przyczyną najpewniej jest nienawiść, ale nigdy tak naprawdę nie dała mu powodu do nienawiści, poza samym faktem tego, że była. Żyła, oddychała tym samym powietrzem co on, miała te same potrzeby- jedzenie, spanie, doskwierała jej samotność i ogarniał ją smutek. Zaczęła się też zastanawiać czy Malfoy nie czuje się samotny...
Czuł się. Ognista nie dawała mu już tyle radości co wcześniej. Teraz rozglądał się za formą życia, do której mógłby się przytulić. Przez dwa tygodnie ich pracy zaprosił do swojego dormitorium połowę panienek z Hogwartu, ale... Co z tego? Za każdym razem, gdy oderwał ową dziewczynę od siebie na pożegnanie i ta opuściła jego królestwo, opadał bezwiednie na łóżko i kulił się. To nie było to, czego chciał. Zaspokojenie żądzy nie równa się zaspokojeniu samotności. Chciałby się do kogoś przytulić, pogadać z kimś o pierdołach, często nawet chciał zostać opieprzonym za głupie, masochistyczne myśli. Żadna z tych pustych lasek nie mogła mu tego dać. Wyśmiałyby go, że Draco, TEN Draco Malfoy, odsłania przed kimś swoje słabości. Przecież zaraz pół szkoły by wiedziało, że jak niczego, boi się on odrzucenia, skreślenia, zapomnienia. Raz nawet przyłapał siebie samego na porównaniu którejś z nich do... Dragon. Do Elouise, z którą przesiadywał po trzy godziny wieczorami, praktycznie w milczeniu, ale nie czuł ciężkiej aury stresowej. Przez te myśli upił się do nieprzytomności i zostawił ją któregoś wieczoru samą. Było mu głupio. Czym mu zawiniła? Niczym. Była Gryfonką, a on nienawidził Gryfonów. Dla zasady.
Miał przed oczami jej zielone oczy, jej rozczochrane, jasnobrązowe włosy, jej bladą cerę i różane policzki, i nosek. Nie próbowała się stroić na "ich wieczory", wręcz przeciwnie. Draco miał wrażenie, że odzienie dziewczyny stanowi barierę ochronną, przed nim właśnie. Luźne, szerokie bluzki, porwane trampki, częściej podziurawione w miejscu skrzydeł swetry, a czasem za duże, męskie koszule. Nie nosiła się tak, jak te dziewczyny, które miały okazję spędzić z nim noc- głębokie dekolty, szpilki. Jednak... To było takie oczywiste. Malfoya zaczęła nudzić oczywistość. Przypomniała mu się scena z dnia dostania szlabanu, kiedy to niechcący rozpiął jej mundurek. Nigdy by się nie spodziewał, że ta Gryfonka ma taki ładny biust... Zresztą- skąd miał się spodziewać? Wszystkie te ubrania wiszą na niej jak worki po ziemniakach.
- Ej, blondasie...- drobna dłoń rozmazała mu obraz przed oczami. Ocknął się i spojrzał na Ellie.
- C- co?
- Aż taka nudna jestem, że tu zasypiasz? Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno...- zaśmiała się Złota.
- Nie, nie... Wybacz, mam dużo na głowie...- mruknął chłopak i wplątał dłonie we włosy, żeby za chwilę przetrzeć mocno oczy i twarz.
- Hej, nie spodziewałam się takiego wyznania, myślałam, że potwierdzisz moje słowa.- zdziwieniu Elouise nie było końca.
- Dragon?
- Co znów?
- Pamiętasz jak chciałem mieć do ciebie pytanie, ale przez twój wredny charak...- tu dostał poduszką od warczącej dziewczyny. Parsknął szczerym śmiechem.- No dobra, dobra! Nie mogłem go zadać, pamiętasz?
- No i co w związku z tym?
- Mogę je zadać teraz?
Różne myśli przemknęły przez umysł szatynki. Draco brzmiał poważnie i mogła być gotowa tak naprawdę na wszystko...
- Wal.
- Czego się boisz?
***
PRZEPRASZAM, ŻE MNIE NIE BYŁO TYLE CZASU!
Ludzie, moje życie to jeden wielki kataklizm. :P Ale udało mi się napisać, mam nadzieję, że Wam się spodoba... :)
Ja tymczasem lecę nadrobić Wasze dzieła. Czekam na szczere opinie co do rozdziału. :)
Ach, i chciałabym go dedykować moim regularnym komentatorkom!
Dia Ment., ~hope~, Victorie Jaś- wielkie buziaki dla Was, Dziewczyny! :*
Pozdrawiam wszystkich!
Ina
PS. U Was też jest taka piękna jesień jak u mnie, w Białymstoku? :)
wtorek, 24 września 2013
1. ONE SHOT- "Czas zakopać przeszłość" cz. 1
- ŻE CO?!- wrzasnęła para nastolatków.
- Bardzo dobrze mnie słyszeliście...- wściekłości profesor McGonagall nie było końca.- Wasze zachowanie było karygodne! Ładny przykład dajecie pierwszakom, którzy próbują chociaż trochę zjednoczyć wasze domy!
- Zdrajcy...- fuknął chłopak.
- Cicho, panie Malfoy. Macie się zgłosić dziś wieczorem do profesora Snape'a. Nie przyjmuję żadnych usprawiedliwień. Takie sytuacje mają się nie powtarzać, inaczej kary będą surowsze!- nauczycielka odwróciła się zamaszyście na pięcie i ruszyła wzdłuż korytarza. Draco przetarł krwawiącą wargę.
- To wszystko twoja wina! Nie umiesz panować nad sobą? Mogłaś mnie zabić!- wrzeszczał na trzymającą się za rozcięty policzek Elouise.
- Wiesz, gdyby nie McGonagall, to chętnie bym to zrobiła...- odgryzła się mu.
- Jesteś niebezpiecznym zwierzakiem, nie powinno cię tuuUUU...- ostatnie słowa Ślizgona przeciągnęły się w przerażony jęk gdy Gryfonka chwyciła jego kołnierz i przygwoździła go jednym zamachnięciem do ściany.
- Powtórz to, co powiedziałeś. NO POWTÓRZ!- źrenice dziewczyny zwężyły się, obrazując jej wściekłość. Uniosła Malfoya wyżej tak, że jego stopy przestały dotykać podłogi.
- Odpieprz się ode mnie...- bąknął tylko w przestrachu.
- Jestem mądrzejsza niż ty!- Złota puściła koszulkę blondyna, a on z łoskotem upadł na podłogę.- Gdyby nie twoja zasrana "czystość krwi" nie oberwałbyś tak po swoim arystokratycznym pysku. Mówię ci po raz ostatni- odwal się od Hermiony.
- Ja tylko głoszę prawdę. Przecież to szlama... KURWA!- ostatnie słowo chłopaka było głośnym sykiem bólu, gdy Elouise kopnęła go z całej siły w brzuch.
- Przez ciebie musimy iść do Nietoperza więc nie rób więcej problemów. Bo jak się nam trafi szlaban w Zakazanym Lesie to kto sobie nie poradzi? Ty czy ja?- szeptała nienawistnie szesnastolatka, pochylając się nad skulonym Draconem. Widząc jego pulsujące gniewnie żyły i to, jak zaciska zęby, dodała z lekkim uśmiechem.- No właśnie. Więc radzę ci ugryźć się czasem w język i pomyśleć, o ile nie sprawia ci to bólu, zanim coś powiesz, zapchlona fretko.
Szatynka odwróciła się i ruszyła w stronę Skrzydła Szpitalnego, zostawiając obolałego Ślizgona samego na korytarzu. "Ani mi się śni mu pomagać..." fuczała na siebie w myślach. Draco, zresztą, nie chciał żadnej pomocy. Wolał przeczekać aż promieniujący po całym ciele ból minie, wtedy sam pójdzie do pani Pomfrey.
- Bardzo dobrze mnie słyszeliście...- wściekłości profesor McGonagall nie było końca.- Wasze zachowanie było karygodne! Ładny przykład dajecie pierwszakom, którzy próbują chociaż trochę zjednoczyć wasze domy!
- Zdrajcy...- fuknął chłopak.
- Cicho, panie Malfoy. Macie się zgłosić dziś wieczorem do profesora Snape'a. Nie przyjmuję żadnych usprawiedliwień. Takie sytuacje mają się nie powtarzać, inaczej kary będą surowsze!- nauczycielka odwróciła się zamaszyście na pięcie i ruszyła wzdłuż korytarza. Draco przetarł krwawiącą wargę.
- To wszystko twoja wina! Nie umiesz panować nad sobą? Mogłaś mnie zabić!- wrzeszczał na trzymającą się za rozcięty policzek Elouise.
- Wiesz, gdyby nie McGonagall, to chętnie bym to zrobiła...- odgryzła się mu.
- Jesteś niebezpiecznym zwierzakiem, nie powinno cię tuuUUU...- ostatnie słowa Ślizgona przeciągnęły się w przerażony jęk gdy Gryfonka chwyciła jego kołnierz i przygwoździła go jednym zamachnięciem do ściany.
- Powtórz to, co powiedziałeś. NO POWTÓRZ!- źrenice dziewczyny zwężyły się, obrazując jej wściekłość. Uniosła Malfoya wyżej tak, że jego stopy przestały dotykać podłogi.
- Odpieprz się ode mnie...- bąknął tylko w przestrachu.
- Jestem mądrzejsza niż ty!- Złota puściła koszulkę blondyna, a on z łoskotem upadł na podłogę.- Gdyby nie twoja zasrana "czystość krwi" nie oberwałbyś tak po swoim arystokratycznym pysku. Mówię ci po raz ostatni- odwal się od Hermiony.
- Ja tylko głoszę prawdę. Przecież to szlama... KURWA!- ostatnie słowo chłopaka było głośnym sykiem bólu, gdy Elouise kopnęła go z całej siły w brzuch.
- Przez ciebie musimy iść do Nietoperza więc nie rób więcej problemów. Bo jak się nam trafi szlaban w Zakazanym Lesie to kto sobie nie poradzi? Ty czy ja?- szeptała nienawistnie szesnastolatka, pochylając się nad skulonym Draconem. Widząc jego pulsujące gniewnie żyły i to, jak zaciska zęby, dodała z lekkim uśmiechem.- No właśnie. Więc radzę ci ugryźć się czasem w język i pomyśleć, o ile nie sprawia ci to bólu, zanim coś powiesz, zapchlona fretko.
Szatynka odwróciła się i ruszyła w stronę Skrzydła Szpitalnego, zostawiając obolałego Ślizgona samego na korytarzu. "Ani mi się śni mu pomagać..." fuczała na siebie w myślach. Draco, zresztą, nie chciał żadnej pomocy. Wolał przeczekać aż promieniujący po całym ciele ból minie, wtedy sam pójdzie do pani Pomfrey.
***
- Ellie... Niepotrzebnie tak zareagowałaś. Już zdążyłam się przyzwyczaić...- Hermiona położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.
- Tylko kłopotów sobie narobiłaś. Następnym razem trzeba wymyślić taki sposób, żeby tylko Malfoy oberwał. Przecież nie miałaś złych intencji...- Ginny zamknęła z hukiem książkę, którą trzymała na kolanach i przyjrzała się twarzy Elouise. Podbite, zasiniałe oko i zaszyty błękitnymi nićmi policzek. Do tego dochodziły podrapane do krwi ręce i mały siniaczek pod paznokciem kciuka. Mimo krzepy smoczycy, Draconowi trzeba było przyznać jedno- umiał się bronić.
- Zobacz jak cię załatwił... Damski bokser.- Ron zmarszczył nos i oparł głowę na oparciu kanapy.
- Musiał coś zrobić. Miał stać bez ruchu i przyglądać się jak obijam mu mordę?- Złota odwróciła się i spojrzała na Weasleya, a liczne kolczyki w jej uszach zadzwoniły cichutko pod wpływem ruchu.
- Ellie, serio. Nie przejmuj się nim. To zwykły dupek...- Potter uśmiechnął się ciepło do przyjaciółki i podał jej, tak jak reszcie, kubek z gorącym kakao, który właśnie przyniósł mu jeden ze skrzatów kuchennych.
- Niczym się nie przejmuję, mogę być i wyrzucona z tej szkoły. Chcę tylko żeby fretka dała w końcu spokój Hermi i innym mugolakom.- westchnęła cicho Elouise obracając kubek w palcach. Był za gorący żeby trzymać go stabilnie.
- Nie mów tak. Nikt cię stąd nie wyrzuci, a Malfoy się nie zmieni. Nigdy w to nie uwierzę.- Ginny potrząsnęła rudą grzywą, zarzucając sobie niesforny kosmyk za ucho.
Atmosfera wśród Gryfonów nieco się rozluźniła. Ron rzucał co chwilę jakieś żarciki o Ślizgonach, Hermiona i Weasleyówna dorwały Harrego, czesząc mu włosy i próbując zrobić mu makijaż. W kominku wesoło trzaskał ogień, za oknem bezchmurny zachód zamienił zimny błękit nieba w ciepłą pomarańcz i róż, a na twarzy Elouise zagościł szczery uśmiech.
Inaczej prezentowała się sytuacja w salonie Slytherinu.
Panowała tu cisza, jedynie po kątach jakieś młodziaki szeptały, odrabiając prace domowe. Jezioro nad głowami Ślizgonów było spokojne, nic nie mąciło ruchów wody, nawet żaden tryton nie przepływał tą drogą. Zupełnie jakby wszystkie stworzenia wyczuwały wściekłość młodego arystokraty.
Draco krążył po dormitorium. Na skórzanym fotelu siedział Blaise, obserwując bez słowa każdy ruch kumpla. W dłoni kołysał szklanką z Ognistą. Poluzował lekko krawat i westchnął cicho. Zapoczątkowało to wybuch.
- Nienawidzę tego ogniopluja!- ryknął Malfoy, zatrzymując się i uderzając pięściami w ścianę. Dzieciaki w dormitorium podskoczyły lekko ze strachu i uciekły do swoich sypialni.- Nie chce mi się wierzyć, że jest czystej krwi!
- Jej krew jest czystsza od twojej i mojej razem wziętych...- bąknął Zabini. Był to błąd.
- Tak? To może jeszcze zaczniecie mnie wyzywać od szlam? MNIE?
- Stary, wyluzuj!- czarnoskóry Ślizgon zmarszczył brwi.- To, że masz rozciętą wargę, siniaka na pół mordy i szwy na nodze nie znaczy, że jest od ciebie lepsza... Aczkolwiek bić to ona się umie...
- Jakbyś ważył pięć ton i miał identyczną siłę to też byś umiał.- Draco opadł bezwładnie na kanapę.
- Ona waży pięć ton?- oczy Blaise'a rozszerzyły się do wielkości galeonów.
- Pewnie nie... Chuj mnie obchodzi ile waży. Poraniła mnie i wypaliła mi dziurę w szacie. Ona mnie w ogóle dotknęła!- Malfoy skrzyżował ręce na piersi i wyglądał jak obrażone dziecko. Zabiniemu chciało się z niego śmiać, ale na pewną myśl od razu spoważniał.
- Smoku... Mam tylko nadzieję, że ona wygląda lepiej niż ty...- brzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. Blondyn odwrócił głowę i w milczeniu przypatrywał się przyjacielowi.
- No chyba mi nie powiesz, że podniosłeś rękę na kobietę?- klamka zapadła.
- A co miałem robić?! Stać i szczerzyć się żeby jej się przyjemniej mnie lało? Nie, dzięki.
- Mogłeś ją powstrzymać, a nie bronić się atakiem!
- Kurwa, chciałem!- Draco zerwał się na równe nogi.- Złapałem ją za nadgarstek, ale ona wzięła zamach i wylądowałem na plecach dwa metry dalej!
Diabeł gwizdnął przez zęby.
- Ta dziewczyna mnie szokuje. Nie dość, że odważyła się ciebie załatwić to jeszcze zrobiła to tak, że wyglądasz jakbyś walczył z całym gangiem.
- A weź spierdalaj.- Draco chwycił płaszcz z fotela i ruszył w stronę wyjścia.- Idę na swój szlaban.
- Masz dziurę w szacie przecież...
- Mam to gdzieś!
- Niczym się nie przejmuję, mogę być i wyrzucona z tej szkoły. Chcę tylko żeby fretka dała w końcu spokój Hermi i innym mugolakom.- westchnęła cicho Elouise obracając kubek w palcach. Był za gorący żeby trzymać go stabilnie.
- Nie mów tak. Nikt cię stąd nie wyrzuci, a Malfoy się nie zmieni. Nigdy w to nie uwierzę.- Ginny potrząsnęła rudą grzywą, zarzucając sobie niesforny kosmyk za ucho.
Atmosfera wśród Gryfonów nieco się rozluźniła. Ron rzucał co chwilę jakieś żarciki o Ślizgonach, Hermiona i Weasleyówna dorwały Harrego, czesząc mu włosy i próbując zrobić mu makijaż. W kominku wesoło trzaskał ogień, za oknem bezchmurny zachód zamienił zimny błękit nieba w ciepłą pomarańcz i róż, a na twarzy Elouise zagościł szczery uśmiech.
Inaczej prezentowała się sytuacja w salonie Slytherinu.
Panowała tu cisza, jedynie po kątach jakieś młodziaki szeptały, odrabiając prace domowe. Jezioro nad głowami Ślizgonów było spokojne, nic nie mąciło ruchów wody, nawet żaden tryton nie przepływał tą drogą. Zupełnie jakby wszystkie stworzenia wyczuwały wściekłość młodego arystokraty.
Draco krążył po dormitorium. Na skórzanym fotelu siedział Blaise, obserwując bez słowa każdy ruch kumpla. W dłoni kołysał szklanką z Ognistą. Poluzował lekko krawat i westchnął cicho. Zapoczątkowało to wybuch.
- Nienawidzę tego ogniopluja!- ryknął Malfoy, zatrzymując się i uderzając pięściami w ścianę. Dzieciaki w dormitorium podskoczyły lekko ze strachu i uciekły do swoich sypialni.- Nie chce mi się wierzyć, że jest czystej krwi!
- Jej krew jest czystsza od twojej i mojej razem wziętych...- bąknął Zabini. Był to błąd.
- Tak? To może jeszcze zaczniecie mnie wyzywać od szlam? MNIE?
- Stary, wyluzuj!- czarnoskóry Ślizgon zmarszczył brwi.- To, że masz rozciętą wargę, siniaka na pół mordy i szwy na nodze nie znaczy, że jest od ciebie lepsza... Aczkolwiek bić to ona się umie...
- Jakbyś ważył pięć ton i miał identyczną siłę to też byś umiał.- Draco opadł bezwładnie na kanapę.
- Ona waży pięć ton?- oczy Blaise'a rozszerzyły się do wielkości galeonów.
- Pewnie nie... Chuj mnie obchodzi ile waży. Poraniła mnie i wypaliła mi dziurę w szacie. Ona mnie w ogóle dotknęła!- Malfoy skrzyżował ręce na piersi i wyglądał jak obrażone dziecko. Zabiniemu chciało się z niego śmiać, ale na pewną myśl od razu spoważniał.
- Smoku... Mam tylko nadzieję, że ona wygląda lepiej niż ty...- brzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. Blondyn odwrócił głowę i w milczeniu przypatrywał się przyjacielowi.
- No chyba mi nie powiesz, że podniosłeś rękę na kobietę?- klamka zapadła.
- A co miałem robić?! Stać i szczerzyć się żeby jej się przyjemniej mnie lało? Nie, dzięki.
- Mogłeś ją powstrzymać, a nie bronić się atakiem!
- Kurwa, chciałem!- Draco zerwał się na równe nogi.- Złapałem ją za nadgarstek, ale ona wzięła zamach i wylądowałem na plecach dwa metry dalej!
Diabeł gwizdnął przez zęby.
- Ta dziewczyna mnie szokuje. Nie dość, że odważyła się ciebie załatwić to jeszcze zrobiła to tak, że wyglądasz jakbyś walczył z całym gangiem.
- A weź spierdalaj.- Draco chwycił płaszcz z fotela i ruszył w stronę wyjścia.- Idę na swój szlaban.
- Masz dziurę w szacie przecież...
- Mam to gdzieś!
***
- Zapewne wiecie dlaczego tu jesteście...- ruch ust profesora Snape'a był tak znikomy, że wyglądał jakby był brzuchomówcą. Elouise gapiła się na szafki z fiolkami, a Draco oglądał znudzony swoje paznokcie.- Uznajmy to za tak. Mam dla was specjalne zadanie.
- Nie mam zamiaru nic z nią robić.- warknął Malfoy. Ellie nawet nie spojrzała w jego stronę tylko podrapała się lekko po szwie.
- Amortencja to nie jest nic...- odezwał się Severus.- Tak, dobrze pani słyszała, panno Dragon...- Elouise nie dowierzała i spojrzała przerażonym wzrokiem w oczy nauczyciela.- Ostatnio Irytek zrobił mi bałagan w zapasach i nie mam ani jednej fiolki, wszystkie się stłukły. Waszym zadaniem będzie uwarzenie pięciu kociołków.
- Ale... Ale to się warzy miesiąc...- jęknęła Złota.
- Będziecie zatem mieli czas na przemyślenie wspólnie swojego zachowania. Wszystkie składniki macie zdobyć sami.- uśmiechnął się cwanie Snape.
- Mamy iść do Zakazanego Lasu?!- Draco poczuł dreszcz na plecach.
- Och, obawia się pan czegoś w towarzystwie panny Dragon, panie Malfoy?- syknął profesor.
- Tak. Że zostawi mnie samego.
- Bardzo chętnie- Złota zmrużyła oczy.
- Gryffindor traci pięć punktów. Proszę się liczyć ze słowami, takie groźby to poważna sprawa, Dragon. Dobranoc.- Nietoperz zostawił w sali Gryfonkę i Ślizgona, zabijających się wzrokiem, samych.
- Świetnie.- Draco odezwał się pierwszy.- Po prostu świetnie. Nie dość, że muszę warzyć jakiś pieprzony eliksir miłosny, to jeszcze muszę go robić z gadem.
- Wierz mi- Ellie uniosła brew do góry.- Wolałabym to robić ze sklątką tylnowybuchową niż z tobą...
Blondyn nie wytrzymał i z wściekłym rykiem rzucił się na szatynkę. Ta, zszokowana zachowaniem kolegi, nie zdążyła zareagować i za chwilę leżała na podłodze, przygwożdżona przez chłopaka.
- Malfoy, dobrze ci radzę...- syczała przez zaciśnięte zęby.- Nie chcę ci zrobić krzywdy, ale twoje zachowanie do tego prowadzi...
- Nawet się nie opierasz.- uśmiechnął się tryumfalnie Ślizgon, ściskając nadgarstki szesnastolatki.- Czyżbym ci się podobało to, że dominuję nad tobą?
Elouise nie dowierzała własnym uszom.
- Czy ciebie już do reszty popieprzyło?! Złaź ze mnie, ty bezwartościowa kupo blond kłaków.
- Nadal się nie opierasz...
- Jak się oprę to nie usiądziesz na tym chudym dupsku przez najbliższy miesiąc naszej pracy.
- Już to widzę...- zaśmiał się Malfoy.
- Skoro tak...- Złota wzruszyła ramionami i wierzgnęła z całej siły nogami, jakby chciała zarzucić je za siebie. Ruchem tym zepchnęła z siebie chłopaka, który wpadł z hukiem na rząd ławek i wstała, otrzepując szatę na udach.
- Fuj... Siedziałeś na mnie...- fuknęła.
Cisza.
- Ej?
Nic.
- Malfoy, to nie jest zabawne.
Milczenie.
Elouise podeszła niepewnie w stronę miejsca, gdzie powinien leżeć Ślizgon. Ujrzała go nieprzytomnego z rozciętym czołem. Nachyliła się nad nim i przetarła krew z jego skroni.
- Cholera jasna...- przełknęła ślinę.- Draco, idioto, obudź się.
Szturchnęła nastolatka lekko w ramię i w tym momencie coś szarpnęło ją w dół. Boleśnie zderzyła się plecami z posadzką.
- Ssss... Malfoy!
Blondyn znów siedział na dziewczynie.
- Po raz ostatni mnie zraniłaś... Rozumiesz?- celował różdżką w jej łuskowate gardło.
- Nie chciałeś słuchać!- szatynka zmarszczyła brwi ze złości. Dała się wykiwać.
- To nie jest pow...- Dracon urwał wpół zdania. Na jego twarzy zabłysnął delikatny, ledwo widoczny rumieniec. Schował różdżkę do kieszeni, wstał, otrzepał się z kurzu i odwrócił plecami do zdezorientowanej Elouise.- Ubierz się...
Dziewczyna spojrzała po sobie. Dostrzegła rozpięte guziki koszuli. Musiało się to stać podczas szarpnięcia Malfoya. Odpięta koszula odsłoniła biust dziewczyny, zakryty białym, koronkowym biustonoszem. Ellie pospiesznie zabrała się za zapinanie guzików, po czym wstała i chrząknęła lekko.
- No to... Od czego zaczynamy?
- Od składników, co nie? Bez tego ani rusz...- speszony Draco nadal nie śmiał skierować na nią wzroku. Czuł się tak po raz pierwszy. Nigdy wcześniej nie zawstydzał go widok kobiecych piersi. Może to dlatego, że był to biust znienawidzonej Gryfonki? Nigdy nie spodziewałby się, że pod jej luźnymi szatami kryje się takie ciało.
- Dobra. No to kierunek Zakazany Las...- westchnęła Elouise.
***
Ściółka leśna skrzypiała im pod stopami. Była połowa listopada, zima zbliżała się nieuchronnie, a noce były lodowate. W lesie panowała mrożąca krew w żyłach cisza, nawet żadna sowa nie pohukiwała. Draco trzymał się skrawka szaty Złotej i szedł za nią, podczas gdy dziewczyna oświetlała im drogę lampą pożyczoną od Hagrida. Pnie drzew wyglądały jak czające się w mroku potwory i rzucały złowrogie cienie przed idącymi nastolatkami.
- Czego szukamy?- szepnął Malfoy, wprost przy uchu dziewczyny. Poczuła ona lekki dreszcz na dotyk ciepłego oddechu na karku.
- Ciemiernika czarnego i skarabeuszy... Pierwsze to kwiatek, drugie to robaczki, tak dla wiadomości.- parsknęła cicho szatynka
- Wiem! Nie rób ze mnie idioty...- syknął chłopak gdy nagle z mroku dało się słyszeć odgłosy szurania. Elouise zatrzymała się i poczuła jak Malfoy kurczowo obejmuje ją w talii.- Co to było?!
- Nie mam pojęcia i przestań się do mnie kleić, fretko.- burknęła zielonooka.
- Nie bierz tego zbyt osobiście, najzwyczajniej w świecie się... Uch... No boję się!- zawył Malfoy. Dziewczyna zwiesiła bezwładnie głowę i westchnęła ciężko.
- Niech ci będzie. Ale nie gadaj tyle i po prostu chodź.
Stawiali kroki bardzo ostrożnie, rozglądając się po wszystkich krzakach dookoła. Nie chcieli żeby zaskoczył ich nagle jakiś stwór. Po jakimś czasie oczy Elouise utkwiły w jednym punkcie. Stała tak, wpatrując się w dal przez dłuższy czas.
- Co się dzieje?- spytał Malfoy.
- Ciii...
- No powiedz.
- Cicho bądź.
- Ty sobie ze mnie jaja robisz, nie? To nie jest...- dłoń Ellie ułożyła się na ustach Ślizgona, blokując mu możliwość gadania. Do jego nozdrzy dotarł zapach perfum dziewczyny, którymi pryskała się nie tylko po szyi, ale i po nadgarstkach. Kwiatowa, słodka, delikatna woń pieściła zmysł węchu blondyna. Chwilę delektowania się przerwało mocne szarpnięcie i zderzenie ze ściółką leśną oraz korzeniami drzew.
- Co ty wyrabiasz?!- syknął Draco, masując obolałe pośladki.
- Ciii... Spójrz tam...- Elouise szeptała tak, że chłopak ledwo ją usłyszał. Posłusznie jednak popatrzył we wskazywanym przez koleżankę kierunku i zamarł.
Dosłownie kilka metrów przed nimi ocierała się o drzewa dorosła mantykora. Jej wielkie lwie cielsko szurało leniwie o korę, a skorpionowy ogon zamiatał z błogości liście. Stwór wydawał ciche pomruki zadowolenia i na jego ludzkiej twarzy widniał szeroki uśmiech. Kobiece rysy. To samica.
- Spójrz jaki ma wielki brzuch!- Draco szarpał lekko Elouise za szatę.- Myślisz, że coś zeżarła? Może nas nie zaatakuje.
- Nie sądzę...- zamyśliła się dziewczyna, przypatrując się mantykorze.- Wygląda bardziej jakby była ciężarna.
- No tak... Zapomniałem, że ktoś tu wybrał opiekę nad potworami jako główny przedmiot...- zadrwił Ślizgon.
- Masz z tym jakiś problem?- brew Ellie powędrowała w górę.
- Skąd... Dzięki tobie przynajmniej wiem, że w tym lesie rozmnażają się mantykory. Cóż za niepowtarzalne doświadczenie!
- Stul pysk i siedź cicho. Może sobie pójdzie, jeśli dopisze nam szczęście. Wygląda na to, że jesteśmy na jej terenie...- na te słowa Draco zamarł.
- I co teraz?- szepnął.
- Poczekajmy chwilę, zobaczymy co zrobi...
Szesnastolatkowie leżeli na brzuchach na niewygodnych i twardych korzeniach. Igły z drzew wbijały im się w każdą część ciała. Ślizgon źle to znosił i drapał się co sekundę w inne miejsce.
- Możesz przestać się wiercić? Usłyszy nas!- oburzyła się za którymś razem szatynka.
- Nie moja wina, że mnie to swędzi!- teraz chłopak drapał się po brzuchu. Ellie kątem oka dostrzegła zarys jego mięśni. Gra w Quidditcha robi swoje...
- Nie wytrzymam!- jęknął i podniósł się na kolana żeby sięgnąć swędzącej łydki. Pomruki mantykory ustały.
- Zwariowałeś?!- Elouise szarpnęła Malfoya w dół, a ten wylądował na niej.
- Co ty...- Draco właśnie dostrzegł, że stwór węszy i niepewnie stawia kroki w ich kierunku.
- Głupia fretko, chcesz nas zabić?!- gdyby wzrok mógłby zabijać, to arystokrata leżałby już martwy. Gniewne ogniki, tańczące w zielonych oczach Gryfonki, lustrowały jego twarz w furii.
- Wygodny masz biust.- stwierdził ni stąd ni zowąd Draco i bezceremonialnie wtulił się w ciało dziewczyny. Dobrze, że dookoła panowała totalna ciemność, bo z całą pewnością rumieniec, który wstąpił na twarz Złotej, byłby obiektem drwin blondyna przez najbliższe sto lat.
- Wysłuchaj mnie dobrze, bo powiem to pierwszy i ostatni raz.- zaczęła cicho.- Nie chcę walczyć z niczym tutaj ani nie chcę wracać tu z powrotem, bo nie uda nam się czegoś zdobyć. Chcę to załatwić za jednym razem więc radzę ci się uspokoić, bo twoje zachowanie może nas zgubić...
- Ja tylko stwierdziłem fakt, powinnaś to przyjąć jako komplement.- głos Dracona ociekał nienawiścią. Jak ten gad śmiał go upominać?
- Zamknij się już.
***
Oto i mamy pierwszego one shota, którego temat był zamówiony! HURRA! :D
Postanowiłam podzielić go na części, bo pisało mi się go tak lekko i przyjemnie, że zachciałam rozwinąć tę historię. Każdy oczywiście już pewnie wie dokąd zmierza ta miniaturka... :)
Kochani! Jeśli komuś podoba się mój styl to bardzo proszę, nie krępujcie się! Jestem jak najbardziej otwarta na propozycje miniaturek!
Komentujcie jak mi to wyszło. :D
Pozdrawiam Was bardzo ciepło w te zimne, prawie październikowe już, dni. :)
Ina
Subskrybuj:
Posty (Atom)